O grze 29-letniego Jamesa Florence'a w tegorocznych finałach można wypowiadać się w samych superlatywach. Amerykanin jest przebojowy, skuteczny, nie boi się podejmować odważnych decyzji.
W czwartek udowodnił, że jest znakomitym "łowcą punktów". Koszykarz uzyskał 29 "oczek", ustanawiając tym samym nowy rekord klubu pod względem zdobytych punktów w meczach finałowych, a także wyrównał osiągnięcie Joe Crispina (osiem trafionych rzutów z dystansu).
Florence zza łuku strzelał jak z karabinu. Jak miał tylko odrobinę miejsca, to decydował się na rzut. Trafił 8 z 12 prób. Stelmet BC wygrał 81:78 z Polskim Cukrem i jest o krok od zdobycia mistrzostwa Polski.
Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Praktycznie w pojedynkę wygrał pan mecz. Jakie to uczucie być bohaterem spotkania finałowego?
James Florence, koszykarz Stelmetu BC Zielona Góra: W tym meczu kilku zawodników miało swoje momenty - Przemek Zamojski świetnie trafiał na początku meczu, później swoje dołożył Vlado Dragicević, nasz kapitan Koszarek też zrobił swoje.
ZOBACZ WIDEO: Polak chce dokonać niemożliwego na K2. "To bardzo trudne wyzwanie, ale uważam, że da się to zrobić"
Ale to pan trafiał kluczowe rzuty. Osiem "trójek" robi wrażenie.
Nie mówię, że nie byłem ważny w tym meczu (śmiech). Na rozgrzewce aż tak dobrze nie trafiałem i wydawało mi się, że to nie będzie mój dzień. A jednak. Trafiłem pierwszy rzut, później kolejny i jakoś poszło. Złapałem pewność siebie i wiedziałem, że mogę wziąć na siebie odpowiedzialność w trudnych momentach. Koledzy mnie napędzali, zapraszali do rzucania. Mówili: masz pozycję - rzucaj. Nie zastanawiaj się. Mnie długo... na rzucanie nie trzeba namawiać (śmiech).
Te trójki były namiastką NBA - trafiał pan jak Stephen Curry.
Może dlatego, że oglądałem w nocy mecz Cavaliers - Warriors? Nastawiłem budzik na 3:00 i byłem pod wrażeniem tego spotkania. Tylko nic nie mów trenerowi, bo o tej porze powinienem spać (śmiech).
To był pana najlepszy mecz w Stelmecie BC?
Tak mi się wydaje, chociaż na początku sezonu z Rosą też zagrałem dobrze. Jednak finały to zupełnie inny poziom emocji. Dochodzi presja, stres. Cieszę się, że pomogłem zespołowi w takim momencie sezonu.
Można powiedzieć, że cały sezon szykował pan formę na play-off.
Nie będę ukrywał, że to jest najtrudniejszy sezon w mojej karierze. Miałem sporo problemów - mentalnościowych, nie potrafiłem znaleźć swojego miejsca w drużynie. Na treningach konsekwentnie robiłem jednak swoje. Wiem, że mi nie szło, ale starałem się zachować pozytywne myślenie.
[b]
W Stelmecie BC jest pan zmiennikiem Łukasza Koszarka. To prawda, że pierwszy raz w karierze jest pan rezerwowym?[/b]
Tak. Do tej pory w każdym klubie byłem graczem pierwszopiątkowym. To pouczająca lekcja dla mnie, chociaż nie ukrywam, że trudno być zmiennikiem legendy klubu. Myślę, że w końcu udało mi się zaadaptować do tej roli.
Dochodziły do pana wieści o zwolnieniu z klubu?
Jak najbardziej. To podcinało mi skrzydła. Czułem, że ludzie we mnie nie wierzą. Cieszę się, że klub i trener mi zaufali i dali szansę. Myślę, że teraz pokazuję, że warto było mnie zostawić w składzie. Odwdzięczam im się dobrą grą.
Czuł pan wsparcie trenera Gronka?
Jemu najwięcej zawdzięczam. Trener za każdym razem powtarzał mi: "potrzebuję ciebie w zespole". Nigdy się ode mnie nie odwrócił. Dziękuję mu za to.
Jesteście o krok od mistrzostwa Polski.
Przed nami najważniejsze spotkanie w sezonie. Jestem przekonany, że będziemy dobrze zmotywowani i przygotowani pod względem mentalnym. Chcemy zakończyć sezon już w sobotę.