Beniaminek podrażnił mistrza. Igor Milicić: Nie możemy być zadowoleni z otwarcia meczu

Newspix / Piotr Kieplin / PressFocus / Na zdjęciu: Igor Milicić
Newspix / Piotr Kieplin / PressFocus / Na zdjęciu: Igor Milicić

Drugi mecz przeciwko Spójni Stargard i ponownie fatalny początek Anwilu Włocławek. W sobotę jednak koszykarze mistrza Polski wyciągnęli wnioski i uniknęli wpadki, wygrywając 91:75.

W pierwszej rundzie Anwil Włocławek przegrał ze Spójnią Stargard 80:81, co było największą, jak do tej pory, niespodzianką sezonu (Czytaj więcej tutaj). Beniaminek zaczął tamten mecz od prowadzenia 23:5. Wydawało się, że taka sytuacja nie może się powtórzyć, a jednak w połowie pierwszej kwarty sobotniego starcia stargardzianie wygrywali 15:3.

Dopiero wtedy Igor Milicić poprosił o przerwę. Trzeba przyznać, że wykazał się dużą cierpliwością. - Nie możemy być zadowoleni z otwarcia meczu. Tak, jak na paru ostatnich treningach na początku nie wyglądało to dobrze. Potem przyspieszamy. W koszykówkę gra się od pierwszej minuty - ocenił ten fragment szkoleniowiec Anwilu.

Rottweilery trafiły w tym czasie tylko jeden z dziewięciu rzutów z gry, ale trener większe pretensje miał o defensywę. - Zespół na takim poziomie, na jakim chcemy być, nie może sobie pozwolić, że pierwszy faul robi 1,5 minuty przed końcem pierwszej kwarty. Gdy poprawiliśmy obronę ten mecz się odwrócił na naszą korzyść. Myślę, że to jest przede wszystkim wskazówka dla tego zespołu, jak chcemy grać i jak możemy wygrywać - tłumaczył Igor Milicić.

ZOBACZ WIDEO: HME Glasgow 2019. Michał Haratyk słuchał hymnu i odbierał medal... w korytarzu. "Było dość kameralnie"

Powtórzył się początek z pierwszego meczu, ale koniec był zupełnie inny. Faworyt pewnie wygrał 91:75. W Stargardzie nie brakowało jednak walki. Atmosfera na parkiecie i trybunach była gorąca. - Cieszymy się bardzo, że wygraliśmy. Trzeba pogratulować gospodarzom wysiłku, walki i determinacji tak samo, jak publiczności. Gra się wspaniale w takich warunkach - przyznał trener Anwilu.

Spójnia prowadziła przez 21 minut, ale w czwartej kwarcie była bezradna. Trener Kamil Piechucki dysponował tylko ósemką ogranych koszykarzy. Nie zagrali kontuzjowani Piotr Pamuła i Shane Richards. W takiej sytuacji trochę niespodziewanie w pierwszej piątce wyszli wspólnie Rod Camphor, Dawid Bręk i Marcin Dymała. Czy rywali zaskoczyło takie ustawienie? - To jest ich standardowych pięciu zawodników. Może nie wychodzą w tej piątce, ale Bręk dużo daje w tym sezonie - podkreślił Igor Milicić.

Kolejny mecz Anwil Włocławek rozegra we wtorek w Szczecinie. W zaległym spotkaniu 17. kolejki Energa Basket Ligi zmierzy się z Kingiem, który w sobotę wyszarpał zwycięstwo w Krośnie (92:86).

Źródło artykułu: