WNBA: Powrót Parker nie pomógł Sparks

Powrót do gry Candace Parker, przegrana dogrywka Detroit Shock i ósma kolejna wygrana Indiany Fever - to trzy najważniejsze wiadomości minionej nocy z parkietów WNBA. Powrót Parker do składu Los Angeles Sparks nie uchronił jednak jej zespołu przed porażką z Phoenix Mercury. Sparks nadal są w dołku, podobnie jak Detroit Shock. Aktualne Mistrzynie WNBA przegrały we własnej hali po dogrywce i jest to już ich siódma porażka w tym sezonie. Atmosfera w Michigan robi się nieciekawa, a zawodniczki są już sfrustrowane swoją tegoroczną niemocą.

Krzysztof Kaczmarczyk
Krzysztof Kaczmarczyk

Tego nikt się nie spodziewał, że Candace Parker w niespełna dwa miesiące po porodzie swojej córeczki, będzie już mogła pomóc swojemu zespołowi na parkiecie. W niedzielę 5 lipca Parker jednak rozegrała swoje pierwsze spotkanie w tegorocznym sezonie. Silna skrzydłowa Los Angeles Sparks spędziła na parkiecie 20 minut. W tym czasie zdołała zapisać w swoich statystykach 6 punktów, 4 zbiórki i 2 asysty. Jej powrót nie pomógł jednak jej zespołowi na tyle, by móc pokonać Pheoxnix Mercury. Ekipa z Arizony wygrała w Staples Center 104:89.

Pierwsza połowa spotkania przebiegała pod dyktando podopiecznych Michaela Coopera, które prowadziły po 20 minutach 51:45. Trzecia kwarta to popis Mercury, a dokładniej rookie DeWanny Bonner. Skrzydłowa z Phoenix wywalczyła w tej części meczu 12 punktów i 6 zbiórek, a wspólnie z koleżankami wygrały tą część meczu 36:19. Ostatnia kwarta była już tylko formalnością, a Mercury rozpoczęły ją od runu 11:0.

Wśród Mercury prym tradycyjnie wiodły Cappie Pondexter (21 punktów, 4 zbiórki i 4 asysty) oraz Diana Taurasi (20 punktów, 6 asyst, 5 zbiórek, 3 bloki). Trudno również nie zauważyć dobrego występu wspomnianej już Bonnier, która spotkanie zakończyła z 17 oczkami i 10 zbiórkami.

Wśród pokonanych po 17 punktów zdobyły Tina Thompson i Betty Lennox. Sparks nadal muszą radzić sobie bez swojej podstawowej środkowej Lisy Leslie. Gdy ta wyleczy swój uraz trener Cooper będzie miał w końcu do dyspozycji całą swoją kadrę, jaką dysponuje na tegoroczne rozgrywki.

W dalszym ciągu nie wiedzie się obrończyniom tytułu, zawodniczkom Detroit Shock. Tym razem podopieczne Ricka Mahorna musiały uznać wyższość Connecticut Sun. „Słońca” wygrały w Palace Auburn Hills 95:92, a do rozstrzygnięcia tego pojedynku potrzebna była dogrywka.

Po trójce Katie Smith w końcówce regulaminowego czasu gry, Shock objęły prowadzenie 79:77. Ostatnia akcja rywalek dała jednak punkty Lindsay Whalen, która tym samym doprowadziła do remisu i dogrywki. W niej sprawy w swoje ręce wzięła Erin Phillips, która w tej części meczu zdobyła 6 ze swoich 19 punktów i poprowadziła "Słońca" do wygranej.

Prawdziwym odkryciem meczu był jednak powrót do WNBA Sandriny Grudy. Młoda francuska środkowa początek sezonu WNBA spędziła na Łotwie, gdzie razem ze swoimi koleżankami z kadry wywalczyła Mistrzostwo Europy. Jej debiut w tegorocznym sezonie był niesamowity, a jej 23 punkty to jej nowy rekord kariery.

- Trener dał mi dzisiaj dużo czasu gry, a ja po tym meczu nie oczekiwałam zupełnie niczego. Wiedziałam tylko, że będzie to bardzo fizyczne spotkanie. Ja tak nie gram, ale miałam być na to gotowa - mówiła po meczu Gruda.

Niezwykle zadowolony z zawodniczki był szkoleniowiec Mike Thibault. - To było znakomite spotkanie dla niej. Ona odbyła z nami tylko jeden trening i jedną sesję rzutową. Ona odmieniła nasz zespół bardzo mocno - mówił Thibault, który pozwolił jej na opuszczenie pierwszych ośmiu mecz w tym sezonie. - Ona jest jedną z najlepszych środkowych młodego pokolenia. Mógłbym zostać skrytykowany, że tak długo graliśmy okrojonym składem, ale warto było poczekać.

Zupełnie odmienne nastroje panują w obozie Shock. - To jest frustrujące - powiedziała po meczu Katie Smith, która Sun zaaplikowała 28 punktów. - Cały sezon właśnie taki jest. Dzisiaj zagrałyśmy już jednak lepiej.

Shock rozpoczęły sezon z bilansem 2:7. Teraz trener Mahorn będzie miał jeszcze jeden problem, gdyż w trzeciej kwarcie kontuzji doznała Deanna Nolan. Jedna z liderek Shock naciągnęła sobie ścięgno w prawym udzie. Uraz nie jest groźny i zawodniczka na dniach powróci do gry.

Tammy Sutton-Brown poprowadziła Indianę Fever do ósmej kolejnej wygranej na parkietach WNBA. Tym razem Fever okazały się lepsze od Atlanty Dream wygrywając 78:74. Sutton-Brown zakończyła mecz z dorobkiem 22 punktów i 9 zbiórek.

- Tammy nie tylko w tym spotkaniu zagrała fenomenalnie. Ma za sobą kilka bardzo dobrych meczy. Widać, że jest po prostu w gazie i potrzebuje tak grać w każdym meczu - chwaliła koleżankę z zespołu Tamika Catchings, która przeciwko Dream wywalczyła 19 punktów, 9 zbiórek i 6 przechwytów.

Ozdobą pojedynku pomiędzy Fever a Dream był z pewnością rzut Briann January, która równo z końcową syreną trzeciej kwarty trafiła prawie z połowy boiska.

Fever przegrały na początku sezonu dwa mecze (jeden m.in. w Atlancie po dwóch dogrywkach na rozpoczęcie sezonu). Od tego czasu ekipa z Indianapolis notuje serię ośmiu kolejnych wygranych, co jest ich najlepszym wynikiem w całej historii klubu. - Jesteśmy zupełnie innym zespołem niż na początku - zakończyła Catchings.

Wyniki:

Detroit Shock - Connecticut Sun 92:95
(K.Smith 28, S.Zellous 20, D.Nolan 11, T.McWilliams 10 - S.Gruda 23, E.Phillips 19, A.Jones 18, T.White 14)

Indiana Fever - Atlanta Dream 78:74
(T.Sutton-Brown 22, T.Catchings 19, K.Douglas 10, E.Hoffman 8 - S.Lyttle 18, E.DeSouza 15, A.McCoughtry 15, S.Lehning 9)

Los Angeles Sparks - Phoenix Mercury 89:104
(B.Lennox 17, T.Thompson 17, D.Milton-Jones 15, M.Ferdinand-Harris 13 - C.Pondexter 21, D.Taurasi 20, D.Bonner 17, T.Johnson 12)

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×