EBL. Igor Milicić: Chcemy podbić serca kibiców w całej Europie (wywiad)

Zdjęcie okładkowe artykułu: Newspix / Rafał Oleksiewicz / PressFocus / Na zdjęciu: Igor Milicić
Newspix / Rafał Oleksiewicz / PressFocus / Na zdjęciu: Igor Milicić
zdjęcie autora artykułu

- Swoją grą chcemy podbić serca kibiców w całej Europie. Mamy więcej potencjału indywidualnego. Anwil to nie będzie zespół jednego zawodnika i tylko na niego będziemy grali. Anwil to ma być prawdziwy kolektyw - zapowiada Igor Milicić.

[b]

Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Wróćmy jeszcze do tego, co działo się w zeszłym sezonie. W rankingu na najlepszego trenera po rundzie zasadniczej nie otrzymał pan żadnego głosu od swoich kolegów po fachu. Jak pan zareagował? Bierze pan to w ogóle pod uwagę?[/b]

Igor Milicić, trener Anwilu Włocławek: Oczywiście, że biorę takie rzeczy pod uwagę. Głosy przecież przyznawało środowisko trenerskie. Trudno, żebym nie liczył się z ich zdaniem. Wiem, jak to wszystko jest odbierane, gdy mistrz Polski nie wygrał Superpucharu, Pucharu Polski, a w lidze poniósł kilka zaskakujących porażek: ze Spójnią czy AZS-em. Pewnie dostałem to, na co zasłużyłem.

A to trochę nie jest tak, że trener swoimi wypowiedziami, działaniami i ruchami sam na to zapracował? Kiedyś pan powiedział: "Nie jestem wygodny dla ludzi. Moje rozmowy są merytoryczne, nie lubię rzucać farmazonów."

Mówię to, co myślę i uważam. Nie zmienię swojego stylu, nawet jeśli to się ludziom nie podoba. Mam swoją wizję, która nieco różni się od większości trenerów i ludzi z branży.

Po ostatnim meczu w sezonie zasadniczym z BM Slam Stalą stwierdził pan na konferencji prasowej, że to było "dziwne spotkanie". Co miał pan wtedy na myśli?

Bo wydawało mi się, że było trochę gierek po drugiej strony. To znaczy, że nie grało się na maksa, tak aby nieco podpuścić pewnych zawodników. Taktycznie także. Z tej wojny to my wyszliśmy zwycięsko. Nasza taktyka i przygotowanie do meczu okazały się na wyższym poziomie.

ZOBACZ WIDEO: Stacja Tokio. Cezary Trybański: Mike Taylor zaraził zespół amerykańskim luzem

Zobacz także: EBL. Szok! Z PLK do NBA. Mike Scott uzgodnił warunki kontraktu

Na ile kontuzja Josipa Sobina zmieniła grę Anwilu? Kibice mówią, że jego brak sprawił, że zaczęliście grać znacznie lepiej. Zgadza się pan z tym?

Absolutnie nie. To są nieprawdziwe informacje. Wkurzały mnie takie opinie. My nasz dobry rytm zaczęliśmy łapać jeszcze w momencie, gdy Josip był z nami, i to nawet mimo porażek w Zielonej Górze czy Starogardzie Gdańskim. Mówiłem już wtedy, że gramy dobrą koszykówkę i idziemy w odpowiednim kierunku. Z Josipem i Michałem Ignerskim w składzie bylibyśmy jeszcze mocniejsi.

A co ze stylem?

Ale przecież Sobin nie spędzał na parkiecie 40 minut. Gdy jego nie było, to graliśmy w innym stylu. Ludzie to dopiero zauważyli, gdy wypadł ze składu z powodu kontuzji. Wtedy mówiono: "Anwil może grać inną koszykówkę". Powtórzę - my taką graliśmy już wcześniej. Dodam, że jeszcze za czasów Sobina trenowaliśmy ustawienia, w których Ivan Almeida grał na pozycji środkowego w obronie. Mieliśmy pięciu niskich zawodników.

Jaki będzie nowy Anwil Włocławek?

To będzie inny Anwil: bardziej atletyczny, lepiej radzący sobie w grze jeden na jeden. Z taką myślą pozyskiwaliśmy zawodników. Chcieliśmy mieć więcej tego potencjału indywidualnego. Wcześniej mieliśmy z tym duże problemy - mam na myśli pierwszą część sezonu w PLK i w Lidze Mistrzów.

Proszę mi wierzyć, że wykonaliśmy sporo pracy przy kompletowaniu składu. Zaczyna się od analizy poszczególnych zawodników, rozmów z nimi, negocjacji i na końcu podpisywaniu kontraktów. To złożony proces, który wymaga czasu.

To najmocniejszy zespół od lat?

To się okaże. Jesteśmy dopiero na początku drogi. Sezon jeszcze się nie zaczął, więc nie ma sensu niczego wyrokować. Na pewno jest tym zespole mnóstwo talentu i musimy go odpowiednio wykorzystać. Jednak też sami zawodnicy muszą zrozumieć, że jedyną drogą do osiągnięcia sukcesu jest wspólne podążanie w jednym kierunku. Na razie wszystko zapowiada się pozytywnie.

Ledo, Wroten, Dowe, Sokołowski, Milovanović. Każdy z nich ma charakter i temperament. Czy to trochę nie jest tak, że trener sam sobie rzucił wyzwanie, ściągając do Włocławka takich zawodników?

Nie. Wyzwaniem jest wynik, który chcemy osiągnąć. Słyszę, że w Polsce dużo mówi się o tym, że podpisaliśmy trudnych, krnąbrnych zawodników, którzy sprawiają mnóstwo problemów. Prześledźmy koszykarzy, którzy trafili do Włocławka od momentu, gdy zacząłem tutaj pracować. Było mnóstwo trudnych zawodników - Polaków i obcokrajowców. Mówili, że nie dopasują się do naszego systemu, nie będą wykonywać poleceń, a my dalej... robimy swoje. Jesteśmy dwukrotnym mistrzem Polski.

Anwil i system trenera Milicicia jest już rozpoznawalny w Europie? W zeszłym sezonie zrobiliśmy trochę szumu, ale… nie był tak duży, o jakim marzyliśmy. Anwil Włocławek przez lata był w Europie, potem znikł z jej mapy, ale dzięki naszej pracy teraz coraz więcej ludzi przypomina sobie jak wielki to klub. Nie ukrywam, że swoją grą chcemy podbić serca kibiców w całej Europie. Satysfakcjonujący wynik będzie dla nas wisienką na torcie.

Na drugiej stronie przeczytasz o rozstaniu z byłymi gwiazdami Anwilu, nowych ludziach w zespole i przeprowadzonej rewolucji [nextpage]Latem zrezygnował pan ze swoich żołnierzy: Łączyńskiego, Zyskowskiego, Sobina i Almeidy. To było świadome działanie?

Nie do końca. Każdy zawodnik był osobną historią. W większej czy mniejszej roli był w naszych planach na kolejny sezon. Tak się życie potoczyło, że tych zawodników we Włocławku już oglądać nie będziemy. Każdemu z nich życzę jak najlepiej. Niech się rozwijają, polepszają i osiągają świetne wyniki.

Kamil Łączyński w rozmowie z WP SportoweFakty wprost powiedział, że bardzo się na panu zawiódł. Jak pan na to zareagował?

Każdy ma prawo do swojej opinii. Ja też mam swoją ocenę całej sytuacji, ale pozwolę zachować sobie ją dla siebie.

To prawda, że w trakcie sezonu dochodziło do zgrzytów na linii Milicić-Łączyński?

Nie. Nasza współpraca wyglądała tak samo jak w latach ubiegłych. Mieliśmy normalne relacje. Nie było kłótni czy nieporozumień, wręcz przeciwnie, Kamil wywiązywał się z powierzonych mu zadań niemal perfekcyjnie.

Zobacz także: EBL. "Jego atletyzm imponuje, ale... za bardzo kocha swój rzut" - oto Ricky Ledo, nowa gwiazda Anwilu Włocławek

Co w takim razie zaważyło o rozwiązaniu z nim umowy?

Przeprowadziliśmy kilka rozmów i po nich uznałem, że najlepszym rozwiązaniem dla obu stron będzie zakończenie współpracy. Ale kto wie, może w przyszłości jeszcze będziemy razem pracować. Życie pisze różne scenariusze.

Pieniądze, brak atletyzmu - co zaważyło?

Złożony temat. Nie chcę mówić o szczegółach.

Ivan Almeida?

Rozmowy z nim i z jego agentem trwały bardzo długo. Złożyliśmy mu konkretną ofertę, ale po prostu nie doszliśmy do porozumienia. Podobnie było z Łączyńskim czy Zyskowskim. Jeśli strony nie są zadowolone z warunków, to nie podpisują kontraktu. Tak wygląda ten biznes.

To prawda, że warunki umowy z Ricky'm Ledo ustaliliście w jeden dzień?

Negocjacje były błyskawiczne. Wszystko zamknęliśmy w ciągu około 30 godzin.

Skąd pomysł na niego?

Od kilku sezonów obserwowałem tego zawodnika. Nadszedł ten moment, że wreszcie udało się go pozyskać. Jego agent powiedział mi, że wspólnie uznali, że Anwil jest najlepszą opcją do powrotu do wielkiej kariery. Mi też doszliśmy do wniosku, że możemy dużo zyskać na tym transferze.

Tony Wroten? Mam wrażenie, że to jeszcze głośniejszy transfer.

Nie wiem. Nie mi to oceniać. Pozostawię to innym. Wroten jest ogromnym talentem. Może nam dać naprawdę dużo i liczymy, że tak się właśnie stanie. To jest typowa "jedynka", która potrafi zdobywać punkty, kreować pozycje dla kolegów. Stać go na 12-15 asyst, 10 zbiórek czy 8 przechwytów w danym meczu. Szukaliśmy tak wszechstronnego zawodnika na tej pozycji.

Podobnie było na skrzydle, dlatego zdecydowaliśmy się na zatrudnienie Michała Sokołowskiego. Trochę irytuje mnie fakt, że mówi się tylko o Wrotenie, Ledo czy Freimanisie, a tak mało mówi się o Sokołowskim. To bardzo ważne ogniwo w naszym zespole. On ma być prawdziwym kręgosłupem tej drużyny, czyli będzie scalać atak, obronę, tranzycję, i to z różnych pozycji na boisku.

Musiał pan sporo popracować przy tym transferze. To chyba nie były łatwe negocjacje?

To prawda. Zawodnik chciał trafić za granicę, ale my uparcie dążyliśmy do tego, żeby był w naszych szeregach. Ostatecznie Michał przekonał się do tego, że to może być ciekawy krok w jego karierze. Rozmawiałem z nim kilka razy i gdy usłyszałem: "tak, zagram w Anwilu", to nie ukrywam, że bardzo się ucieszyłem.

Ewolucja czy rewolucja?

Rewolucja. Gdybyśmy zostawili 6-7 zawodników z poprzedniego sezonu, to można by mówić o ewolucji. Teraz mamy całkowicie nowy zespół. Na pewno nie będzie takiej sytuacji, że to będzie zespół jednego zawodnika i tylko na niego będziemy grali. Anwil to ma być prawdziwy zespół, kolektyw, który ma wspólnie realizować cele i zadania.

Zobacz także: EBL. Takich transferów chcemy. Kyle Weaver - powrót koszykarza-artysty

Źródło artykułu: