Los Angeles Lakers wreszcie dopięli swego, a w wyniku wykonanego przez nich posunięcia i wilk powinien być syty, i owca cała. Chodzi oczywiście o kontrakt Luola Denga, który mocno ograniczał możliwości na rynku transferowym szefów Jeziorowców, a samego zawodnika także trzymał w niekorzystnej dla niego sytuacji.
Strony wreszcie doszły jednak do porozumienia w sprawie rozwiązania umowy, która gwarantowała 33-letniemu niskiemu skrzydłowemu spore pieniądze. Za kolejne dwa lata zarobiłby on bowiem aż 37 milionów dolarów. Przyznać trzeba, że to ogromna kwota jak na kogoś, kto w ostatnim sezonie na parkiecie pojawił się w "aż" jednym meczu!
W zaistniałej sytuacji, w której sam gracz kompletnie nie był uwzględniany w planach Lakers, a już tym bardziej po sprowadzeniu LeBrona Jamesa, odejście było jedynym rozwiązaniem. Wymagało ono jednak sporo pracy z powodu wysokości kontraktu. Ostatecznie Deng zgodził się "zejść z ceny", rezygnując z 7,5 miliona dolarów, a reszta pieniędzy zostanie mu wypłacona przez LAL przez następne lata w mniejszych transzach.
Dzięki temu ruchowi, doświadczony skrzydłowy będzie mógł wrócić do gry i to w dosłownym znaczeniu, bo stanie się w pełni wolnym agentem, przez co zyska możliwość związania się z dowolnym zespołem. Z kolei klub z Los Angeles zyska na tym sporą kasę do wydania w przyszłe lato na kolejną wielką gwiazdę - ok. 38 mln dolarów. Najgłośniej mówi się o Kawhim Leonardzie, ale także Jimmym Butlerze czy Klayu Thompsonie.
Deng w trakcie swoich 14 sezonów na parkietach NBA notuje średnio po 15 punktów, 6,1 zbiórki oraz 2,3 asysty. Najlepszy był dla niego okres gry w Chicago Bulls. W Wietrznym Mieście, u boku Derricka Rose'a i Joakima Noaha, w 2011 roku grał w finale Konferencji Wschodniej, jednak lepsi od nich okazali się wtedy Miami Heat, wzmocnieni przed sezonem przez LeBrona Jamesa oraz Chrisa Bosha.
ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 89. Konrad Bukowiecki o medalu ME, aferze dopingowej, Anicie Włodarczyk i... walkach MMA [cały odcinek]