Przed tygodniem Karol Gruszecki rozegrał trzy świetne spotkania w finałowym turnieju o Pucharu Polski. Koszykarz Polskiego Cukru Toruń zdobył łącznie w tych meczach 61 punktów, zasłużenie zgarniając po starciu ze Stelmetem Eneą BC statuetkę MVP Pucharu Polski.
W Warszawie z bliska jego występy obserwował Mike Taylor, trener reprezentacji Polski. "Grucha" wysłał mu jasny sygnał: "jestem gotowy do gry w kadrze."
Skrzydłowy poszedł za ciosem i udowodnił, że forma w finale PP nie była dziełem przypadku. Gruszecki wyszedł w pierwszej piątce i zagrał świetne zawody. W ciągu 21 minut spędzonych na parkiecie zdobył 18 punktów (najwięcej w zespole). Trafił 6 z 9 rzutów z gry i dwa osobiste. Dołożył do tego cztery asysty i dwie zbiórki, co złożyło się na wysoki wskaźnik efektywności (23).
- Myślę, że to był mój najlepszy mecz w reprezentacji Polski. Trener już kilka dni przed spotkaniem powiedział mi, że wyjdę w pierwszej piątce. To mnie uskrzydliło, byłem pewny swoich zagrań na boisku. Podejmowałem niezłe decyzje, czułem też wsparcie kolegów, którzy uruchamiali mnie podaniami. Cieszę, że mój występ tak wyglądał, ale przed nami mecz z Węgrami - mówi koszykarz.
Dobra gra w ataku to jedno, ale Gruszecki świetną pracę wykonał także w defensywie. To on od samego początku uprzykrzał życie Dardanowi Berishy. - Końcowy wynik to zasługa całego zespołu. Byliśmy dobrze przygotowani taktycznie. Wiedzieliśmy, jak zatrzymać Berishę. Myślę, że to wyszło nam całkiem nieźle - tłumaczy zawodnik Polskiego Cukru Toruń.
ZOBACZ WIDEO: FC Barcelona z Pucharem Króla!
Dream.
Believe.
DO.
Repeat.
Wielu powtórzeń życzę :)!