Dominator Miller - relacja z meczu Anwil Włocławek - Asseco Prokom Sopot

88:76 - takim rezultatem dla gospodarzy zakończyło się pierwsze spotkanie półfinałowe rozgrywane w Hali Mistrzów. Oznacza to, że ekipa Anwilu Włocławek zmniejszyła prowadzenie Asseco Prokomu Sopot w serii do stanu 1-2 i pełna nadziei przystępuje do następnego, poniedziałkowego starcia. Bohaterem spotkania został Paul Miller, który zdobył 26 punktów i miał 6 zbiórek.

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski

Zanim rozpoczęły się sportowe emocje we włocławskiej Hali Mistrzów, wszyscy obecni na meczu minutą ciszy uczcili pamięć zmarłego równo rok temu w wypadku samochodowym prezesa Anwilu S.A. - Benedykta Michewicza. Chwilę później sędziowie po raz pierwszy podrzucili piłkę do góry i zaczęła się walka.

Jak zwykle od początku meczu zaskoczył trener gości, Tomas Pacesas. Litwin postanowił posadzić na ławce Qyntela Woodsa, a w jego miejsce do pierwszej piątki desygnował Piotra Szczotkę, który dotychczas na parkiecie pojawiał się epizodycznie. Polski skrzydłowy niemalże z marszu zdobył 5 oczek i po kilku minutach Asseco Prokom prowadził 6:11. Chwila nieuwagi wystarczyła jednak by, kombinacyjnie grająca, para wysokich Anwilu, Marko Brkić - Paul Miller doprowadziła do stanu 16:14 na niespełna 120 sekund przed końcem kwarty.

Wówczas na parkiecie po raz pierwszy pojawił się wspomniany Woods i oblicze gry mistrza Polski od razu uległo zmianie. Sopocianie przestali odpalać kolejne trójki, a po prostu podawali piłkę swojemu liderowi i zostawiali mu jak najwięcej miejsca. Ten od razu popisał się akcją dwa plus jeden, a w drugiej kwarcie kontynuował dobrą passę. Zdobył w tym czasie kolejne dziewięć oczek (w całym meczu 21). Problem w tym, że jego partnerzy w sumie rzucili tylko sześć punktów i do przerwy to gospodarze prowadzili 47:36.

Wynik ten z pewnością byłby inny gdyby nie fantastyczna postawa w pierwszej połowie Millera. Amerykański środkowy Anwilu zdominował grę w trumnie oraz perfekcyjnie wykorzystywał fakt, że Pacesas nakazał swoim graczom odpuszczać go parę metrów od kosza i trafił m.in. dwie trójki. W całym meczu koszykarz uzbierał aż 26 punktów, z czego 20 zdobył właśnie w pierwszych dwóch kwartach. - To nie ja wygrałem mecz, wygrał go zespół. Nie obchodzi mnie czy zdobędę 20 punktów czy zakończę mecz z zerowym dorobkiem. Dziś tylko korzystałem z faktu, że obrońcy Asseco Prokomu liczyli, że nie będę trafiał i zostawiali mi bardzo dużo wolnej przestrzeni - tłumaczył po meczu rozradowany Amerykanin.

Prowadzenie Anwilu rozdrażniło sopocian, którzy w trzeciej kwarcie wyraźnie przyspieszyli, chcąc jak najszybciej odrobić straty. Jednakże częściej punktowali gospodarze i po trafieniu Iana Boylana podwyższyli rezultat do stanu 53:41. Wówczas jednak coś się zacięło w ich poczynaniach a trafiać zaczęli goście. Swoje grał Woods, dwie trójki zaaplikował David Logan, a pod koszem rządził Pat Burke. To wystarczyło by przewaga stopniała do zaledwie czterech oczek, 62:58, więc przed czwartą kwartą wydawało się, że mecz zaczynał się praktycznie od początku.

Anwil z pewnością odczuwał już skutki zmęczenia wynikającego z gry siódemką zawodników, lecz mimo to w dalszym ciągu rzucał na wysokiej skuteczności. Trójką popisał się Bartłomiej Wołoszyn, spod kosza trafili Tommy Adams oraz Miller i zrobiło się 69:58. Po chwili jednak siedem oczek z rzędu uzyskali przyjezdni, więc przewaga ponownie stopniała do czterech punktów. Dodatkowo, gospodarze zaczęli zbyt często faulować czego do tej pory, mimo intensywnej defensywy, udawało się uniknąć - po cztery przewinienia na koncie mieli Boylan, Brkić i Wołoszyn.

Sopocianie nie wykorzystali jednak tego faktu. Ciężar gry chciał na siebie wziąć Logan, lecz był skutecznie powstrzymywany przez defensywę podopiecznych Igora Griszczuka i w całym meczu trafił tylko 6 z 16 rzutów z gry. - To, co sobie założyliśmy w obronie, to wszystko dziś nam się udało - mówił po meczu Białorusin z polskim paszportem. Po drugiej stronie boiska punktował za to Łukasz Koszarek, u którego poprawa, w porównaniu z dwoma pierwszymi spotkaniami, jest aż nadto widoczna. Rozgrywający wyprowadził swój zespół na prowadzenie 80:73, a po chwili wymusił piąty faula Woodsa. W międzyczasie za trzy przymierzył jeszcze Andrzej Pluta i stało się jasne, że Anwil tego meczu przegrać nie może.

Co ciekawe, włocławianie okazali się lepsi od swoich rywali w klasyfikacji, w której doznali druzgocącej porażki w pierwszych dwóch meczach w Sopocie, w zbiórkach. W sobotę zwyciężyli ten element gry 28:24. Zawodnicy Anwilu mieli ponadto więcej asyst i mniej fauli. - Bardzo cieszą mnie wygrane zbiórki, bo z tym mieliśmy problem w Sopocie. Ponadto zagraliśmy dzisiaj bardzo zespołowo, co widać po liczbie asyst - 20 - stwierdził na konferencji prasowej trener Griszczuk, kończąc jeszcze w swoim stylu - To tyle, jesteśmy w grze, jest 1-2. Bardzo oszczędny w słowach był za to jego vis-a-vis na ławce gości, Tomas Pacesas. - Zagraliśmy dzisiaj zdecydowanie słabiej, niż ostatnio, dlatego przegraliśmy. W poniedziałek na pewno postaramy się zagrać lepiej - powiedział Litwin.

Anwil Włocławek - Asseco Prokom Sopot 88:76 (18:21, 29:15, 15:22, 26:18)

Anwil: Miller 26 (2x3, 6 zb., 2 bl.), Brkić 17 (3x3, 7 zb.), Pluta 14 (2x3), Koszarek 10 (1x3, 6 as.), Boylan 6, Wołoszyn 6 (2x3, 5 zb.), Gabiński 0
Asseco Prokom: Woods 21 (2x3, 5 b.), Logan 15 (3x3, 7 zb., 6 as.), Burke 11, Dylewicz 7 (1x3), Burrell 6 (2x3), Szczotka 5 (1x3), Brazelton 4, Ewing 3 (1x3), Łapeta 2, Zamojski 2, Hrycaniuk 0

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×