Stephen Curry przypomniał wszystkim, co potrafi. Jeszcze niedawno przez pandemię COVID-19 czekał aż dziewięć miesięcy, aby wystąpić w oficjalnym meczu ligi NBA. Teraz, gdy sezon 2020/2021 się rozpoczął, a on wrócił do gry, znów robi niesamowite rzeczy.
Gwiazdor Golden State Warriors zdobył w meczu z Portland Trail Blazers 62 punkty. Curry trafił 18 na 31 oddanych rzutów z pola, w tym 8 na 16 za trzy oraz 18 na 19 wolnych. Miał też pięć zbiórek i cztery asysty, to wszystko w zaledwie 36 minut.
Warriors zwyciężyli 137:122, a 32-latek ustanowił nowy rekord kariery. Poprawił go o osiem "oczek" (54 punkty rzucone w 2013 roku przeciwko New York Knicks) i siódmy raz przekroczył pięćdziesiąt zdobytych punktów.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Maria Szarapowa w wersji retro. Fani są zachwyceni
Kiedyś Curry zachwycał fanów w Oakland w hali Oracle Arena, teraz zanotował wielki występ w nowoczesnym obiekcie Chase Center w San Francisco, gdzie Warriors przenieśli się w 2019 roku. Spotkanie, przez panujące w Kalifornii obostrzenia, odbyło się jednak bez udziału publiczności.
- Co za występ, coś niesamowitego. Trenować go jest zaszczytem i przywilejem. Nie mówię tylko o tym, jaki ma talent, ale również o tym, jakim jest człowiekiem, jak się zachowuje i co sobą reprezentuje. Mamy wielkie szczęście, że jest naszym liderem - mówił podczas wideorozmowy z dziennikarzami trener Steve Kerr, który zdobył z Currym trzy mistrzostwa NBA.
Warriors odnieśli w niedzielę trzecie zwycięstwo w sezonie, a pierwsze na własnym parkiecie. Pierwszoroczniak James Wiseman dodał 12 "oczek" oraz 11 zbiórek, a po zakończeniu meczu był w szoku. - To szaleństwo - mówił przejęty 19-latek. - Przypomniało mi to grę komputerową z serii 2K, ponieważ cały czas grałem Stephem i udawało mi się zdobywać 60 punktów. Obejrzeć coś takiego na żywo i być tego częścią, to niesamowite uczucie. On jest prawdziwą legendą - dodawał środkowy.
Jak donoszą statystycy ESPN, Curry jest pierwszym zawodnikiem, który rzucił 62 lub więcej punktów w 36 lub mniej minut od czasu, kiedy Kobe Bryant zaaplikował Dallas Mavericks 62 "oczka" w 33 minuty w 2005 roku.
Portland Trail Blazers nie mieli odpowiedzi na popisy lidera rywali. Damian Lillard wywalczył 32 punkty, ale przestrzelił rzut za trzy przy wyniku 106:113, a jego zespół już się nie podniósł.
Golden State Warriors - Portland Trail Blazers 137:122 (36:33, 30:21, 31:29, 40:39)
(Curry 62, Wiggins 21, Oubre Jr. 17 - Lillard 32, McCollum 28, Kanter 24)
Czytaj także: 117 punktów Trefla na Kociewiu. Sopocianie z 11. zwycięstwem w sezonie
Świetny John Wall. Wrócił po dwóch latach i od razu dominuje