Candace Parker wróciła do pierwszej piątki Los Angeles Sparks, ale to ich rywalki zaczęła znakomicie spotkanie. W Madison Square Garden koszykarki New York Liberty rozpoczęły spotkanie od prowadzenie 11:0. Zawodniczki z LA szybko zdołały jednak wrócić do gry, a po fantastycznej akcji Tiny Thompson w drugiej kwarcie objęły prowadzenie 19:18. Od tego momentu na parkiecie trwała wyrównana walka, a o wygranej zadecydowała końcówka meczu, w której to wspomniana już Thompson dwukrotnie trafiła za 3 punkty, a Sparks mogły cieszyć się z wygranej 69:60.
- Nadal jesteśmy w miejscu, w którym się poznajemy i poszukujemy - mówił po meczu Michael Cooper, szkoleniowiec Sparks. - To wszystko zajmie nam jeszcze trochę czasu i dopiero wtedy każdy zobaczy, na co nas stać. Musimy być w pełnym składzie i w pełni zdrowym, żeby grać swój najlepszy basket. To nie jest zespół zbudowany na dwóch czy trzech zawodniczkach. To jest zespół kompletny z czterema Olimpijkami. Mamy solidną ławkę rezerwowych, co dzisiaj pokazała Betty (Lennox - przyp. red).
Faktycznie Betty Lennox była kluczową zawodniczką dla zwycięstwa w Nowym Jorku. Rzucająca rozpoczęła mecz na ławce rezerwowych, a zakończyła go jako najskuteczniejsza zawodniczka spotkania z 20 oczkami na koncie. 16 punktów dodała Thompson, a 8 punktów i 6 zbiórek było autorstwa Parker.
Ta ostatnia jednak zupełnie nie przejmuje się na razie swoimi liczbami. - Ja po prostu wiem, że z każdym kolejnym meczem będę w stanie robić krok do przodu. Czuję, że dzisiaj było lepiej w porównaniu ze swoim pierwszym występem. Na razie moje nogi nie są jeszcze takie, jakie być powinny. Myślę, że to kwestia trzech tygodni, żeby współpracowały ze mną tak, jak powinny - powiedziała ubiegłoroczna MVP sezonu, która na parkiecie spędziła 23 minuty.
Wśród pokonanych 18 punktów wywalczyła Janel McCarville, a 12 dodała Essence Garson.
- Lennox wchodząc z ławki kończy mecz z dorobkiem 20 punktów. To jest nie do zaakceptowania - mówiła oburzona po mecz Pat Coyle, opiekunka Liberty. - Wiemy doskonale, że Tina Thompson jest znakomitym zawodnikiem, jednym z najlepszych w całej lidze. Wiemy doskonale czego możemy się po niej spodziewać i co będzie grać. Wiedzieliśmy dokładnie to samo o Lennox, jednak przegapiliśmy jej występ.
Sparks z meczu na mecz prezentują się lepiej po słabszym początku rozgrywek. Gdy do drużyny powróci jeszcze Lisa Leslie, cała ta maszyna może mocno ruszyć w drogę po tytuł.
Tak ciekawie jak w Madison Square Garden nie było w Key Arena w Seattle, gdzie tamtejsze Storm podejmowały Sacramento Monarchs. Gospodynie z każdą kolejną kwartą powiększały swoją przewagę by po pierwszej prowadzić różnicą 6 punktów, po dwóch 10, a po trzech 18. Ostatnia odsłona była już tylko formalnością, a Seattle wygrało ostatecznie 66:55.
Po raz kolejny bohaterką Storm i ich najskuteczniejszą zawodniczką była Swin Cash, która przechodzi "drugą młodość". Tym razem była skrzydłowa Detroit Shock wywalczyła 18 punktów, 5 zbiórek i 3 asysty. - Swin wygląda, jak trzy czy cztery lata temu. Ten fakt potwierdza nawet jej były szkoleniowiec Bill Laimbeer. Ona pod jego wodzą zdobywała przecież mistrzostwo WNBA - komplementuje swoją podopieczną trener Brian Agler.
- Seattle to bardzo dobrze broniący zespół. One grają brzydką koszykówkę, ale my dziś również nie pokazałyśmy niczego nadzwyczajnego - oceniła spotkanie Jenny Boucek, opiekunka Monarchs.
- Nasza obrona pozwala nam trzymać się w grze. To właśnie defensywie zawdzięczamy dużo zwycięstw, m.in. nasze dwie ostatnie wygrane - powiedziała Sue Bird, która przeciwko Monarchs wywalczyła 7 punktów, 6 asyst i 5 zbiórek.
Storm z bilansem 8:4 awansowały na drugie miejsce w Konferencji Zachodniej. Wspólnie z Minnesotą Lynx tracą pół meczu do Phoenix Mercury.
Wyniki:
New York Liberty - Los Angeles Sparks 60:69
(J.McCarville 18, E.Carson 12, S.Christon 10, C.Kraayeveld 7 - B.Lennox 20, T.Thompson 16, C.Parker 8, N.Quinn 7)
Seattle Storm - Sacramento Monarchs 66:55
(S.Cash 18, L.Jackson 11, J.Burse 9, C.Little 8 - R.Brunson 10, S.Robinson 10, C.Paris 8, K.Lawson 7)