EBL. Adam Hrycaniuk: Powiedziałem sobie: "Adam, wystarczy, trzeba zmienić otoczenie"

WP SportoweFakty / Artur Lawrenc / Na zdjęciu: Adam Hrycaniuk
WP SportoweFakty / Artur Lawrenc / Na zdjęciu: Adam Hrycaniuk

- Pewna formuła się wyczerpała i podjąłem decyzję o zakończeniu współpracy. Powiedziałem sobie: "Adam, wystarczy, trzeba zmienić otoczenie i klub" - mówi w szczerej rozmowie z WP SportoweFakty Adam Hrycaniuk, nowy środkowy Arki Gdynia.

[b]

Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Po ilu latach wraca pan do Arki Gdynia?[/b]

Adam Hrycaniuk, nowy koszykarz Arki Gdynia: Po sześciu latach. Trochę tego czasu upłynęło. Było sporo fajnych momentów w tym czasie, ale nie ukrywam, że sentyment do tego klubu i miejsca cały czas pozostawał. Byłem na bieżąco z wydarzeniami, które miały miejsce w Arce, a co roku wraz z rodziną przyjeżdżaliśmy na wakacje do Trójmiasta. Świetnie się tutaj czujemy.

Z czego wynikał ten sentyment?

Zdobyłem z tym klubem cztery mistrzostwa Polski. Byliśmy też w Final Eight Euroligi. Tego żadnemu zespołowi w Polsce nie udało się osiągnąć. Nie bez znaczenia był fakt, że organizacja klubu była i jest na najwyższym możliwym poziomie.

Decydując się na transfer do Stelmetu Enea BC spodziewał się pan tego, że w Zielonej Górze spędzi aż sześć lat?

Ja w swojej karierze miałem to szczęście, że nie musiałem co chwilę zmieniać klubów. Wcześniej w Gdyni spędziłem prawie pięć lat. Byłem mocno związany z tym klubem i nie ukrywam, że było mi trudno odchodzić z tego miejsca. Przychodząc do Stelmetu podpisałem dwuletnią umowę. Życie napisało taki scenariusz, że zostałem w Zielonej Górze aż sześć lat.

ZOBACZ WIDEO Skoki. LGP w Wiśle. Wymarzony debiut Michala Doleżala. "Możemy pracować spokojnie"

I na tym koniec.

Tak. Pewna formuła się wyczerpała i podjąłem decyzję o zakończeniu współpracy.

Formuła sportowa czy bardziej organizacyjna?

Kilka kwestii się na to nałożyło. Wymieniłbym sportowe, życiowe, ale i organizacyjne. Były sukcesy, sporo dobrych momentów, ale przyszedł taki moment, w którym powiedziałem sobie: "Adam, wystarczy, trzeba zmienić otoczenie i klub".

Jaki to był sezon dla Adama Hrycaniuka?

Dawno tak szalonego sezonu nie miałem. Rozegrałem ponad 70 meczów, biorąc także pod uwagę spotkania w barwach reprezentacji Polski. Cieszę się, że przy takiej liczbie spotkań dalej normalnie funkcjonuje, nie narzekam na żadne urazy. Uważam, że było sporo dobrych momentów.

Wiemy, że klub nie regulował zawodnikom pieniędzy na czas. Jak to na pana wpływało na co dzień? Myślał pan o tym na treningach czy w trakcie meczów?

Trzeba sobie powiedzieć wprost, że sytuacja każdego z nas była pod tym względem inna. Czy się o tym myśli? Ja zawsze podchodziłem do tego w ten sposób, że na treningach i meczach robiłem swoje, wykonywałem polecenia trenera. Nie jest tajemnicą, że w szatni ten temat obowiązywał, czasami o tym rozmawialiśmy. Bywają lepsze momenty, ale też takie, w którym siadamy i zastanawiamy się, co dalej. Wszyscy jednak jedziemy na tym samym wózku i chcemy zakończyć sezon na jak najlepszym miejscu. Mimo że są różne przeszkody, każdy chce udowodnić, że swoją pracę wykonał jak najlepiej umiał.

Zobacz także. MŚ 2019. Damian Kulig wraca do reprezentacji Polski!

Ostatni sezon to jednak pasmo niepowodzeń. Czwarte miejsce w EBL, tylko pięć zwycięstw w VTB i ćwierćfinał Pucharu Polski. Co poszło nie tak?

Myślę, że duży wpływ na nasze kiepskie wyniki miała ogromna liczba meczów i wyjazdów. Mimo że mam 35 lat i sporo rozegranych sezonów, to ja czegoś takiego jeszcze nie przeżyłem. Łączenie występów w dwóch ligach: EBL i VTB mocno nadszarpnęło naszą psychikę. Na pamięć znaliśmy już połączenia samolotowe Berlin-Moskwa-kolejne miasta w Rosji. Nocne podróże były bardzo męczące. To było nieludzkie!

Eksperyment z ligą VTB nie wypalił?

Hmm... Myślę, że powinieneś to pytanie zaadresować do kogoś innego. Ja ze swojej strony mogę powiedzieć, że niektóre wyjazdy nie udało się połączyć tak, jak sobie tego życzyliśmy i przez to traciliśmy kilka godzin.

W marcu i kwietniu zagraliśmy około 20 meczów. Nie oszukujmy się, ale trudno jest ustalić hierarchię i strategię na play-off. Musieliśmy szykować się do każdego kolejnego spotkania, a przecież do tego dochodziła walka o jak najlepsze miejsce w Energa Basket Lidze. W najważniejszej części sezonu nie daliśmy rady fizycznie.

W play-off zaczęliście odczuwać zmęczenie?

Tak. Ludzie mówią, że z Polskim Cukrem wyglądaliśmy blado. Ja się z tym zgadzam, ale nikt nie mówi o tym, że rywale w trakcie sezonu często odpoczywali przez 1-1,5 tygodnia, a my w tym czasie rozgrywaliśmy po 3-4 mecze. To kiedyś musiało wyjść. Nikt nie jest maszyną. Jesteśmy ludźmi.

Poziom sportowy ligi VTB jest za wysoki dla polskich klubów?

Myślę, że nie, ale... na sprawę trzeba spojrzeć szerzej. Bo jeśli występujesz w dwóch ligach naraz, to pojawiają się duże problemy. Trudno jest rywalizować z rywalami, jeśli masz za sobą ponad 20-godzinną podróż. Wtedy zaczyna być odczuwalna duża dysproporcja.

W Arce Gdynia na dłużej?

Zobaczymy. Nie chcę składać żadnych deklaracji. Na razie myślę o tym zbliżającym się sezonie. Zależy mi na jak najlepszym wyniku. Wierzę, że powalczymy o mistrzostwo Polski. Co będzie za rok albo dwa? Nie wybiegam aż tak daleko do przodu. Myślę o tym, co tu i teraz.

Może nie wszyscy pamiętają, ale do Zielonej Góry przechodził pan po kilku rozegranych meczach w Pamesie Walencji. Nie żałuje pan, że tak krótko był pan za granicą?

Czasami sobie myślę, co by było, gdyby... ale generalnie niczego nie żałuję. Miałem swój epizod w Hiszpanii, zobaczyłem, jak to wszystko wygląda. ACB to najsilniejsza liga w Europie. Cieszę się, że mogłem tam grać. Gdybym chciał wyjechać na dłużej, to musiałbym nieco eksperymentować, a tego nie chciałem robić. Nie ukrywam, że stabilizacja bardziej mi służy i rodzinie. To, co zrobiłem do tej pory w swojej karierze można uznać za optimum.

Wycisnął pan przysłowiową cytrynę do końca?

Mam nadzieję, że tej "cytrynki" jeszcze trochę zostało.

Zobacz także: Kadra i NBA - odwieczne pytania do Marcina Gortata. Co z przyszłością Polaka?

Źródło artykułu: