Wielki sukces Igora Milicicia. Energa Basket Ligę zdobył, marzy o pracy w Eurolidze

Newspix / Jakub Janecki / Na zdjęciu: Igor Milicić
Newspix / Jakub Janecki / Na zdjęciu: Igor Milicić

- Anwil mistrzem Polski - krzyknął do kamer Polsatu trener Igor Milicić. Chorwat ma powody do wielkiego zadowolenia. Po 15 latach włocławianie znów są na tronie EBL, a on udowodnił wszystkim, że jest najlepszym trenerem w lidze.

W zeszłym roku Igor Milicić po klęsce ćwierćfinałowej z Czarnymi Słupsk płakał na ławce rezerwowych. Pocieszali go synowie. On i jego rodzina bardzo przeżyli tę porażkę. Chorwat wiedział, że jego zespół zawiódł na całej linii. Spadła na niego ogromna lawina krytyki za słabe prowadzenie zespołu w play-off.

Wydawało się, że być może klub zdecyduje się na innego szkoleniowca, ale kilku sponsorów nalegało na to, żeby podpisać nową umowę z Miliciciem. Tak też się stało. Chorwat momentalnie zabrał się za budowę nowej drużyny. Wyciągnął wnioski z porażki.

Nowy, udoskonalany zespół Anwilu grał znacznie szybciej w porównaniu do poprzedniego sezonu. To przekładało się na większą liczbę posiadań w ataku i wyższe wyniki. Milicić znalazł graczy do nowej strategii - Polaków: Nowakowskiego, Zyskowskiego, Szewczyka i obcokrajowców: Almeidę, Airingtona i Delasa. - To będzie Anwil 2.0 - ogłosił po wygranym meczu o Superpuchar Polski ze Stelmetem Eneą BC.

W trakcie rozgrywek Milicić zdecydował się na ryzykowny ruch. Ściągnął do świetnie pracującej maszyny Quintona Hosley'a, amerykańskiego skrzydłowego. Świetnego gracza, ale też niełatwego do prowadzenia. Planowano zakontraktować rozgrywającego, ale na rynku nie było nikogo interesującego. Chorwat nie chciał brać wielkiej gwiazdy na "jedynkę", bo wierzył w Kamila Łączyńskiego. Doszło nawet do takiej rozmowy między nimi, w której Milicić powiedział: "Ty jesteś moim pierwszym rozgrywającym, nie chcę nic zmieniać w tej kwestii". Te słowa stały się prorocze.

ZOBACZ WIDEO Olimpiady Specjalne - rywalizowało 160 koszykarzy

To właśnie Łączyński poprowadził Anwil do mistrzostwa Polski. Świetnie spisywał się w całych play-off, w których przeciętnie notował ponad 10 punktów i pięć asyst na mecz. Był liderem, egzekutorem i kreującym grę jednocześnie. Duża w tym zasługa Milicicia, który mu w pełni zaufał.

Chorwat miał w tym sezonie olbrzymią presję. Wywierali ją kibice, sponsorzy, ale i ludzie z innych klubów wbijali mu szpilki. Janusz Jasiński wytknął mu, że jest dobrym trenerem, ale bez sukcesów. Milicić spokojnie robił swoje, nie przejmował się krytycznymi głosami. Był pewny swojego zespołu, nawet jak ten przegrywał 1:2 ze Stelmetem i miał przed sobą czwarty mecz w Zielonej Górze. Przed najważniejszym spotkaniem zorganizował specjalną kolację, na której zawodnicy mieli rozmawiać o wszystkim, ale nie... o koszykówce. Wyczyścili głowy i wygrali 6 z 8 kolejnych meczów w play-off.

- Anwil znów jest mistrzem - krzyknął do kamer Polsatu trener Milicić. Chorwat ma powody do wielkiego zadowolenia. Po piętnastu latach Włocławek cieszy się z mistrzostwa. On pamięta sukces z 2003 roku. Był wtedy w składzie Anwilu, który ogrywał wielki Prokom Trefl Sopot. Trenerem włocławian był Andrej Urlep, którego Milicić pokonał teraz w półfinale. W finale okazał się lepszy od Macedończyka Emila Rajkovicia. Udowodnił tym samym, że to on jest najlepszym trenerem w lidze. Zamknął usta niedowiarkom.

- Po zeszłorocznej wpadce wiedziałem, co chce i jak chce. Wierzyłem w umiejętności zawodników - mówi Milicić.

Chorwat cieszy się z ogromnego sukcesu, ale w głowie zapewne myśli już o tym, co będzie za kilka miesięcy. A będzie jeszcze lepiej, bo Anwil ma z większym budżetem przystąpić do gry w europejskich pucharach. To wyzwanie, których Milicić potrzebuje, żeby rozwijać się i stawać się jeszcze lepszym trenerem. W tym momencie jest najlepszy w EBL, ale jego marzenia sięgają... Euroligi.

Źródło artykułu: