Jakub Artych, WP SportoweFakty: Przed rozgrywkami 12. miejsce wzięlibyście w ciemno. Po takim sezonie czuć jednak w Krośnie mały niedosyt.
Dariusz Wyka, gracz Miasta Szkła Krosno: Zgadza się. Ostatnio spotkałem nawet jednego kibica w sklepie i powiedział, że nasze miejsce jest dobre, ale apetyty były nieco większe. Obaj stwierdziliśmy, że play offy były zdecydowanie w naszym zasięgu. Teraz jednak już nic nie możemy zrobić.
[b]
Po pierwszej rundzie rozgrywek wszystko wyglądało świetnie. Miasto Szkła Krosno zajmowało nawet 4. miejsce w PLK. Kiedy to wszystko się trochę posypało?
[/b]
Wygraliśmy wtedy z naprawdę mocnymi zespołami. Przed sezonem mówiono, że jako beniaminek możemy być chłopcem do bicia, ale zupełnie się to nie sprawdziło. Po serii zwycięstw w prasie pojawiło się wiele pozytywnych opinii na nasz remat. Na pewno zostawiliśmy po sobie dobry ślad, mimo iż ostatnie mecze nie były w naszym wykonaniu najlepsze.
ZOBACZ WIDEO: Polski himalaista przeżył "biwak śmierci" na Mount Everest. Niebywała odporność!
Wiele zmieniło się po odejściu Chrisa Czerapowicza. Coś w nas wtedy pękło i maszyna z Krosna nie funkcjonowała już tak jak wcześniej. Nie potrafiliśmy sobie z tym do końca poradzić. Bez niego wygraliśmy jednak kilka meczów, więc nie można też mówić, że było bardzo źle.
Czerapowicz był dla was wyjątkową postacią, zarówno na boisku jak i poza nim. Jego wpływ na zespół był ogromny.
Na parkiecie był mega zawodnikiem. Robił praktycznie wszystko: zbierał, asystował i przede wszystkim punktował. Poza boiskiem jest bardzo normalnym zawodnikiem. Czasami są koszykarze, którzy na parkiecie grają znakomicie, a poza nim izolują się od grupy i chodzą swoimi ścieżkami. Chris był inny. Cały czas był sobą, nikogo nie udawał. Był bardzo skromny i pamiętam, że jak ktoś go bardzo chwalił, to czasami się nawet zawstydzał. Na pewno odcisnął na drużynie wielkie piętno.
Po kilku latach Dariusz Wyka wrócił do PLK. Jak można ocenić ten sezon?
Często przed meczami rozmawiałem z zawodnikami innych drużyn, którzy są w moim wieku. Wszyscy mówili, że trochę się zasiedziałem w I lidze i fajnie, że już wróciłem do ekstraklasy. Niczego jednak nie żałuję. Miejsce w PLK wywalczyłem sobie w sportowej walce na parkiecie i jestem z tego bardzo zadowolony. Myślę, że cały sezon był dobry w moim wykonaniu. Końcówka może nie była najlepsza, jednak na przestrzeni całych rozgrywek wyglądało to dobrze. Na parkiecie przebywałem średnio 15-20 minut i starałem się wykorzystać swój czas.
Jest pan zadowolony z takiej ilości minut czy oczekiwał na więcej?
Taką wizję miał trener i trzeba się było podporządkować. Bardzo dobry sezon miał Kareem Maddox, który ma wielkie możliwości w ofensywie. Miał niesamowite wyniki. Godziłem się z rolą rezerwowego. Dla mnie najważniejsza jest drużyna i zawsze starałem się grać dla niej.
Spory wpływ na waszą grę mieli kibice, którzy często na stojąco wspierali swój zespół. Była to prawdziwa wartość dodana.
Dokładnie. Czasami były momenty, w których przegrywaliśmy różnicą 6, 8 czy nawet 12 punktów. Wtedy kibice włączali piąty bieg i zaczęli dopingować. Atmosfera była kapitalna. Przy takim dopingu aż chciało się grać i walczyć do upadłego. Kibice w tym i w poprzednim sezonie byli znakomici. Wiadomo, że teraz mecze były zdecydowanie bardziej wyrównane niż wcześniej. W I lidze fani siadali na trybunach i zastanawiali się jaką różnicą wygramy: 10, 20 czy 30 punktów. Nawet przyjmowali między sobą zakłady. W PLK większość meczów była "na styku" i to też ich porwało do wielkiego dopingu. Chciałbym w imieniu całej drużyny im za to wszystko podziękować.
Po takim sezonie chciałby pan na stałe zadomowić się w PLK?
Zdecydowanie. Moim celem jest pozostanie w PLK jak najdłużej. Jest to zupełnie inna koszykówka niż w I lidze. Będę robił wszystko, aby grać tutaj jak najlepiej.