- Spodziewaliśmy się oczywiście trudnego meczu. Świetna atmosfera w hali w Stargardzie. Jestem zadowolony. Mamy, jak prawie każdy w polskiej lidze, nowy zespół. Połowa z tych graczy jeszcze za dużo nie widziała w koszykówce, dlatego wiedzieliśmy, że będzie trochę nerwowo. Wystarczyło nam koncentracji na 25 minut, więc to musimy poprawić, ale jestem zadowolony z zaangażowania. Krok po kroku myślę, że będziemy grali coraz lepiej - mówi trener Asseco Arki Gdynia.
Jego zespół wyciągnął wnioski z zeszłorocznej inauguracji, gdzie musiał gonić Anwil Włocławek. Oczywiście przeciwnik był w sobotę dużo słabszy, ale gdynianie od początku starali się narzucić swoje warunki. Po kilku minutach przejęli oni kontrolę nad meczem i pomimo zrywów gospodarzy sukces ekipy z Trójmiasta nie był zagrożony.
Zobacz także: Mocne otwarcie Trefla. King Szczecin bez szans w Sopocie
- Tak czasami jest. W okresie, kiedy gra się w pucharach przy prowadzeniu prawie 20 punktów, koncentracja uciekła. Każdego dnia robimy postęp. W zeszłym roku zaczęliśmy dużo gorzej. Oczywiście był to mecz z Anwilem u siebie, ale w pierwszej połowie nie byliśmy w stanie udźwignąć obciążenia psychicznego i przegrywaliśmy 20 punktami. Na początku ligi wiele zespołów gra falami, ale to nie ma większego znaczenia. Ważne są dwa punkty - tłumaczy Przemysław Frasunkiewicz.
ZOBACZ WIDEO MŚ w koszykówce. Polacy zagrali świetny turniej! Czas na igrzyska olimpijskie? "To będzie piekielnie trudne zadanie"
Asseco Arka miała broń, z której chętnie korzystała w kluczowych momentach. Pomimo zmian w składzie zaskoczenia nie było. Brązowi medaliści Energa Basket Ligi trafili aż 15 prób trzypunktowych. Oddali oni 33 rzuty z dystansu przy zaledwie 17 PGE Spójni Stargard. Gospodarze rozkręcali się wraz z upływem czasu. Brakowało im skuteczności, ale w pierwszym kwadransie mieli też problem z kreowaniem pozycji rzutowych. Długie akcje w wolnym tempie nie mogły zaskoczyć obrony rywala.
- Gratulacje dla Asseco Arki za inauguracyjne zwycięstwo. Mogę tylko pogratulować naszym zawodnikom, że podjęli rękawicę z zespołem, który otwarcie mówi, że walczy o mistrza Polski - komentuje szkoleniowiec PGE Spójni Stargard.
- Było parę momentów, gdzie mogliśmy wrócić do meczu. Niestety to nie był nasz dzień, jeżeli chodzi o atak. Mamy, nad czym pracować. Skupiamy się teraz na następnym przeciwniku i będziemy chcieli się poprawiać - dodaje Kamil Piechucki. Rzeczywiście stargardzianie w drugiej połowie wypuścili kilka szans. Nie trafili czterech rzutów wolnych z rzędu, a gdy mogli zbliżyć się do rywala na niewielką odległość po dobrej defensywie, w łatwy sposób marnowali kontrataki.
Czytaj też: dwie dogrywki w Gliwicach. MKS wygrał z GTK