W poprzednich kolejkach Legia Warszawa pokonała wysoko notowane Polski Cukier Toruń i King Szczecin. W sobotę po raz pierwszy zagrała w roli faworyta. Przez 30 minut wydawało się, że może nie sprostać temu wyzwaniu. Problemy w defensywie miała szczególnie w pierwszej połowie, bo straciła 46 „oczek”. - Myślę, że kibice zobaczyli dobry pojedynek. Przyszli tutaj w dużej liczbie żeby wspierać swój zespół. Dla nas był to najważniejszy mecz w sezonie i tak do tego podeszliśmy. Niestety nie rozpoczęliśmy tego spotkania w taki sposób. W defensywie byliśmy wolni i zawsze spóźnieni. Pozwoliliśmy zdobywać Dymale łatwe punkty - zaznaczył trener Tane Spasev.
Po przerwie jego zespół coraz lepiej radził sobie z przeciwnikiem. W trzeciej kwarcie miał jeszcze drobne problemy, ale w decydującej odsłonie nie pozostawił wątpliwości. Kluczowe było ostatnich pięć minut i seria 18:0. Co wpłynęło na taką odmianę sytuacji? - W drugiej połowie musieliśmy przejść na obronę strefową i to nas uratowało. W przerwie powiedzieliśmy sobie kilka mocnych słów. Obudziłem zawodników i oni dobrze odpowiedzieli - wyjaśnił szkoleniowiec Legii.
Chwalił on najlepszego strzelca gospodarzy, którego ekipa ze stolicy długo nie potrafiła zatrzymać. Anthony Hickey zdobył 26 punktów. Trafił 6/9 prób z dystansu. - Grał u mnie w przeszłości w Asseco Gdynia. Rozmawialiśmy przed meczem. Mówił, że rzuci 30 punktów. Zdobył 26. Świetny zawodnik i wspaniały człowiek - podkreślił Tane Spasev.
Najlepszego strzelca spotkania miała jednak Legia. To Omar Prewitt. Amerykański skrzydłowy zdobył 27 punktów, ale również nie był zadowolony z początku spotkania. Ten zawodnik z meczu na mecz się rozkręca i może być jedną z gwiazd Energa Basket Ligi. - Nie zaczęliśmy tak, jak chcieliśmy. Ćwiczyliśmy przez cały tydzień, jak bronić takich zawodników, jak Dymała i Hickey. Niestety nie udało nam się tego zrealizować. Pokazaliśmy jednak jaką drużyną jesteśmy. Mamy serce do gry. Przy tak gorącej atmosferze potrafiliśmy odwrócić losy meczu na naszą korzyść - powiedział po pojedynku w Stargardzie.
Spójnia Stargard zbierała pochwały za postawę w trzech kwartach. Końcowy rezultat był jednak bardzo niekorzystny dla beniaminka. - Pokazaliśmy dobrą koszykówkę przez trzy kwarty. Wynik cały czas oscylował wokół remisu. Prowadziliśmy nawet kilkoma punktami. Przyszła nieszczęsna czwarta kwarta. Zespół gości postawił strefę. Mieliśmy otwarte rzuty, ale nie udało się ich trafić. Wkradło się trochę nerwowości w nasze szeregi. Legia to wykorzystała - przyznał Maciej Raczyński.
ZOBACZ WIDEO PGNiG Superliga: Męczarnie Orlenu Wisły w Kwidzynie. Bramkarze w rolach głównych