Mecz życia "gdyńskiego Robin Hooda". Jego strzały załatwiły Anwil

Dariusz Wyka na długo zapamięta spotkanie z Anwilem Włocławek (98:89). Zawodnik nazywany "gdyńskim Robinem Hoodem" zdobył 22 punkty, trafiając cztery rzuty z dystansu. - Cieszę się, że jestem w tak mocnej drużynie - mówi polski podkoszowy.

Karol Wasiek
Karol Wasiek
Dariusz Wyka Newspix / Piotr Matusewicz / Na zdjęciu: Dariusz Wyka
Karol Wasiek, WP SportoweFakty: To pana rekord punktowy w karierze?

Dariusz Wyka, zawodnik Asseco Arki Gdynia: Chyba tak, choć ja nigdy nie byłem łowcą punktów. Nie patrzę przez pryzmat indywidualnych statystyk. Dla mnie liczy się dobro drużyny. Chcę wygrywać. To jest mój cel.

Czyli nie czuje się pan MVP meczu?

W żadnym wypadku.

ZOBACZ WIDEO Serie A: piękny gol Piątka. Polak centymetry od dubletu [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Dlaczego z Anwilem zagraliście dwie kompletnie różne połowy?

W pierwszej połowie byliśmy ospali, brakowało tej odpowiedniej energii, z której jesteśmy znani. W szatni padło sporo męskich słów. Powiedzieliśmy sobie wprost, że nie możemy grać w ten sposób, zwłaszcza, że na trybunach pojawiło się tylu kibiców, prezesów, a mecz był transmitowany. Zadziałało, w drugiej połowie pokazaliśmy jaja. Agresywniejsza obrona napędziła grę w ataku.

Anwil szybko się przekonał, że nie można pana zostawiać wolnego na obwodzie. Po celnych "trójkach" mógł pan demonstrować swoją cieszynkę. Skąd pomysł na strzelanie z łuku? Był pan kiedyś łucznikiem?

Pomysł narodził się jeszcze za czasów gry w Krośnie. Po jednym z rzutów za trzy punkty pokazałem właśnie coś takiego i tak też zostało. Koledzy śmieją się i mówią na mnie "Robin Hood". Mi to odpowiada. Nigdy jednak nie byłem łucznikiem.

Po jednej z akcji w czwartej kwarcie, w której fatalnie spudłował pan spod kosza, nie ukrywał pan swojej złości.

Powinienem tę akcję skończyć wsadem, a tak dałem typowego "kartofla". To było kompletnie irracjonalne zagranie. Mam nauczkę. Następnym razem skończę to z góry.

Zobacz także: Aaron Cel deklaruje: Gramy o mistrzostwo Polski

W wakacje do zespołu dołączyło trzech nowych podkoszowych. Była obawa, że zabraknie dla pana miejsca w zespole?

Dostałem jasną informację z klubu, że będę zmiennikiem na pozycjach 4 i 5. Nie ukrywam, że ucieszyłem się z tej wiadomości, bo zawsze chciałem grać na "czwórce". Musiałem w wakacje przestudiować nasz playbook, tak aby znać wszystkie zagrywki na tych pozycjach.

Woli pan operować na obwodzie niż pod koszem?

Tak. Lubię postawić zasłonę mniejszemu zawodnikowi i następnie otworzyć się do rzutu z dystansu. Uważam, że po takiej grze jest mnóstwo otwartych pozycji.

Gra w EuroCupie to spełnienie marzeń?

Powiem szczerze, że nigdy nawet nie pomyślałem o tym, że w swojej karierze zagram w europejskich pucharach. Cieszę się, że jestem w tak mocnej drużynie.

Jak się panu w niej funkcjonuje?

Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Robię swoje. Nie wychodzę przed szereg, nie robię rzeczy, których nie potrafię. Skupiam się na tych kwestiach, o które poprosi mnie trener Frasunkiewicz.

Ale czasami bywa ostro. Trener nie patyczkuje się i potrafi użyć mocnych słów.

Trener jest trochę ekspresyjny i wybuchowy, ale mi jego styl odpowiada. Potrafi świetnie zmotywować zawodników.

Czemu zmienił pan numer?

To ciekawa historia. Na niektórych tablicach nie jest wyświetlany numer 99. I gdybyśmy zagrali na obiekcie w EuroCupie, w którym mój numer by się nie wyświetlił, to musiałbym zapłacić karę. Klub mnie poprosił o zmianę. Wybrałem "91" - rocznik mojego urodzenia.


Zobacz inne teksty autora

Czy Asseco Arka Gdynia zdobędzie medal w sezonie 2018/2019?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×