NBA: Kolejna dogrywka z udziałem Celtics i Bulls

Kolejna dogrywka była potrzebna do rozstrzygnięcia pojedynków pomiędzy Boston Celtics i Chicago Bulls. Tym razem, po raz pierwszy w tych play off, dogrywka okazała się szczęśliwa dla Celtów, którzy objęli prowadzenie w serii. Na prowadzenie wyszli również koszykarze Orlando Magic z Marcinem Gortatem w składzie, którzy minionej nocy pokonali we własnej hali Philadelphie 76ers. Kolejnym półfinalistą na zachodzie zostali Dallas Mavericks, po pokonaniu San Antonio Spurs.

Krzysztof Kaczmarczyk
Krzysztof Kaczmarczyk

Boston Celtics w tamtym roku w pierwszej rundzie musieli rozegrać aż 7 spotkań, żeby wyeliminować Atlantę Hawks. Wszyscy mówili wtedy, że jest to długa seria. Ale co powiedzieć na tegoroczną serię "Celtów" z "Bykami", która dla obrońców mistrzowskich pierścieni jest prawdziwą drogą przez piekło?

Seria pomiędzy Boston Celtics a Chicago Bulls już przeszła do historii, jeśli chodzi o ilość dogrywek w rywalizacji. Było to bowiem piąte spotkanie, a rozegrano już cztery. Tym razem, po raz pierwszy w tej serii, z wygranych dodatkowych pięciu minut mogli cieszyć się Celitics. Chociaż nic na to nie wskazywało…

Fani "Celtów" byli pełni obaw przed decydującymi momentami meczu, gdyż wiedzieli, że ewentualna porażka postawi ich ulubieńców pod ścianą. Skąd te obawy? Z Wielkiej Trójki na parkiecie pozostał już tylko Paul Pierce, gdyż Ray Allen wcześniej przekroczył limit fauli, a Kelvin Garnett, jak w całej serii, mecz obserwował po cywilnemu. Pierce, MVP ubiegłorocznych finałów, był jednak w stanie samemu poprowadzić Boston do wygranej.

- Wiedziałem, że po tym jak parkiet opuścić musiał Ray z powodu fauli, muszę wziąć wszystko na siebie. Byłem na to gotowy. Lepiej późno niż wcale - mówił po meczu Pierce, który zdobył 12 punktów podczas 10 minut gry bez Raya.

"Celci" byli przez całą drugą połowę w niesamowitych opałach i przegrywali już nawet różnicą 11 punktów. Podopieczni Doca Riversa podnieśli się jednak z nizin i zdołali doprowadzić do dogrywki, za sprawą Pierca, który trafił na 10,5 sekundy przed końcową syreną w czwartej kwarcie. W dogrywce również królował Pierce, który podobnym rzutem co w końcówce czwartej kwarty, doprowadził do stanu 106:104 na 3 sekundy przed końcem. Remis "Bykom" mógł uratować Brad Miller, jednak jego dwa rzuty wolne nie znalazły drogi do kosza i euforii w TD Banknorth Garden nie było końca, gdyż Celtics objęli prowadzenie w serii 3:2.

- Pierce był niesamowity. Ludzie trafiają dziwne i trudne rzuty raz za razem. To wszystko zależy od tego, kto je wykonuje. Paulowi dzisiaj wpadły wszystkie takie trudne, decydujące rzuty. Mieliśmy swoje szanse, ale się nie udało zdobyć punktów. My tu jednak powrócimy! Nadal czuję, że jesteśmy w stanie wygrać tą serię - mówił po meczu Joakim Noah, który dla Bulls zdobył 11 punktów i zebrał 17 piłek.

W ekipie Celtics 26 punktów to dorobek Pierca. Blisko kolejnego triple double był Rajan Rondo z 28 punktami, 11 asystami i 8 zbiórkami na koncie. Cichym bohaterem meczu z pewnością można uznać Kendricka Perkinsa, który konto "Celtów" wzbogacił o 16 punktów, 19 zbiórek i 7 bloków.

24 punkty i 24 zbiórki - to dorobek Dwighta Howarda z meczu numer 5 pomiędzy jego Orlando Magic i Philadelphią 76ers. Taka dyspozycja środkowego "Magików" dała zwycięstwo 91:78 i prowadzenie w serii 3:2. Dużo zastrzeżeń do gry Howarda miał jednak trener rywali Tony DiLeo.

- Dwight rozegrał znakomite spotkanie. Jest również znakomitym zawodnikiem. Nie podoba mi się jednak fakt, że cały czas stoi w polu trzech sekund, zarówno w obronie, jak i w ataku. Tylko mówię, że może tam stać przez długi okres bezkarnie. Howard, jak już powiedziałem, jest znakomitym zawodnikiem i z pewnością nie potrzebuje żadnych dodatkowych przewag nad rywalami - powiedział DiLeo.

"Magicy" zwycięstwo w tym meczu okupili jednak kontuzją swojego rzucającego Courtney’a Lee, który już w piątej minucie meczu musiał opuścić parkiet z rozbitym nosem i trafił do szpitala na badania.

Marcin Gortat spędził na parkiecie ponad 10 minut i dołożył do wygranej swojego zespołu swoją cegiełkę. Polski środkowy zapisał w swoich statystykach 6 punktów i 5 zbiórek.

Kolejnym półfinalistą Konferencji Zachodniej, po Los Angeles Lakers, została drużyna Dallas Mavericks, która pokonała San Antonio Spurs 106:93 wygrywając całą serię 4:1. "Ostrogi" nie miały żadnych atutów na pokonanie Mavs. Jedynymi, którzy podejmowali walkę byli Tony Parker i Tim Duncan. Pierwszy wywalczył 26 punktów i 12 asyst, a drugi 30 punktów i 8 zbiórek.

Mavs wygrali zdecydowanie, a aż sześciu zawodników zdobyło 10 i więcej punktów. Najwięcej, bo 31, wywalczył Dirk Nowitzki.

- Oni mieli zdecydowanie więcej atutów niż my. Pomimo tego i tak chcieliśmy wygrać tą serię. Byli po prostu lepsi, tylko tyle można powiedzieć po tej rywalizacji - powiedział Tim Duncan, który po raz pierwszy w całej karierze odpadł z Spurs w pierwszej rundzie play off.

- To jest dla nas trudny sezon. Zawirowania kadrowe, kontuzje, raz było dobrze, raz źle. Wielkie emocje. To wszystko zbliżyło nas jednak wszystkich do siebie i w odpowiednim momencie przyszła nasza bardzo dobra dyspozycja - powiedział po meczu opiekun Mavs Rick Carlisle.

Wyniki:

Boston Celtics - Chicago Bulls 106:104 (po dogrywce)
(R.Rondo 28 (11 as), P.Pierce 26, G.Davis 21 - B.Gordon 26, K.Hinrich 19, J.Salmons 17)

Stan rywalizacji: 3:2 dla Boston Celtics

Orlando Magic - Philadelphia 76ers 91:78
(D.Howard 24 (24 zb), R.Lewis 24, R.Alston 14 - A.Iguadala 26, A.Miller 17, W.Green 16)

Stan rywalizacji: 3:2 dla Orlando Magic

San Antonio Spurs - Dallas Mavericks 93:106
(T.Duncan 30, T.Parker 26 (12 as), M.Finley 9 - D.Nowitzki 31, J.Terry 19, J.Howard 17)

Stan rywalizacji: 4:1 dla Dallas Mavericks

Portland Trail Blaizers - Houston Rockets 88:77
(B.Roy 25, L.Aldridge 25, S.Blake 15 - L.Scola 21, Y.Ming 15 (12 zb), A.Brooks 13)

Stan rywalizacji: 3:2 dla Houston Rockets

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×