Eurobasket: Francuzi po dogrywce pokonują Włochów

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

W Cagliari mieliśmy pierwszy przedsmak wrześniowego Eurobasketu. Włosi oraz Francuzi stoczyli heroiczny bój o zwycięstwo, które dla obydwu drużyn było na wagę złota. Tylko jedna z nich będzie mogła zagrać na mistrzostwach Europy rozgrywanych w naszym kraju. Póki co bliżej tego celu są Trójkolorowi, którzy po dogrywce pokonali Italię 80:77.

W tym artykule dowiesz się o:

Pojedynek faworytów grupy B, Włochów z Francuzami stał na bardzo wysokim poziomie. Początkowo wydawało się, że Trójkolorowi zdominują spotkanie, bowiem nie do zatrzymania był Florent Pietrus. Skrzydłowy Pamesy Walencja grał w pierwsze fazie meczu jak natchniony, zdobywając 10 punktów w inauguracyjnej kwarcie. Brązowi medaliści mistrzostw Europy sprzed czterech lat równie dobrze jak w ataku spisywali się w obronie. Ich przewaga szybko znalazła odzwierciedlenie na tablicy wyników, gdzie w końcowym fragmencie pierwszej odsłony było 21:10.

Italia rozpoczęła bojaźliwie, a drogi do kosza nie potrafili początkowo znaleźć dwaj gracze występujący w NBA - Andrea Bargnani i Marco Belinelli. Duet ten miał później swoje lepsze chwile, lecz początkowo sygnał do odrabiania strat dali rezerwowi. Angelo Gigli oraz Stefano Mancinelli raz za razem popisywali się efektownymi akcjami, dzięki czemu miejscowa publiczność miała powody do radości. Ten pierwszy co rusz wsadzał piłkę do kosza z góry i długo wisiał na obręczy, za co został nawet upomniany przez arbitrów.

Francuzi prowadzeni przez Pietrusa oraz rozkręcającego się z minuty na minutę Nicolasa Batuma szybko odzyskali wigor i po chwilowych problemach ponownie wypracowali sobie kilka punktów przewagi. Nie był to jednak koniec utrapień Trójkolorowych tego dnia. W trzeciej odsłonie Italia na dobre przejęła inicjatywę i ruszyła do ofensywy. Rozstrzelał się Belinelli, a fatalną skuteczność całej drużyny w rzutach za trzy punkty przełamał w końcu Luca Vitali.

Czwarta kwarta rozpoczęła się od remisu po 51, choć na fali byli Włosi. Nie przeszkadzał im nawet fakt, że pod koniec poprzedniej odsłony z parkietu musiał zejść kontuzjowany Mancinelli. Ciężar gry na swoje barki wziął Belinelli, którego w końcu zaczął wspierać niewidoczny do tej pory Bargnani. Gra toczyła się jednak punkt za punkt, ponieważ Francuzi także przestali żartować i walczyli o każdą piłkę. Do końca regulaminowego czasu gry nie poznaliśmy zwycięzcy, choć obie drużyny miały swoje szanse.

Dodatkowe pięć minut było popisem indywidualnej gry dwóch koszykarzy z NBA. Nowy nabytek Toronto Raptors, Belinelli kontra zeszłoroczny debiutant w barwach Portland Trail Blazers, Batum. Najpierw ten pierwszy zaprezentował efektowne wejście pod kosz zakończone wsadem. Po chwili Francuz odpowiedział celnym rzutem zza linii 6,25m, co zredukowało wysokie, bo pięciopunktowe prowadzenie Włochów w tej części gry. W kolejnych akcjach bezbłędni byli Pietrus i Boris Diaw, a Italia mogąca jeszcze odrobić straty, popełniła koszmarny błąd. Przy stanie 78:75 dla późniejszych triumfatorów, Vitali fatalnie podał do Belinelliego, co ostatecznie zakończyło emocje w tym meczu.

Co ciekawe, kropkę nad "i" postawił zaledwie 20-letni Antoine Diot, z konieczności występujący jako rozgrywający. Wcześniej bowiem za pięć fauli boisko opuścić musiał rutynowany Aymeric Jeanneau. Młody obwodowy niczym stary wyga czterokrotnie celnie przymierzył z linii rzutów wolnych w ostatnich sekundach meczu, kończąc świetną koszykarską ucztę w Cagliari. Przypomnijmy, że podopieczni Vincenta Colleta musieli radzić sobie w tym meczu bez kontuzjowanego Tony'ego Parkera, bez wątpienia największej gwiazdy francuskiego basketu.

Włochy - Francja 77:80 po dogrywce (15:21, 14:14, 22:16, 15:15, 11:14)

Włochy: Belinelli 26, Gigli 13, Bargnani 10, Mancinelli 6, Soragna 6, Vitali 6, Cusin 5, Poeta 3, Da Tome 2, Amoroso 0, Mordente 0, Giachetti 0.

Francja: Batum 20, Pietrus 20, Diaw 15, De Colo 7, Jeanneau 5, Turiaf 4, Diot 4, Koffi 3, Petro 2, Bokolo 0.

W drugim meczu środowego wieczoru Portugalia dość niespodziewanie stawiała zacięty opór faworyzowanej Bośni i Hercegowinie. Ostatecznie jednak to koszykarze z Bałkanów osiągnęli korzystny rezultat i zostali pierwszymi liderami grupy A. W pierwszej połowie Bośniacy kontrolowali wydarzenia na parkiecie, wypracowując sobie nawet 14-punktowe prowadzenie, 31:17.

Bośnia i Hercegowina grała bardzo spokojnie w pierwszej połowie. W drugiej kwarcie kontrolowała wydarzenia na parkiecie, utrzymując kilkunasto punktowe prowadzenie. Wyniku meczu nie zmieniła nawet ostatnia odsłona, przegrana wyraźnie przez faworytów z Bałkanów. Portugalczycy zdobyli 20 punktów, przy zaledwie 9 "oczkach" Bośniaków, jednak ostatecznie to podopieczni Mensura Bajramovicia wrócą do swojego kraju z pełną pulą. Tym samym koszykarze z półwyspu Iberyjskiego udanie zainaugurowali dodatkowy turniej kwalifikacyjny do mistrzostw Europy.

Portugalia - Bośnia i Hercegowina 56:62 (11:19, 11:17, 14:17, 20:9)

Portugalia: Coelho 17, J. Gomes 12, Andrade 9, Santos 7, Miranda 5, da Silva 3, Figueiredo 3, Evora 0, Costa 0, D. Gomes 0, Mota 0.

Bośnia i Hercegowina: Dedovic 15, Varda 14, Opacak 11, Gordic 8, Bajramovic 6, Jazvin 4, Jovanovic 2, Milosevic 1, Kikanovic 1, Bavcic 0.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)