Adam Waczyński
O swoich Świętach opowiada Adam Waczyński, reprezentant kraju i kapitan reprezentacji, związany z hiszpańską ligą.
- Święta Bożego Narodzenia, od kiedy podpisałem kontrakt w hiszpańskiej lidze ACB spędzamy tutaj na miejscu, ponieważ nie dostajemy tyle czasu wolnego, żeby polecieć do Polski i wrócić. Zazwyczaj mamy 1,5 dnia wolnego - w zależności od tego kiedy i gdzie gramy. Wigilię spędzamy w najbliższym gronie, czyli żona i dwójka dzieci oraz dzięki wideorozmowom w towarzystwie naszej rodziny która jest razem w Polsce. Mamy też okazję spotkać się ze znajomymi w pierwszy i drugi dzień Świąt i pokazać im troszkę jak te Święta wyglądają w Polsce i odwrotnie. Robimy jak co roku przygotowania, ubieramy wspólnie choinkę, żona przygotowuje jedzenie i cieszymy się z każdej minuty którą możemy spędzić razem.
W Hiszpanii i w naszym zespole każdy spędza je inaczej. Do Amerykanów zazwyczaj przyjeżdża ktoś z rodziny, ale nie do wszystkich. Hiszpanie spędzają je w gronie rodziny i znajomych. Niektórzy nie obchodzą ich w ogóle tak jak Serbowie dla których Święta to 6 i 7 stycznia, także wszyscy spędzają je bardzo różnie.
Dla mnie najlepszym świątecznym prezentem jest to, że jesteśmy razem w ten niezwykły czas, że mogę obserwować radość moich najbliższych którzy otwierają prezenty i się z nich cieszą. To jest najważniejsze w Świętach, żeby każdy był szczęśliwy i miał wszystko to co najlepsze. Mam kilka ulubionych potraw jak pierogi, barszcz i inne pyszne rzeczy. Pierwsze lata w Hiszpanii były ciężkie bo nie wszystko można było tutaj znaleźć jeśli chodzi o przyprawy, składniki i tak dalej. Teraz z biegiem czasu jesteśmy mądrzejsi i ściągamy z Polski produkty lub kupujemy w polsko-rosyjskich sklepach, które znaleźliśmy tutaj na miejscu, w Maladze.
Cała nasza rodzina żyje koszykówką od zawsze i byłoby nienormalnym nie rozmawiać o koszykówce przy stole (śmiech). Zawsze oglądamy mecze i ekscytujemy się przed telewizorem. Trochę z dala od fizycznego wysiłku, ale zawsze z myślą i rozmowami o koszykówce - mówi Waczyński.
[nextpage]
Maciej Zieliński
Jak to było dawniej w Śląsku? "Ze Świętami było różnie" - zaczął Maciej Zieliński, wieloletni reprezentant kraju i były zawodnik wrocławskiego WKS-u.
- Tak naprawdę nie mieliśmy zbyt wiele czasu na świętowanie. Zawsze mieliśmy albo wyjazdy albo treningi. Trener Urlep czuwał, abyśmy nie mieli za dużo wolnego i ograniczyli "objadanie" (śmiech). Wiadomo, dla Polaków Święta Bożego Narodzenia są rodzinne, tradycyjne. Zawsze staraliśmy się spędzać je w najbliższym gronie. Nie mam swoich zwyczajów, wszystko obchodzę tak jak większość z nas, bez żadnych nowości. Jem wtedy wszystko, jedzenie jest delikatniejsze. Barszcz z uszkami, pierogi, karp - jestem wychowany na tradycyjnych potrawach.
Część zawodników, szczególnie Amerykanów, nie miała możliwości, aby pojechać na ten czas do domu. Często zapraszałem kolegów do moich rodziców, gdzie spędzałem Święta. Staraliśmy się, z tych osób, które zostawały we Wrocławiu brać zawsze kogoś do siebie. Było miło, nie byli sami, poznali nasze zwyczaje, a najbardziej smakowało im nasze jedzenie. Bardzo im się podobało. Co prawda klub organizował jakąś kolację, ale było to symboliczne. Nie było na to czasu. Zdarzało się, że mieliśmy treningi w pierwszy dzień świąt. Jak wspominałem, trener Urlep był specjalistą w organizacji czasu wolnego - w zależności od jego humoru. Jak był w dobrym humorze to trening był pierwszego dnia popołudniu, a jeśli w złym, to trening był jeszcze w Wigilię popołudniu, pierwszy dzień świąt był wolny, a normalne dwa treningi już od 26 grudnia.
Pamiętam zabawną sytuację, kiedy zawodnik Harold Jamison, grając u nas, bardzo chciał jechać do domu na Święta. Mówił, że miał wtedy jakieś problemy, namawiał trenera Urlepa na możliwość wyjazdu. Natomiast trener, nauczony zachowania obcokrajowców, wiedział, że niektórzy często z tych świąt już nie wracają, albo przyjeżdżają dwa tygodnie później. On nosił wtedy taki kosmiczny łańcuch, wart kilkaset tysięcy dolarów. Trener Urlep powiedział, że jak mu go zostawi to pozwoli mu jechać. Zostawił i wrócił - nie wiem czy po łańcuch, czy normalnie by nie wrócił, ale w każdym razie przyjechał z powrotem (śmiech). Taka była radosna twórczość trenera Urlepa. Ale działała.
Z koszykówką podczas Świąt różnie bywało. Starałem się, aby było świątecznie i rodzinnie, ale to się nigdy nie udawało. Zawsze był temat koszykówki, szczególnie jeśli spędzało się je z zawodnikami. Nie dało się, aby było bez sportu. Do tego dochodziły treningi, więc zawsze miałem święta z koszykówką. W Nowy Rok podobnie. Zawsze 1 stycznia był trening. Specjalnie nam tak trener robił, również w zależności od humoru - jak miał dobry, to trening był popołudniu. Jak zły, trening był nawet o 10-11 rano. Wiedział co się dzieje w Polsce w Sylwestra i był zawsze przygotowany (śmiech). Łatwo nie było - śmieje się Zieliński.
[nextpage]
Marcin Dutkiewicz
Dla Marcina Dutkiewicza z STK Czarni Słupsk Święta to czas szczególny.
- Wraz z żoną i dziećmi jedziemy zawsze do Warszawy, do naszych rodziców. Czas samej Wigilii zawsze dzielimy na dwa - najpierw Wigilia u mojej mamy, a później u teściów albo na odwrót. Jest to dla mnie czas radości, wspomnień, uśmiechu, kiedy wszyscy siedzimy razem przy jednym stole. Najpierw dzielimy się opłatkiem, składamy sobie życzenia, siadamy do stołu, gdzie zawsze jest tyle jedzenia, że nie jest się w stanie tego zjeść. Po posiłku śpiewamy razem kilka kolęd - w tym okresie raczej polscy wokaliści śpiewający kolędy- a tuż po nich nasze dzieciaki roznoszą każdemu prezenty.
W tym roku zapowiada się na dłuższą przerwę na Święta. Z Czarnymi, mamy przerwę w rozgrywkach 1.ligi, więc powinniśmy dostać około 4-5 dni, z czego się bardzo cieszę! Przez ostatnie 2 lata, gdy byłem w Lublinie, dostawaliśmy jeden dzień wolnego. Pamiętam, że po Wigilii, z rodziną wracaliśmy autem na noc do Lublina, nie wspominam tego miło.
Co do potraw, wszystko co jest na stole jest dobre, choć zazwyczaj zasiadam przy półmisku z rybami (śmiech).
Temat koszykówki w trakcie Świąt, prawdę mówiąc nie jest dla mnie ulubionym tematem do rozmów - choć to moja praca, rodzina jest pod nią praktycznie od dawna podporządkowana, z cierpliwością odpowiadam na pytania, które na przykład zadaje mój wujek przy stole. Mimo wszystko, wieczorem obejrzę highlights'y meczów świątecznych w NBA, to chyba takie zboczenie zawodowe (śmiech) - zauważa Dutkiewicz.
[nextpage]
Darrell Harris
Co Darrell Harris, zawodnik MKS Dąbrowa Górnicza ma wspólnego z Grinchem?
- Święta Bożego Narodzenia spędzam z rodziną i przyjaciółmi. W tym roku mam 1,5 dnia wolnego i jak zwykle z żoną i córkami pojedziemy do Kielc. Od kilku lat cała rodzina spotyka się właśnie tam u Babci mojej żony, to już taka nasza tradycja. Jeżeli chodzi o obowiązki to muszę jeździć na świąteczne zakupy, czego bardzo nie lubię, dlatego moja żona mówi na mnie Grinch (śmiech).
Dla mnie największa różnicą jest otwieranie prezentów. W Polsce otwieramy je 24 grudnia, a w USA czekamy do 25 grudnia. Poza tym nie ma większych różnic. Podczas świąt najważniejszy jest dla mnie czas spędzony wspólnie z rodziną, rozmawiamy, gramy w gry, śmiejemy się. Czy czegoś mi brakuje? Raczej nie, to już moje dziewiąte Święta Bożego Narodzenia w Polsce.
Najbardziej lubię jedzenie (śmiech). Barszcz z uszkami, karp, pierogi i bigos. Mam kilka ulubionych piosenek: "All I Want for Christmas Is You", "Jingle Bells", "Let It Snow", "Santa Claus Is Coming to Town", "Silent Night".
Szczerze mówiąc, koszykówka to ostatni temat do rozmów podczas świąt. To jedyny czas kiedy mogę się zresetować i oczyścić głowę - dodał Harris.
[nextpage]
Aleksander Balcerowski
Aleksander Balcerowski, najmłodszy reprezentant Polski, który na tegorocznych mistrzostwach świata w Chinach dołożył cegiełkę do historycznego ósmego miejsca, na co dzień gra w hiszpańskim Herbalife Gran Canaria. Te Święta spędzi w Hiszpanii.
- Święta kojarzą mi się z rodziną. To dla mnie ważny moment, kiedy możemy się wszyscy zobaczyć, bo dzieli nas wiele kilometrów. Widzimy się naprawdę rzadko, więc najważniejsze jest dla mnie to, że Wigilię spędzimy razem. W tym roku będzie u mnie, na Kanarach. Mam tylko jeden dzień wolnego, a tata, który gra w niemieckiej lidze koszykówki na wózkach, ma go trochę więcej ode mnie, dlatego rodzice przyjadą do mnie. Mimo, że nie będzie mnie w moim kraju, Święta będą Polskie. Mamy tradycje jak wszyscy. Polskiego jedzenia trochę brakuje (śmiech). Chociaż na hiszpańską kuchnię nie narzekam, ale najbardziej czekam na barszcz z uszkami.
W klubie będziemy mieli jeszcze kolację drużynową. Nie ma czasu, aby jechać do domu, wszyscy gracze spędzą ten czas w Hiszpanii.
Ja i tata jesteśmy mocno związani z koszykówką, więc ciężko jest się od niej odciąć, nawet przy świątecznym stole. Oglądamy razem świąteczne mecze, o ile mamy taką możliwość. To jest dla nas wyjątkowy, rodzinny czas - podsumował Balcerowski.[/tag]
[nextpage]
Krzysztof Sulima
Krzysztof Sulima, koszykarz Anwilu Włocławek i fan białoruskich kolęd, Wigilię obchodzi dwa razy.
- Święta Bożego Narodzenia spędzam w rodzinnym gronie, a co ważne, obchodzę je zawsze dwa razy - jestem wyznania prawosławnego. Od 5-6 lat na pierwsze Święta jestem w Zielonej Górze, wraz z moją żoną i jej rodziną. Są to typowe święta katolickie: dużo jedzenia, prezentów, rodzinna atmosfera, a przede wszystkim rozmowa przy stole, czas z rodziną. Z racji tego, że jestem koszykarzem, w ciągu roku tego czasu dla rodziny nie ma zbyt wiele, chociaż w ostatnich sezonach udawało się 2-3 dni wolnego, w zależności od terminarza. Teraz pierwszy raz w mojej karierze gramy mecz 26 grudnia, więc będę miał wolne popołudnie w Wigilię i rano w pierwszy dzień świąt. Rano będę musiał już wracać, ale jestem do czegoś takiego przyzwyczajony, ponieważ z reguły tak miałem na swoje prawosławne święta. Zazwyczaj przyjeżdżałem do domu tylko na Wigilię. Czasami tuż po wigilijnej kolacji wracałem do miasta, w którym wówczas grałem.
Te święta różnią się tym, że zamiast opłatka jest prosfora, taki chlebek wypiekany przez żonę batiuszki - matuszkę. Na nim jest stempel. W moim domu zaczyna się kolację od kutii, czyli tradycyjnej potrawy. Z wolnym, jak wspomniałem było różnie. Przez ostatnie 4-5 lat, jak 6 stycznia wypadał w weekend, to było ciężko. Akurat zawsze graliśmy 6 lub 7 stycznia i to kolidowało. Jechałem na drugi dzień świąt albo na ten pierwszy. Zazwyczaj na jedną kolację dostawałem wolne od trenerów, a z rana wracałem, aby być na wieczornym treningu.
Święta to dla mnie przede wszystkim czas spędzony z rodziną, którego w sezonie mam bardzo mało. Chcę go wykorzystać w 100 %. Najważniejsze jest dla mnie to, aby wszyscy byli przy stole. Prezenty lubią wszyscy, najfajniejsze są te niespodziewane, ale tego czasu jednak nie da się kupić.
Z potraw lubię wszystko, chociaż kutię najbardziej i to chyba moje ulubione danie. Raz nawet była taka sytuacja, kiedy w Zielonej Górze siódmego stycznia grałem mecz. Rodzice mojej żony zrobili mi małą Wigilię w przeddzień meczu - było to dwa lata temu, miałem dzięki temu dwie Wigilie w Zielonej Górze - katolicką i prawosławną.
U mnie lecą kolędy białoruskie - nawet na moim Facebooku można znaleźć jak jakąś śpiewam (śmiech). Lubię śpiewać, w tym okresie lubię kolędy i bardzo lubię ich słuchać - opowiada Sulima.
[nextpage]
Łukasz Diduszko
Łukasz Diduszko, gracz GTK Gliwice i Święta po śląsku.
- Święta Bożego Narodzenia spędzam przede wszystkim rodzinnie - jestem
bardzo rodzinnym człowiekiem. Z tego powodu co roku zjeżdżałem wraz z żoną i dziećmi na Śląsk nawet na półtora, dwa, a i czasem zdarzyło się nawet dwa i pół dnia wolnego, w zależności w jakim klubie aktualnie grałem. Oczywiście w wolne wliczam również trasę jaką trzeba pokonać żeby pojechać na Święta do domu i z powrotem. W tym czasie staraliśmy się odwiedzić większość członków rodziny, podzielić się z każdym opłatkiem, spędzić choć trochę czasu przy wspólnym stole, po prostu cieszyć rozmową i wzajemną obecnością w tym ważnym dla nas czasie.
Święta na Śląsku są takie nasze, rodzinne, tradycyjne. U mnie w rodzinie panuje na przykład taki zwyczaj, że zaczynamy kolację wigilijną, gdy pojawi się pierwsza gwiazdka na niebie. Następnie głowa rodzina lub gość czyta pismo święte i się modlimy. Następnie dzielimy się opłatkiem i siadamy do wspólnej kolacji. Trzeba zawsze wszystko wcześniej przygotować, ponieważ nie można odchodzić, wstawać od stołu, póki wszyscy nie skończą "wieczerzować". Następnie wręczamy sobie prezenty albo bierzemy je ze sobą i idziemy z nimi do innego członka rodziny, mieszkającego w pobliżu, do którego podąża również reszta całej familii, aby wspólnie obdarować się i w gwarnej, radosnej atmosferze doczekać do pasterki, na którą idą najwytrwalsi.
Moją ulubioną potrawą jest bezsprzecznie barszcz z uszkami. Na śląskim wigilijnym stole można znaleźć również makówki podawane z grochem z kapustą, a nawet moczke, czyli śląską słodką zupę z piernika, suszonych owoców, bakalii i ciemnego piwa. Oczywiście oprócz jedzenia, nieodłącznym elementem świąt jest również kolędowanie, a dokładniej słuchanie tradycyjnych kolęd podczas kolacji. Oprócz tego, mamy też występ na żywo najmłodszych członków rodziny.
Podczas rozmów przy wspólnym stole rozmawiamy głównie o tym jak każdemu minął obecny rok i jakie kto ma plany na przyszły. Temat koszykówki rzadko jest poruszany, zwłaszcza, że święta to czas rodziny i ona jest wtedy na pierwszym miejscu - podsumował Diduszko.