W Regalu FC Barcelona nigdy nie bano się podejmowania ryzykownych decyzji. A do takiej należała ta z lutego 2008 roku. Wówczas zarząd klubu zwolnił Dusko Ivanovicia, ówczesnego pierwszego trenera i prowadzenie zespołu powierzył Xavierowi Pascualemu, młodemu, ambitnemu szkoleniowcowi, w którego inwestowano od dłuższego czasu. Pascual liczył sobie wówczas tylko 36 lat, lecz miał za sobą aż osiemnaście lat pracy w niższych ligach hiszpańskich oraz nieco ponad dwuletnie doświadczenie w Barcelonie na stanowisku asystenta trenera. - Pamiętam ten czas i pamiętam również turniej Final Four rozgrywany w Pradze w roku 2006. Byłem wtedy drugim trenerem Barcy. Uczestniczyliśmy w tej imprezie, lecz tak, jak gdyby nas tam nie było. Przegraliśmy oba spotkania - raczej niechętnie wspomina Hiszpan wydarzenie sprzed trzech sezonów.
Dzisiaj stoi przed szansą poprawienia tamtego wyniku. Zdumiewające jest jednak to, że żeby awansować do Final Four w Berlinie, potrzebował tylko kilkunastu miesięcy pracy w pierwszym zespole. Podobnie tak, jak Panagiotis Yannakis w Olympiakosie, tak i Pascual w Barcelonie w ciągu nieco ponad roku przeistoczył dobrą drużynę w bardzo dobrze naoliwioną machinę. A to wszystko podczas debiutanckiego, w pełnym wymiarze czasowym, sezonu na ławce trenerskiej. - Jestem szczęśliwy, że praca, którą wykonuję każdego dnia, przynosi efekty. Impreza w stolicy Niemiec tylko utwierdziła mnie w tym, że moje rozumowanie idzie w dobrym kierunku. Teraz jednak koncentruję się tylko na meczu przeciwko CSKA - mówi 37-latek.
To właśnie rosyjski potentat i dwukrotny zwycięzca Euroligi w poprzednich trzech sezonach będzie przeciwnikiem Katalończyków w półfinale. Pascual uważa jednak, że jego zespół nie stoi na straconej pozycji, choć zdaje sobie sprawę, że pokonanie stołecznej ekipy będzie bardzo trudnym zadaniem. - Oni nawykli do wygrywania, a to z pewnością przełoży się na wielką pewność siebie. Przyzwyczaili się, że rok rocznie grają o najwyższą stawkę w Europie, a w dodatku prowadzi ich trener Messina, którego bardzo cenię. Myślę jednak, że nasz plan, który sobie założyliśmy, pozwoli nam osiągnąć cel - tłumaczy zaistniałą sytuację opiekun Barcelony. Szczegółów jednak żadnych zdradzać nie zamierza. - Po co mówić o czymś przed całym wydarzeniem? Powiem tylko tyle, że plan ten przyniósł nam wiele pożytku. W końcu udało nam się przejść przez wszystkie fazy i jesteśmy w gronie czterech finalistów - tłumaczy ze spokojem szkoleniowiec.
Regal FC Barcelona, żeby zagrać w Berlinie, po drodze w fazie play-off Euroligi musiała pokonać TAU Ceramikę Vitoria. Już w pierwszym spotkaniu w stolicy Katalonii goście okazali się lepsi, i choć gospodarze wyrównali stan rywalizacji w drugim meczu, po trzecim pojedynku znowu na prowadzenie wyszło TAU, będąc o krok od awansu. - Kiedy przegraliśmy pierwsze mecz u siebie, pomyślałem sobie: "To niemożliwe, to nie tak miało być". Mimo to nie załamywaliśmy się i graliśmy dalej swoje, licząc, że nasza koszykówka da nam sukces w postaci awansu. Wróciliśmy do gry w drugim meczu, lecz w trzecim TAU ponownie nas pokonało i brakowało im już wówczas tylko jednej wygranej do awansu - wspomina Pascual. - Wtedy powiedzieliśmy sobie, że jeśli awansować, to teraz, albo nigdy. W dwóch kolejnych spotkaniach nie daliśmy TAU żadnego cienia nadziei i wiedząc, że to, co gramy, przynosi efekty, staliśmy się mocniejsi psychicznie, niż kiedykolwiek wcześniej.
W obliczu 50-letniego Yannakisa, 49-letniego Ettore Messiny i jego rówieśnika Żeljko Obradovicia, a także w kontekście wielkich sukcesów tych trenerów, niedawno zupełnie anonimowy 37-letni Pascual wygląda jak młodszy, niedoświadczony brat. Dla niego samego nie jest to jednak problem. - Kiedy ktoś decyduje, że jesteś w stanie samodzielnie poprowadzić Barcelonę, dzieje się tak dlatego, że ten ktoś wierzy w twoje umiejętności i to, że jesteś podołać temu wyzwaniu. Jeśli tak by nie było, nikt by tego nie zrobił. Z drugiej strony jednak, to nie ma większego znaczenia. Ja wierzę w swój zespół i to, co razem wspólnie robimy by osiągnąć sukces - kończy trener Katalończyków. Jeśli wygra Final Four Euroligi w Berlinie, dni jego anonimowości oficjalnie będzie można uznać za zakończone.