Osłabieni kontuzjami San Antonio Spurs nie zdołali przeciwstawić się Golden State Warriors i w serii finałowej Konferencji Zachodniej nie zwyciężyli ani jednego meczu. W nocy z poniedziałku na wtorek polegli 115:129. 32 minuty na parkiecie spędził Manu Ginobili - zdobył 15 punktów i miał 7 zbiórek.
Niewykluczone, że dla weterana parkietów NBA był to ostatni mecz w karierze. W lipcu 2016 roku podpisał bowiem jednoroczny kontrakt, opiewający na 14 milionów dolarów. Kibice zgromadzeni AT&T Center (hala Spurs), w czwartej kwarcie skandowali imię argentyńskiego koszykarza i gdy opuszczał parkiet, pożegnali go gromkimi brawami. Czy zobaczyli go w akcji po raz ostatni?
- Fizycznie czuję, że wciąż mógłbym grać. Potrzebuję trzech, czterech tygodni, aby odpocząć, porozmawiać z moją żoną i zdecydować. Mam wybór pomiędzy dwoma wspaniałymi wariantami. Jednym z nich jest gra w tej lidze, bo ciągle kocham koszykówkę. W drugim mógłbym zostać w domu, być ojcem, więcej podróżować i cieszyć się moją rodziną. Cokolwiek zdecyduję, z pewnością nie będę smutny - przyznał zawodnik.
Ginobili w lipcu skończy 40 lat. Sezon 2016/17 był dla niego 15 w NBA. Wraz z San Antonio Spurs sięgnął po cztery tytuły mistrzowskie. W całej karierze notował średnio 13,6 punktu, ale w minionych rozgrywkach regularnych tylko 7,5.
ZOBACZ WIDEO Zastąpił w składzie Adama Waczyńskiego i został bohaterem Unicaji Malaga!