Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Po raz pierwszy w karierze zdobył pan mistrzostwo Polski. Jak smakuje złoto?
Paweł Leończyk, koszykarz Anwilu Włocławek: Fantastyczne uczucie. Tak się złożyło, że po raz pierwszy zagrałem w finale i od razu zdobyłem mistrzostwo. Trochę musiałem pograć w lidze, żeby w końcu zawiesić na szyi złoty medal. Co prawda wcześniej zdobyłem trzy brązowe medale, ale to nie to samo co złoto. Życie uczy cierpliwości. Wiedziałem, że w końcu przyjdzie ten moment. Nie ukrywam, że jestem bardzo szczęśliwy.
Niesamowite były te obrazki z fety po przyjeździe do Włocławka. Race, szampany i głośne śpiewy. Te momenty zostaną długo w pamięci?
Co tam się działo! Aż trudno to opisać słowami. Kibice zgotowali nam piękne przywitanie pod halą po przyjeździe z Ostrowa Wielkopolskiego. Wcześniej takie obrazki widziałem tylko w internecie, gdy oglądałem radość fanatycznych kibiców na stadionach piłkarskich. We Włocławku było podobnie. Ten przejazd otwartym autokarem przez całe miasto to też było niezapomniane wrażenie. Byłem w szoku, że aż tak ogromna liczba ludzi czekała na nas na ulicach miasta.
ZOBACZ WIDEO Rafał Lebiedziński: Wielka bomba wybucha w bazie Hiszpanów. Nikt się tego nie spodziewał
Słyszałem, że kibice zatrzymali już was w trakcie powrotu do Włocławka. Utworzyli taką specjalną bramę. Jak to wyglądało?
Mieliśmy dodatkowy przystanek na trasie. Kompletnie się tego nie spodziewaliśmy. Ludzie, którzy wracali z Ostrowa, zablokowali ruch. Kibice wyszli na ulicę, zaczęli śpiewać i odpalać race. Na kilkanaście minut do nich dołączyliśmy. Ciężarówki stały i czekały, jak wszyscy się rozejdą. Wszyscy trąbili, bo tak naprawdę nie wiedzieli, co się dzieje.
Po meczu ze Stelmetem Eneą BC w półfinale kibice wpadli w szał. Wbiegli na parkiet, cieszyli się jak ze zdobycia mistrzostwa Polski. Czy wam ta radość trochę się nie udzieliła? Pytam, bo mam wrażenie, że w finale z każdym meczem się rozkręcaliście. Początek nie był jednak najlepszy.
W szatni śmialiśmy się z tego, że feta wyglądała jak po mistrzostwie Polski. Czy ona na nas wpłynęła? Myślę, że nie. Na naszą grę w finale bardziej wpłynął fakt, że przez wcześniejsze 10-12 dni byliśmy myślami tylko przy Stelmecie. Pamiętaliśmy ich zagrywki i zawodników. Przerabialiśmy to dzień w dzień.
I... nagle pustka emocjonalna?
Tak, bo w ciągu dwóch dni musieliśmy się przestawić na kompletnie inną drużynę. Inni zawodnicy i zagrywki. Dlatego w pierwszych meczach mieliśmy pewne problemy, bo musieliśmy wyrzucić z głów Stelmet. I nie chodzi o tę fetę, ale o informacje.
Czy Stal trochę zaskoczyła Anwil? Spodziewaliście się łatwiejszej przeprawy?
Wiem, że wszyscy mówili o tym, że seria ze Stelmetem to przedwczesny finał, ale wiedzieliśmy o tym, że Stal to świetna drużyna, której nie można lekceważyć. Nie było w tym przypadku, że znaleźli się w wielkim finale. Rywale postawili nam mega trudne warunki. Musieliśmy się sporo napracować, żeby po 15 latach odzyskać mistrzostwo Polski.
Czy Paweł Leończyk zostanie w Anwilu na kolejny sezon?
Zobaczymy. Mój kontrakt dobiegł końca. Nie ukrywam, że wstępne rozmowy na temat przyszłości odbyły się jeszcze w trakcie sezonu. Najpierw musi się jednak wyjaśnić przyszłość trenera. To kluczowa kwestia, bo to on przecież dobiera sobie zawodników do zespołu. Nie ukrywam, że fajnie byłoby zostać we Włocławku. Tym bardziej, że mówi się o występach w europejskich pucharach. To byłaby duża frajda grać w takiej drużynie.