Kamil Łączyński: Almeida będzie traktowany jak Ronaldo

Newspix / Tadeusz Skwiot / Na zdjęciu: Kamil Łączyński
Newspix / Tadeusz Skwiot / Na zdjęciu: Kamil Łączyński

- Byłem zaskoczony decyzją Almeidy. Teraz będzie w takiej sytuacji, że będzie musiał potwierdzić swoje umiejętności i klasę. Tam gdzie nie pojedziemy, to on będzie traktowany jak Cristiano Ronaldo - mówi Kamil Łączyński.

[b]

Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Czy ksywka "Atmosferić" przyjęła się w reprezentacji Polski?[/b]

Kamil Łączyński, koszykarz Anwilu Włocławek i reprezentacji Polski: Sam sobie ją nadałem przed meczem z Chorwacją. Jako jedyny w kadrze podłapał ją fizjoterapeuta Arkadiusz Markiewicz. Czy zostanie? Tego nie wiem, choć uważam, że moja pozycja w kadrze nie jest aż taka zła, jak wskazuje ten przydomek.

Ma pan dystans do siebie.

Uważam, że do wszystkiego trzeba podchodzić z dystansem. Ale jednocześnie jeżeli na czymś nam zależy, to trzeba wierzyć, że uda nam się to zrobić. Pamiętajmy, że sport nie jest na zasadzie życia albo śmierci. Osobiście uważam, że w sporcie nie powinno używać się patetycznego języka. Wszystko z umiarem i wyczuciem. Oczywiście każdemu powinno zależeć na jak najlepszym wyniku, ale trzeba z dystansem podchodzić.

W meczu z Chorwacją nie zagrał pan nawet minuty, ale o obrażaniu i fochach chyba nie było mowy. Jako pierwszy wyskakiwał pan z ławki po udanych zagraniach kolegów.

Bardzo przeżywałem. Jak się nie gra, to przeżywa się jeszcze mocniej, niż jak się jest na boisku. Tam trzeba te emocje opanować, na ławce aż kipisz z nerwów i emocji. W pewnym momencie wydawało mi się, że wejdę na boisko i zacząłem szybciej przebierać nogami. Pretensji nie mam, bo znam hierarchię w kadrze.

Widziałem, że zachodził pan do asystentów trenera Taylora i coś szeptał do ucha. Co to takiego było?

W kadrze są tacy asystenci, którzy też mają do siebie duży dystans. Wydaje mi się, że traktują moje wskazówki dość poważnie. Ufają mi. Pamiętam taką zabawną sytuację podczas meczu z Chorwacją. Pod koniec pierwszej połowy krzyknąłem do asystentów, żebyśmy rozegrali szybkie dwie akcje, a nie jedną długą. W tym samym momencie... Łukasz Koszarek krzyknął "Polska, Polska". To jest właśnie nasze określenie na rozegranie dwóch akcji "za jeden". Co prawda siedzieliśmy od siebie oddaleni o 3-4 krzesełka, ale to pokazało, że znamy się na robocie. Czytamy grę, reagujemy na to, co dzieje się na boisku.

Zobacz także: Stelmet Enea BC chce odzyskać mistrzostwo. Adam Hrycaniuk wymienia atuty zespołu

Lubi pan wracać do tego pierwszego meczu z Chorwacją? Długo się mówiło wtedy o pana efektownym podaniu między nogami do Adama Hrycaniuka.

Oczywiście, że wracam do tego meczu. Ale nie tylko tego, bo w pamięci mam większość swoich występów. Po każdym sezonie siadamy wspólnie z żoną i wybieramy najlepsze spotkania. Ostatnio były to głównie mecze w fazie play-off, ale znalazły się też kadrowe. Miło jest wrócić do tych chwil. To duża przyjemność i frajda.

Maciek Lampe na kolacji po meczu z Chorwacją powiedział mi, że jeszcze lepsze było zagranie w kontrataku, w którym zrobiłem zwód rzutem, na który nabrało się dwóch zawodników. Krzysiek Sulima miał po tym podaniu otwartą drogę do kosza.

Za dużo czasu na świętowanie nie ma, bo już w weekend wraca Energa Basket Liga. Chciałbym jeszcze wrócić do wydarzeń z Pucharu Polski. Tam doszło do małej scysji między panem a Jamesem Florencem z Arki Gdynia. Nie lubi go pan?

Nie. Nie mam problemów z Jamesem Florencem. Łączy nas jedno: on i ja mamy w swojej kolekcji tytuł MVP finałów. Co prawda on lubi gadać na boisku, ale ja już przestałem się do niego odzywać.

W zeszłym roku po play-off mu tylko odpowiedziałem, że jego gadanie skończyło się tak, jak wszyscy widzieli. Wiem, że on jest takim graczem, że tego potrzebuje, to go nakręca. Jego sprawa. Niech tak dalej robi. Wracając do meczu z Arką w Pucharze Polski. James tam trochę przegiął, bo w brzydki sposób zaczął się odzywać do naszego sztabu szkoleniowego.

Mówiąc szerzej. Są jednak pewne granice, których zawodnik nie powinien przekraczać. Nie lubię graczy, którzy szczypią, stają na nodze, łapią poniżej pasa.

Są jeszcze tacy w lidze?

Niestety tak. W trash-talkingu, którego sam używam, nie lubię, gdy ktoś przekracza pewną granice. Nie mówię, że James tak robi, bo z jego ust takich stwierdzeń nie słyszałem.

Co ma pan na myśli?

Chodzi o obrażanie drugiej osoby, rodziny. Zdarzają się takie sytuacje i niestety nie są one przyjemne. Nie chodzi o utratę koncentracji, ale po prostu słabo świadczą o człowieku.

Jak pan na takie słowa reaguje?

A co mam zrobić? Przecież nie popchnę kogoś za takie słowa, bo wiem czym to się skończy. Na zabójstwo zabójstwem się nie odpowiada, chociaż Stary Testament mówi, że "oko za oko", "ząb za ząb".

Zobacz także: Był zwalniany, teraz świętuje. Rollercoaster Wojciecha Kamińskiego

Jaki będzie Anwil po zmianach?

Sam jestem ciekawy do czego nas to doprowadzi. Mam nadzieję, że Igor Milicić znów będzie miał nosa do zmian. Widzę, że niektórzy wpadają w panikę, ale chciałbym wszystkich uspokoić. Nadal są w zespole zawodnicy, którzy potrafią grać w koszykówkę. Nastąpiła przebudowa drużyny, ale w tym momencie na każdej pozycji jest po dwóch równorzędnych zawodników. Uważam, że to jest komfortowa sytuacja. Ostatnio było nas 8-9 na obwodzie.

To powodowało konflikty?

To za mocno powiedziane. Prawda jest taka, że jak masz pewność, że będziesz grał regularnie, to jesteś w stanie dać więcej drużynie. Ważne jest jednak to, żeby grali ci, którzy się najlepiej prezentują. Trzeba grać o wynik, a nie o to, żeby kogoś zadowalać.

ZOBACZ WIDEO MŚ w Seefeld 2019. Toni Innauer dla WP SportoweFakty: Brak medalu dla Polski? Powód był prosty


 
Pojawiły się takie informacje, że podobno pan naciskał na zwolnienie jednego z rozgrywających.

W życiu! Nigdy nie było takich rozmów ze mną. Po jednym z meczów w Lidze Mistrzów trener Milicić powiedział mi jedynie, że dojdzie do jakiś zmian w zespole. I tyle. O personaliach się nie rozmawia. Dochodziły do nas plotki o powrocie Almeidy, ale nie było pytań z naszej strony na jego temat, bo trener jest taki, że nie lubi spekulować i dywagować. Mówi jedynie o konkretach.

Jak pan zareagował na powrót Almeidy?

Byłem zaskoczony decyzją Ivana. Nie klubu, ale jego. Teraz będzie w takiej sytuacji, że będzie musiał potwierdzić swoje umiejętności i klasę. Wszyscy już go znają i będą na nim wywierać ogromną presję. Nie tylko we Włocławku, ale także w innych miejscach. Tam gdzie nie pojedziemy, to on będzie traktowany jak Cristiano Ronaldo. To trudna sytuacja dla niego i całego zespołu. Jestem jednak przekonany, że jak on będzie zdrowy i w pełnej formie, to jest gość ponad tę ligę.

Jakim człowiekiem jest Ivan?

To artysta, który chodzi własnymi ścieżkami. Ma swój świat, ale to jak każdy. Lubi przebywać w zaciszu domowym. Tam zakłada słuchawki i tworzy muzykę.


Zobacz także inne teksty autora

Źródło artykułu: