Kamil Łączyński: Wiem, że są osoby, które nie chciały mnie w Anwilu [WYWIAD]

Materiały prasowe / KK Włocławek / P. Kieplin / Na zdjęciu: Łączyński i Almeida
Materiały prasowe / KK Włocławek / P. Kieplin / Na zdjęciu: Łączyński i Almeida

- Na pewno jest podwójna radość po zwycięstwie we Włocławku. Na pewno są osoby w klubie, które widziały mnie dalej w składzie, ale są też takie, które mnie nie chciały - mówi nam Kamil Łączyński.

[b]

Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Czy jesteś zaskoczony faktem, że tak łatwo wygraliście na wyjeździe z Anwilem Włocławek 94:78?[/b]

Kamil Łączyński, rozgrywający Pszczółki Startu Lublin i reprezentacji Polski: Nie przesadzałbym z tym, że poszło nam tak łatwo. Początek w naszym wykonaniu nie był wcale taki dobry. Rywale szybko zbudowali 17-punktową przewagę i mieliśmy co odrabiać.

Trener Woźniak na konferencji prasowej przyznał, że kluczową kwestią były punkty z szybkiego ataku. W pierwszej kwarcie nie mieliście ani jednej takiej akcji, dla porównania w drugiej kwarcie zdobyliście 15 punktów z kontrataku. To był klucz do sukcesu?

Jak najbardziej. Tak chcieliśmy grać od samego początku. Przed meczem mówiliśmy o tym, żeby jak najszybciej przenosić piłkę z obrony do ataku. To wynika z naszych treningów. Tam często pracujemy nad wykańczaniem akcji w ciągu ośmiu sekund. Zależy nam na szybkim zdobywaniu punktów, ale oczywiście nie "na wariata", z nieprzygotowanych pozycji. Chodzi o punkty po penetracji, po rozrzuceniu piłki po obwodzie. Taką grę zaprezentowaliśmy od drugiej kwarty. Reasumując: łatwo na pewno nie było, ale jak już złapaliśmy swój rytm, to nam się przyjemnie grało.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Maria Szarapowa w wersji retro. Fani są zachwyceni

Wam się przyjemnie grało, a Anwil przez większą część meczu był po prostu bezradny. Jak to widziałeś z boiska?

Wydaje mi się, że zespół Anwilu, który zaczął świetnie, z "wysokiego C", gdy mu coś później nie wychodziło, to szybko się frustrował. Te skrzydła się podcinały z każdym kolejnym nieudanym zagraniem. A w czwartej kwarcie włocławianie kompletnie nie wiedzieli, co robić na boisku. Choć nadal uważam, że w tym zespole jest ogromny potencjał, na papierze są bardzo mocne nazwiska.

Wyniki na to nie wskazują - bilans 7:10 i miejsce w środku tabeli PLK.

Ja bym jeszcze nie skreślał Anwilu. To dobrze zbilansowana ekipa pod względem fizycznym i atletycznym. A będą jeszcze mocniejsi po dojściu Shawna Jonesa. Choć uważam, że pewne aspekty w grze Anwilu nie są wykorzystywane. Mi osobiście bardzo jest szkoda całego sztabu szkoleniowego: Marcina, Grzegorza i Huberta. Wiem, że to są profesjonaliści i trzymam za nich mocno kciuki. Wspólnie razem dużo przeszliśmy i sporo osiągnęliśmy. Mam nadzieję, że w końcu to zafunkcjonuje.

Czy chciałeś coś w tym meczu udowodnić? Nie jest tajemnicą, że przed tym sezonem trwały między wami pewne rozmowy, ale ostatecznie klub zdecydował się na innego rozgrywającego. A teraz wielu mówi, że największe problemy Anwilu są właśnie na rozegraniu. To jak było z tym powrotem do Włocławka?

Chciałem pokazać się z jak najlepszej strony. Na pewno jest podwójna radość po zwycięstwie we Włocławku. Wszyscy wiedzą, jaki jest mój punkt widzenia na temat rozstania z Anwilem. Na pewno są osoby w klubie, które widziały mnie dalej w składzie, ale są też takie, które mnie nie chciały.

Zdradzisz?

Nie. Niech to pozostanie w tajemnicy. Nie ma sensu robić dymów w internecie. Wracając do meczu: to było tylko jedno spotkanie. Nie ma sensu się ekscytować. Nauczony przeszłością wiem, że fajnie jest wygrywać małe bitwy, ale najważniejsza jest końcowa "wojna".

Po meczu otrzymałeś sporo wiadomości od kibiców Anwilu? Telefon był rozgrzany do czerwoności?

Było trochę wiadomości. Nie jest tajemnicą, że mam kilku znajomych we Włocławku. "To był ten Kamil, którego pamiętamy z czasów Anwilu" - miło czyta się takie wiadomości. Fani Anwilu na pewno są bardzo wierni, fanatyczni, mocno także przeżywają porażki zespołu.

17 punktów, 6 asyst, ale też 5 strat. Jesteś zadowolony z występu? Mam wrażenie, że trochę walczyłeś ze sobą w pewnych fragmentach meczu.

W początkowej fazie pojawiła się frustracja po niecelnych rzutach i bezmyślnych stratach. Jestem typem gracza, który lubi zaryzykować. Te 2-3 straty w każdym meczu są wliczone. Ale w tym spotkaniu nie o ryzyko chodziło, a bardziej o nonszalancję. Nie było to nikomu potrzebne. Wszedłem źle w mecz, ale później było już tylko lepiej. Najważniejszy jest efekt końcowy. A ten był całkiem udany. Myślę, że swój występ mogę ocenić na solidną "czwórkę".

W tym meczu można było dostrzec świetną relację na linii Łączyński-Laksa. Łotysz zdobył 22 punkty, korzystając z twoich znakomitych podań. Jest nić porozumienia?

Tak. Martins jest typowym strzelcem, często porównuję go - zachowując oczywiście proporcje - do Jayceego Carrolla z Realu Madryt. W ostatnich latach rzadko byli tacy strzelcy w PLK, którzy potrafią trzymać równy poziom. To też jest osoba, na którą musi pracować cały zespół. Wysocy muszą postawić świetne zasłony, a rozgrywający podać piłkę w odpowiednim tempie. Mieliśmy rozmowę z Martinsem wewnątrz zespołu na temat jego lepszego wykorzystania. Wymieniliśmy drobne uwagi i myślę, że to zadziałało w ostatnim meczu we Włocławku. Bardzo go potrzebujemy. Jego dobra forma i pewność siebie w rzutach otworzy grę dla innych zawodników.

Zobacz także:
Spór na linii miasto-Zastal. Konflikt z podtekstem politycznym? Co dalej z klubem?
Przemysław Frasunkiewicz mówi o rozmowach z Anwilem, budowaniu "drzewek" i wspieraniu polskich trenerów [WYWIAD]
Wielki powrót Igora Milicicia do PLK. Właściciel klubu ujawnia kulisy transferu
Kredyty, rodzina, agenci. Jakub Garbacz opowiada o drodze na szczyt [WYWIAD]

Źródło artykułu: