Opcji było kilka, a spośród nich w zasadzie najmniej prawdopodobną wydawała się ta o imieniu i nazwisku Goran Dragić. Ale to właśnie ta zwyciężyła i to słoweński rozgrywający Miami Heat zagra w All-Star Game w miejsce kontuzjowanego Kevina Love'a z Cleveland Cavaliers.
Obok niego wymieniało się m.in. Kembę Walkera z Charlotte Hornets czy Bena Simmonsa z Philadelphia 76ers. Oni zresztą wydawali się nieco mocniejszymi kandydatami, ale ostatecznie zdecydowano się postawić na lidera Żaru. I patrząc w pełni obiektywnie, 31-letniemu playmakerowi chyba się to po prostu należało.
Już rok temu, kiedy rozgrywał bodajże najlepszy sezon w swojej karierze na parkietach NBA, wielu spodziewało się, że otrzyma powołanie, ale to nie nadeszło. Jednak jak widać, kolejny raz aktualne staje się powiedzenie, że co się odwlecze, to nie uciecze. Może i nieco kuchennymi drzwiami, może i tylko i wyłącznie z powodu nieszczęścia Love'a, ale Dragić w końcu znajdzie się w gronie All-Starów.
W trwającym sezonie Słoweniec znów gra solidnie. Co prawda rok temu jego statystyki były lepsze, ale nie można przecież powiedzieć, aby średnie rzędu 17 zdobywanych punktów, 4,8 asysty oraz 4,1 zbiórki to były osiągnięcia słabe. Tym bardziej, że w ostatnich tygodniach widoczna jest zwyżka formy w jego wykonaniu. Swojemu starszemu koledze zdążył już pogratulować największy talent europejskiego basketu, Luka Doncić.
tako je gileeee!!!!! @Goran_Dragic #deserved https://t.co/uYwZ6SAQVd
— Luka Doncic (@luka7doncic) 1 lutego 2018
ZOBACZ WIDEO Zbigniew Bródka: Dużo przeszedłem, nie było kolorowo. A oczekiwania są większe niż przed Soczi