"Było nas trzech, w każdym z nas inna krew, ale jeden przyświecał nam cel" - tak przed laty śpiewał Grzegorz Markowski z zespołu Perfect. Wielkie duety, czy nawet tria są czymś bardzo normalnym w NBA. Niedawno tworzyli taki Golden State Warrios: Klay Thompson, Kevin Durant i Stephen Curry, a rok temu do mistrzostwa Los Angeles Lakers poprowadzili LeBron James oraz Anthony Davis.
W każdym zespole są zawodnicy od tzw. brudnej roboty oraz tacy, na których kibice patrzą z największym zaciekawieniem. W Nowym Jorku, w którym od wielu lat nie było drużyny na wysokim poziomie, powstała właśnie zespół z wielkimi gwiazdami w składzie.
Ubogi krewny na salonach
Nie są to bynajmniej New York Knicks, czyli jeden z najbogatszych klubów w NBA. Nową potęgę tworzy rywal zza miedzy, w dzielnicy, która jeszcze kilkanaście lat temu owiana była złą sławą - na Brooklynie.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Paulina Piątek na rajskich wakacjach. Widoki zachwycają
W skrócie, Brooklyn to stara dzielnica Nowego Jorku, która z przemysłowej zmieniła się w modną okolicę mieszkaniową, kulturalną i spacerową. Przed laty zamieszkiwana głównie przez czarnoskórych, teraz dostępna jest ona dla wielu kultur.
Zanim poruszymy aspekty czysto sportowe, trzeba skupić się na uwarunkowaniach biznesowych oraz społecznych. Nowy Jork przed pandemią koronawirusa ciągle przyciągał nowych mieszkańców i turystów z całego świata. Jest najgęściej zaludnionym miastem na terenie Stanów Zjednoczonych. Rocznie odwiedza to miejsce ponad 50 milionów turystów z całego świata, a już teraz mówi się tam w około 800 (!) różnych językach.
Siła regionu jest wręcz nieprawdopodobna. Nowy Jork jest światowym centrum międzynarodowego biznesu i handlu. Miasto ma drugą (za Tokio), największą gospodarkę na świecie. Mimo wielkich możliwości, działaczom z Nowego Jorku przez wiele lat nie udało się odbudować potęgi koszykarskiego klubu.
Do czasu. Sprawy w swoje ręce wzięli szefowie Nets, którzy już rok temu zakontraktowali Kevina Duranta oraz Kyrie'go Irvinga. Obaj po ogromnych przejściach. Pierwszy z nich odszedł skonfliktowany z działaczami Golden State Warriors, którzy rzekomo nie oszczędzali jego zdrowia i dopuścili u skrzydłowego do fatalnej kontuzji achillesa. Irving? On zawsze chodził swoimi ścieżkami. W styczniu przez kilka dni... nie dawał znaków życia. Wokół sprawy narosły sporo tajemnic i nikt nie chciał do końca wyjaśnić, czym spowodowana jest absencja rozgrywającego.
- W trakcie ostatnich dwóch tygodni miałem sporo rodzinnych spraw na głowie i nie chcę o tym więcej mówić. Rozmawiałem z każdym z moich kolegów z drużyny i postanowiliśmy zostawić to za sobą - przyznał Irving.
Trzech do brydża
Jakby mocnych charakterów na Brooklynie było mało, w styczniu do Nets dołączył krnąbrny James Harden. Były MVP na początku okresu przygotowawczego wolał balować w słynnym Las Vegas, niż wylewać siódme poty na treningach. Potem przyjechał w mało sportowej sylwetce, a na końcu głośno domagał się przejścia do innego klubu. Po kilku tygodniach dopiął swego i został wymieniony do Brooklyn Nets.
- Kocham to miasto. Zrobiłem wszystko, co byłem w stanie. Ta sytuacja jest szalona. To jest coś, czego nie da się już naprawić - powiedział Harden na koniec przygody z Houston.
Jeszcze przed startem sezonu Rockets przedstawili Hardenowi ofertę dwuletniego kontraktu, opiewającego na kwotę 103 milionów dolarów. Zostałby on pierwszym koszykarzem, który za rok gry otrzymywałby wynagrodzenie w kwocie ponad 50 milionów. "Brodacz" zrezygnował jednak z wielkiej kasy i za wszelką cenę dążył do zmiany pracodawcy.
Czy mieszanka wybuchowa zapewni sukces Nets? Durant i Irving doskonale wiedzą jak smakuje zdobycie tytułu. Harden z kolei co roku wykręca niesamowite statystyki. Wielka trójka w nocy ze środy na czwartek po raz pierwszy wystąpiła wspólnie na parkiecie. Efekt nie był oszałamiający. Cleveland Cavaliers niespodziewanie pokonali nowojorczyków po dwóch dogrywkach 147:135.
Brooklyn Nets potrzebują czasu, aby wszystkie tryby zaczęły działać jak należy. Kibice powątpiewają jednak w misję nowej potęgi. Trzy wielkie charaktery, które chodzą swoimi ścieżkami i nie boją się trudnych tematów. Potencjał jest ogromny, ale w koszykówce ogromną rolę odgrywają nie tylko umiejętności sportowe, ale także "team spirit", który często jest ważniejszy od indywidualnych popisów.
- Nigdy nie odniosłem sukcesu w zespole, w którym nie było dobrej atmosfery. To był klucz - wspominał kilka lat temu Cezary Trybański.
Zobacz także: Byli gwiazdami w PLK, tęsknimy za nimi. Jak grają w nowych klubach?
Zobacz także: Gorący telefon w klubie. "Zastal promuje graczy" - Tabak i Koszarek mówią o odejściu Ponitki