Po wsadzie Kima Adamsa, Rosa Radom prowadziła 73:57 i była na najlepszej drodze do objęcia prowadzenia w serii z Polskim Cukrem Toruń. Tym samym podopieczni Wojciecha Kamińskiego zyskaliby przewagę parkietu, która ma duże znaczenie w play-off.
Od tego momentu radomianie stanęli, pogubili się po obu stronach parkietu. Torunianom na samom koniec trzeciej odsłony udało się zdobyć siedem punktów. Później kontynuowali dobrą grę, doprowadzając do remisu (74:74) na sześć minut przed końcem spotkania.
- Zaczęliśmy mocniej bronić. Wcześniej przegrywaliśmy pojedynki jeden na jeden. Trener obniżył skład, przez co byliśmy bardziej agresywni na obwodzie - tłumaczy Bartosz Diduszko, skrzydłowy Polskiego Cukru.
Gospodarze w samej końcówce mieli nawet cztery punkty przewagi (91:87), ale przez swoje gapiostwo nie dowieźli prowadzenia. Do wyłonienia zwycięzcy potrzebna była dogrywka. W niej więcej opanowania i zimnej krwi zachowali torunianie, którzy ostatecznie wygrali 105:98. - Powinniśmy to zakończyć w regulaminowym czasie - przyznaje Diduszko.
ZOBACZ WIDEO Katarzyna Kiedrzynek: Nawet nie marzyłam o takim klubie jak PSG, to był dla mnie szok
Torunianie wygrali podwójnie. Utrzymali przewagę parkietu i udowodnili, że są drużyną z charakterem. Odrobić 17 punktów straty w play-off to spory wyczyn. - Nie szło nam, nie umieliśmy znaleźć swojego rytmu, ale podnieśliśmy się. Uporaliśmy się z własnymi problemami i pokonaliśmy wicemistrza Polski. W tym meczu postawiliśmy na ofensywę, chcieliśmy ich przerzucić - wyjaśnia gracz Twardych Pierników.
- Mamy 1:0, ale to o niczym nie świadczy. Do awansu potrzebujemy jeszcze dwóch zwycięstw - zaznacza Bartosz Diduszko.
Drugie spotkanie w tej serii odbędzie się w sobotę. Początek zawodów o 15:45.