Polska reprezentacja po kilkudziesięciu latach przerwy wraca do rywalizacji z najlepszymi koszykarskimi drużynami świata. - Losowanie, przynajmniej teoretycznie, jest najlepsze jakie mogło nam się trafić. Jednak nie możemy lekceważyć przeciwników. Pamiętajmy, że są to egzotyczne drużyny, których za bardzo nie znamy. Zdecydowanie najsłabszym rywalem będzie Wybrzeże Kości Słoniowej, które jest najniżej w rankingu - mówi WP Sportowe Fakty Maciej Zieliński, były reprezentant Polski, wielokrotny Mistrz Polski ze Śląskiem Wrocław, oraz ikona tej drużyny.
Radosław Skorupski, WP SportoweFakty: Polska reprezentacja po 52 latach ponownie zagra na koszykarskich mistrzostwach świata. Jak oceni pan eliminacje w wykonaniu drużyny prowadzonej przez Mike’a Taylora?
Maciej Zieliński, były reprezentant Polski: Wypada ocenić je pozytywnie. Mimo że początki były trudne, chłopaki pokazali, że z każdym kolejnym meczem nabierają pewności siebie i grali coraz lepiej. Udało stworzyć się prawdziwego ducha zespołu, który wspólnie dążył do jednego celu. Zawodnicy pokazali charakter i dzięki temu osiągnęli wielki sukces.
ZOBACZ WIDEO Robert Lewandowski skomentował mecz z Austrią. "Styl jest nieważny, liczy się zwycięstwo"
Którzy zawodnicy zasłużyli na szczególne wyróżnienie swoją postawą w spotkaniach eliminacyjnych?
Ciężko powiedzieć. Siłą naszej reprezentacji była cała drużyna. Mamy wielu bardzo dobrych zawodników, którzy grają w ligach zagranicznych - Waczyński, Ponitka, Lampe czy Slaughter. Na pewno nie jest tak, że mamy jedną wielką indywidualność, która jeśli zostanie przez przeciwnika zneutralizowana, to drużyna ma wielkie problemy. W momencie słabszej dyspozycji jednego z graczy, zastępuje go inny i na zasadzie kolektywu wszystko funkcjonuje prawidłowo.
Od momentu zatrudnienia Mike’a Taylora minęło już pięć lat. Można powiedzieć, że w kadrze - w końcu - zagościła stabilizacja na ławce trenerskiej. Stabilizacja, która przynosi rezultaty - choć początki były trudne. Jest pan zadowolony z pracy amerykańskiego selekcjonera?
Słusznie pan zauważył. Mike Taylor miał dużo spokoju i otrzymał spory kredyt zaufania. Trzeba przyznać, że bardzo dobrze go wykorzystał. Oczywiście były pewne potknięcia, na przykład słabe poprzednie Mistrzostwa Europy, po których posada trenera wisiała na włosku. Jednak podjęto decyzję, żeby go zostawić i ta decyzja ostatecznie okazała się słuszna. Wiadomo, że pracując z reprezentacją trener potrzebuje więcej czasu, ponieważ nie spotyka się z zawodnikami codziennie - tylko raz na jakiś czas. Musi ich dostatecznie poznać, również ich mentalność. Poza tym Taylor jest bardzo charyzmatyczną osobą, która ma pozytywny wpływ na drużynę.
Niezależnie od wyniku osiągniętego na Mistrzostwach Świata trener Taylor powinien dalej pracować z reprezentacją?
Czas pokaże. Wstrzymajmy się z oceną. Trener przede wszystkim broni się wynikami osiąganymi przez drużynę. W tym momencie wygląda to bardzo dobrze. Uzyskał wraz z chłopakami historyczny sukces i nie widzę powodu, aby go zwalniać.
Większość zawodników z obecnej kadry jest już bardzo doświadczona. Zbliża się do trzydziestki, bądź już osiągnęła ten wiek. Jakie są perspektywy rozwoju naszej młodzieży?
Temat młodzieży, to temat rzeka. Tutaj jest ciężkie zadanie dla trenera. Wiadomo, że z jednej strony trener jest rozliczany z wyników, a z drugiej powinien ogrywać młodych zawodników, żeby mieli okazję nabrać doświadczenia i później przejąć pałeczkę po starszych graczach. W tych eliminacjach za bardzo ich nie ogrywaliśmy. Zobaczymy co będzie dalej, czas pokaże.
W sobotę (16 marca) odbyło się losowanie grup koszykarskich MŚ. Zagramy z Chinami, Wenezuelą i Wybrzeżem Kości Słoniowej. Zadowolenie prezesa PZK - będącego na miejscu - było uzasadnione. Chyba lepszego scenariusza nie mogliśmy sobie wymarzyć. Czy widzi pan jakieś zagrożenia, jakie są pana prognozy?
Losowanie, przynajmniej teoretycznie, jest najlepsze jakie mogło nam się trafić. Jednak nie możemy lekceważyć przeciwników. Pamiętajmy, że są to egzotyczne drużyny, których za bardzo nie znamy. Zdecydowanie najsłabszym rywalem będzie Wybrzeże Kości Słoniowej, które jest najniżej w rankingu. Wszystkie ekipy będą walczyć na takim turnieju. Poza tym gramy z gospodarzami, którzy zawsze mają wielkie wsparcie od kibiców. Potrzebna jest pełna koncentracja i trzeba będzie zagrać na 100% swoich umiejętności. Co do oczekiwań. Cokolwiek wygramy na tych mistrzostwach, to będzie dla nas duży sukces. Generalnie jestem dobrej myśli.
Teraz kadrę czekają przygotowania do turnieju głównego - gramy w Pekinie. Jakie elementy koszykarskiego rzemiosła będą wymagały poprawy? Na pewno w eliminacjach nie wszystko wyglądało idealnie.
Przede wszystkim kadra trenerska będzie musiała zdobyć materiały, aby dobrze rozpracować naszych przeciwników, gdyż tak jak wspominałem są to egzotyczne drużyny. Moim zdaniem, jak przed każdym turniejem tej rangi, trzeba solidnie i mocno przepracować okres przygotowawczy. Duży nacisk położyć na aspekt przygotowania fizycznego - gdyż na takich turniejach gra się na dużej intensywności, oraz taktycznego - wprowadzając kilka nowych zagrywek, aby w drużynie był pewien element zaskoczenia. Sądzę, że reprezentacji nie zabraknie zaangażowania. O tym jestem wręcz przekonany.
W Polskiej Lidze, która wkracza w decydującą fazę, prym wiedzie Stelmet Zielona Góra oraz Polski Cukier Toruń. Któraś z tych drużyn jest pana faworytem, czy widzi pan innego kandydata do końcowego tryumfu?
Prawdę mówiąc nie mam swojego faworyta. Oczywiście obserwuję rozgrywki polskiej ligi. Na pewno jeszcze dużo może się wydarzyć. Oprócz Stelmetu i ekipy z Torunia jest jeszcze kilka drużyn, które będą chciały zbliżyć się do czołówki i wypracować sobie jak najlepsze miejsce przed play-offami. Różnice w tabeli nie są duże. Wiadomo, że rywalizacja po sezonie regularnym rządzi się swoimi prawami. Można powiedzieć, że zacznie się na nowo. Stelmet ma teoretycznie najbardziej doświadczoną drużynę, ale wyniki pokazują, że także przegrywają swoje spotkania. Nie jest to aż tak znacząca dominacja.
Śląsk Wrocław, który ostatni raz w PLK grał w sezonie 2015/2016 - obecnie pierwsza liga, walczy o awans. Zna pan tę drużynę jak własną kieszeń. Był jej niekwestionowanym liderem. Wielokrotnie zdobywając ze Śląskiem Mistrzostwa Polski. Czy ten rok będzie rokiem kolejnego powrotu ekipy Kosynierów do elity, czy pana zdaniem są ku temu wystarczające perspektywy?
Oczywiście perspektywy są, nadzieję także. Wszyscy liczą na to, że Śląsk wróci do ekstraklasy. Zresztą wyniki napawają optymizmem. Śląsk jest liderem i wygrywa większość spotkań. Oczywiście to jest sport. Później zaczną się play-offy i to one zdecydują. Łatwo na pewno nie będzie, ale jeśli drużyna prowadzona przez Radka Hyżego utrzyma wysoką formę z sezonu regularnego - możemy być dobrej myśli. Chłopaki będą walczyć do końca. Zresztą pokazują na parkiecie charakter, wolę walki i determinację. Mam nadzieję, że awansujemy i będziemy cieszyć się z kolejnego powrotu do grona najlepszych polskich drużyn.
Z pewnością śledzi pan rozgrywki NBA, które wkraczają w decydującą fazę. Kto jest faworytem Macieja Zielińskiego do końcowego zwycięstwa?
Zawsze kibicowałem i nadal kibicuję Boston Celticks. Dla mnie oni są faworytem i zawsze nimi będą (śmiech). W trakcie sezonu regularnego mieli swoje problemy, także z kontuzjami. Grają w kratkę i jakoś ostatnio nie mogą złapać swojego rytmu. Mam nadzieję, że trener Brad Stevens - przed rozpoczęciem fazy Play-Off - zdąży wszystko poukładać, zmotywować zawodników i Celticks powalczą o jak najlepszy wynik.
Grał pan zawodowo na najwyższym europejskim poziomie. Zdobywał pan czołowe miejsca na Mistrzostwach Europy (nie były, to wprawdzie miejsca medalowe, ale zdecydowanie najlepsze lata polskiego basketu od ponad dwóch dekad - przyp. red.) Ma pan na koncie wiele wyróżnień indywidualnych. Czuje się pan koszykarsko spełniony?
Zawsze jest poczucie, że można było osiągnąć więcej. Nigdy nie grałem na Mistrzostwach Świata, nie udało mi się wraz z reprezentacją dostać na Igrzyska Olimpijskie, także zawsze jest jakiś niedosyt. Myślę, że z tego co udało mi się osiągnąć jestem zadowolony. Najbardziej żałuję, że nie udało mi się zdobyć osiemnastego Mistrzostwa Polski dla Śląska Wrocław, które pechowo wymsknęło nam się z rąk. Ale taki jest sport. Każdy sportowiec ma w głowie myśli, że mógł zdobyć, zrobić więcej. Ale generalnie jestem usatysfakcjonowany.
Czy będąc już (jako zawodnik) na koszykarskiej emeryturze, jest pan mocno zaangażowany w tę dyscyplinę sportu? Na przykład jako trener lub prezes jakiegoś klubu.
Na chwilę obecną pracuję z grupami młodzieżowymi Śląska Wrocław. Działam również w wojskowym stowarzyszeniu WKS Śląsk. Głównie zajmuję się szkoleniem młodzieży. Staram się odpowiednio przygotować i udzielać przydatnych wskazówek młodym adeptom tej dyscypliny, aby mogli jak najlepiej wykorzystać je na szczeblu seniorskim.