EBL. Kucharz z niego niebezpieczny, koszykarz całkiem niezły. Zadziwiający powrót M.J. Rhetta

Materiały prasowe / Materiały prasowe / Szymon Szczur / Na zdjęciu: M.J. Rhett
Materiały prasowe / Materiały prasowe / Szymon Szczur / Na zdjęciu: M.J. Rhett

M.J. Rhett wielkim kucharzem nie będzie - bardziej niebezpiecznym. W basket jednak grać potrafi i lepiej, jak skupi się właśnie na tym. Po kulinarnych perypetiach wrócił do gry i wygląda bardzo dobrze. GTK Gliwice ma z niego dużo pożytku.

11,8 punktu i 9 zbiórek na mecz notuje M.J. Rhett odkąd wrócił do gry po wypadku w kuchni, który zakończył solidnie z poparzonymi rękoma i tygodniowym pobytem w Centrum Leczenia Poparzeń w Siemianowicach Śląskich.

W gliwickim klubie rozważano rozwiązanie kontaktu - nikt nie miał bowiem pojęcia, ile potrwa przerwa Rhetta i kiedy będzie mógł zadebiutować w GTK. Zdecydowano się nawet zatrudnić nowego podkoszowego - Martina Krampelja.

Rhett wrócił jednak stosunkowo szybko i od początku gra zaskakująco dobrze. - Już wcześniej mówiłem, że nikt nie miał doświadczenia z takimi urazem i nie wiedział, ile potrwa leczenie plus rehabilitacja. Umówmy się, to dość niespotykany problem. Jak widać jemu to już nie przeszkadza - komentuje Matthias Zollner.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ten film podbija internet. 6-latek szaleje na bieżni mechanicznej

Amerykański podkoszowy swój ostatni występ z Polpharmą Starogard Gdański zakończył z dorobkiem 16 punktów i 12 zbiórek. - Najlepszą robotę w tym meczu wykonał... nogami. Całe szczęście one nie zostały poparzone - mówi z lekkim uśmiechem niemiecki szkoleniowiec GTK.

Zollner nie jest zaskoczony tym, że Rhett wrócił w takiej formie. - Ma pełną mobilność i czucie. Problem odczuwa jedynie, gdy dostaje w miejsca na rękach, w których były rany. Osobiście nie jestem zdziwiony, że wrócił w takiej formie. Widzę go każdego dnia, jak trenuje. Wiedziałem, że da sobie radę - komentuje.

Powrót Rhetta najbardziej odczuł ten, który przyjechał na ratunek, gdy go nie było, czyli Krampelj. - On bardzo nam pomógł w pierwszych meczach. Odgrywał wielką rolę w drużynie, grał bez presji i jako środkowy, co było zaskoczeniem tak dla niego, jak i rywali, którzy go nie znali - ocenia Zollner.

Słoweniec przed powrotem Amerykanina notował średnio 16 punktów i 10,7 zbiórki. Od momentu, gdy w składzie pojawił się Rhett, jego słupki statystyczne poleciały na łeb i szyję, bo do poziomu 5,5 punktu i 2,8 zbiórki na mecz. Dodatkowo spadły jego minuty - z Polpharmą spędził na boisku zaledwie 7 minut.

- Jako trener muszę myśleć długofalowo, a nie skupiać się tylko na tym, co jest teraz. Dajemy zatem więcej minut MJ-owi czy Szymonowi (Szymańskiemu - przyp. red.), dlatego Martin ma ich mniej - wyjaśnia Zollner. Dodaje również, że on - jako trener - rozliczany jest z czegoś innego.

- Celem mojej pracy jest sukces drużyny, czyli GTK Gliwice, a nie sukcesy i statystyki pojedynczych zawodników. Martin bez wątpienia jest świetnym zawodnikiem i wniósł do drużyny dużo jakości. Popracuje nad pewnością siebie i wróci do swojej dobrej gry - zakończył Niemiec.

Zobacz także:
Dwa oblicza Ivana Almeidy. Wojciech Kamiński mówi wprost o gwieździe Anwilu Włocławek
Koronawirus nie odpuszcza. Zaburzony start EBLK, kolejne mecze odwołane

Komentarze (0)