Quinton Hosley: Najpierw mistrzostwo, później kontrakt

Newspix / Artur Podlewski / Na zdjęciu: Quinton Hosley
Newspix / Artur Podlewski / Na zdjęciu: Quinton Hosley

- Nie chcę teraz mówić o przyszłości. Zostawmy na razie rozmowy o kontrakcie. Jest zadanie do wykonania: złoty medal. Ja chcę być mistrzem Polski z Anwilem - mówi Quinton Hosley, amerykański skrzydłowy Anwilu Włocławek.

[b]

Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Dawno nie widziałem zawodnika w PLK, który tak zdominowałby mecz. Praktycznie w pojedynkę sprawił pan, że Anwil wrócił do gry, a w konsekwencji wyeliminował Stelmet BC. Był pan praktycznie wszędzie na boisku.
[/b]
Quinton Hosley, zawodnik Anwilu Włocławek: Dziękuję za miłe słowa. Faktycznie nasza sytuacja w czwartej kwarcie nie była najlepsza. Mieliśmy spore problemy z organizacją gry, w obronie też popełnialiśmy mnóstwo błędów. To był ten moment, w którym pomyślałem: "musisz wejść i zrobić różnicę". Wziąłem piłkę do rąk i powoli zaczęliśmy wracać do gry.

Odzyskał pan skuteczność w najlepszym momencie...

Wiem, że wielu psioczyło na moją skuteczność, wytykano mi, że fatalnie pudłuje i za wiele nie daję zespołowi w ataku. Pamiętasz, co mówiłem we wcześniejszej rozmowie? Że skuteczność raz jest, a raz jej nie ma. Ja mam krótką pamięć. Szybko wymazuje z głowy złe występy, staram się z optymizmem patrzeć w przyszłość.

ZOBACZ WIDEO Arkadiusz Malarz zasłużył na powołanie do kadry? "Staram się wykonywać swoją pracę"

Nie oszukujmy się: to były rzuty z bardzo trudnych pozycji.

Tak, ale pamiętaj, że ja nie jestem już młodzieniaszkiem. Swoje w życiu widziałem, w wielu ważnych meczach grałem. A w takich właśnie spotkaniach doświadczenie odgrywa kluczowe znaczenie. Trzeba być pewnym swoich zagrań. Ja wiedziałem, że co robię na boisku. To nie było tak, że rzucałem z wariackich pozycji.

Anwil wymusił na Stelmecie kilka strat z rzędu w czwartej kwarcie. Dawno nie widziałem tak pogubionego mistrza Polski. A przecież tam też grają doświadczeni zawodnicy. Jak to wytłumaczyć?

To zasługa naszej obrony na całym boisku, nad którą sumiennie pracowaliśmy na każdym treningu. Można powiedzieć, że to taki "konik" trenera Milicicia. On dąży do perfekcji. Wymusiliśmy kilka strat i wydaje mi się, że to było kluczowe w kontekście powrotu do meczu. Obroną napędziliśmy atak.

Ludzie z klubu mówią: "teraz już wiecie, dlaczego wzięliśmy Quintona Hosleya".

Pamiętam moją rozmowę z trenerem Miliciciem, w której padły z jego ust słowa: "Quinton chcę cię tutaj, bo walczymy o mistrzostwo". Dlatego też zgodziłem się na grę we Włocławku. Kocham duże wyzwania. One mnie każdego dnia nakręcają do jeszcze cięższej pracy na treningach. Tylko pamiętaj o jednym: robota nie jest jeszcze skończona.

Z kolei w Zielonej Górze mówią: "szkoda, że takiego Quintona nie ma u nas..."

To miłe, że kibice tak mówią. Po meczu podszedłem w stronę ich sektora i podziękowałem za doping. Dobrze wiesz, że z wieloma kibicami nadal mam kontakt. Szanuję pana Jasińskiego, który stworzył ten klub. To dobry człowiek, który ściągnął mnie do Polski. Dał szansę pokazania się, uważam, że wspólnie zrobiliśmy sporo dobrego. Koszykówka to jednak biznes. Teraz gram dla Anwilu i dla tego klubu chce jak najlepiej.

Zostanie pan w Anwilu na kolejny sezon?

Nie chcę teraz mówić o przyszłości. Jest za szybko na deklaracje. Na razie jest zadanie do wykonania: złoty medal. Ja chcę być mistrzem Polski z Anwilem. Później możemy porozmawiać o kwestiach kontraktowych.

Zobacz inne teksty autora

Źródło artykułu: