[b]
Patryk Pankowiak, WP SportoweFakty: Ostatnio mało pana w mediach.[/b]
Jacek Winnicki: Nie widzę potrzeby, aby było mnie tam dużo. Nie pracuję, nie jestem w centrum uwagi.
To nowość, pracował pan przecież nieprzerwanie od 1997 roku.
Sytuacja jest, jaka jest. Jest pandemia. Życie ogólnie nie jest proste. Dla mnie to coś nowego, bo faktycznie bardzo długo nie byłem w takiej sytuacji, żeby nie być związanym z koszykówką.
Żyję z tym sportem cały czas. Oglądam różnego rodzaju spotkania, począwszy od rozgrywek zagranicznych po ligi młodzieżowe. Mam kontakt z ludźmi ze środowiska. Wiem, co się dzieje w koszykówce.
ZOBACZ WIDEO: Marcin Gortat wskazał kolejnego Polaka w NBA? "Nie będzie miał łatwo. Dużo się jeszcze może zmienić"
W Energa Basket Lidze zauważalny jest trend młodych trenerów.
Życzę im, jak najlepiej, ale nie wydaje mi się, żeby wiek był kryterium tego, czy ktoś jest dobrym trenerem, czy złym.
W wielu klubach stawia się mimo wszystko na trenerów młodego pokolenia, wręcz dopiero debiutujących w tej roli.
Życzę młodym trenerom wszystkiego najlepszego, ale ja nie uważam, że jestem w takim punkcie swojego życia, zarówno jeśli chodzi o wiek, jak i koszykówkę, że miałbym kończyć karierę trenerską. Mam 54 lata. Nie wydaje mi się, żeby to był wiek, w którym trzeba zejść ze sceny.
Jeśli są młodzi trenerzy, to bardzo dobrze, ale muszą utrzymywać się na rynku poprzez wyniki, a nie dlatego, że są młodzi.
Decyzja Spójni była zaskoczeniem? Klub podjął szybko decyzję, bo był to mimo wszystko początek sezonu.
Trudno mi się wypowiedzieć. O tym trzeba by porozmawiać z prezesami Spójni Stargard. Ja uważam, że sytuacja w jakiej zostałem zwolniony, wynikał głównie z pandemii koronawirusa. Każdy ma prawo do swojej decyzji.
To znaczy?
Wirus jest obecny i wszystko całkowicie się zmieniło. Inaczej trzeba się przygotować, warunki są inne, panują obostrzenia sanitarne. Były trudności wynikające z tego, że zawodnicy nie dojeżdżali. Potrzebny był nam czas, żeby to wszystko poukładać, żeby to zaczęło właściwie funkcjonować.
Jest żal?
Starałem się pracować, jak najlepiej. Ludzie mnie znają i wiedzą, że angażuję się całym sobą w to, co robię. To był ich wybór, ich decyzja. Taka jest praca trenera.
Jak trener podsumuje swoje ostatnie lata? Była praca w tureckim Fenerbahce, medale z Polskim Cukrem Toruń, wielkie rzeczy z niskobudżetowym zespołem z Dąbrowy Górniczej, ale później przyszedł też Ostrów i teraz Stargard.
Trudno to ocenić. Taka jest praca trenera. Ja staram się ją wykonywać najlepiej, jak potrafię. Wielokrotnie już udowodniałem, jak wykonuję swój zawód. Zgoda, był Ostrów, straciłem tam pracę i przeniosłem się do Stargardu, gdzie w pierwszym roku do samego końca walczyliśmy o play-offy. Wróciliśmy do gry po moim transferze.
A w tym sezonie?
Praca z zespołem to nie jest coś krótkoterminowego. Wielkich rzeczy nie osiąga się w dwa czy trzy tygodnie. To jest długofalowa praca. Ja zawsze, jako trener, dużo wymagam od siebie i swoich zawodników. Potrzebowaliśmy więcej czasu, ale klub mi go już nie dał.
Dochodziły do pana głosy, że "Jacek Winnicki się wypalił?"
Dwa lata temu uchodziłem za jednego z lepszych trenerów w Polsce i teraz mam już być wypalony? Nie, tak nie jest. Mam chęć pokazania się z dobrej strony i zbudowania zespołu, który będzie prezentował się na dobrym poziomie. Koszykówka to cały czas moja pasja.
Będzie miał pan coś do udowodnienia tym, którzy pana skreślają?
Ja tego nie będę robił, żeby komuś coś udowadniać. Koszykówka to jest moje życie, moja praca, mój zawód. Robię wszystko, żeby zespoły, w których pracuję, odnosiły zwycięstwa. I żeby kluby, w których pracuję, były zadowolone. Pod tym względem nic się nie zmienia. Chcę pracować, jako trener koszykówki. Nie ma u mnie czegoś takiego, jak wypalenie. Znam swoją wartość i wiem, że wciąż mogę odnosić sukcesy w tej dyscyplinie.
Czy powrót do pracy z kobietami wchodzi w grę?
Pracowałem zarówno z mężczyznami, jak i kobietami. Nigdy nie przekreślam żadnych możliwości. Zobaczymy, co przyniesie przyszłość.
Jest plan B?
Nie, to zdecydowanie za wcześnie. Nie ma planu B. Jestem trenerem koszykówki. Chcę przede wszystkim kontynuować moją trenerską karierę.
Liczył pan, że dostanie jeszcze jakąś ofertę pracy w sezonie 2020/2021?
To nie było tak, że ja czekałem przy telefonie. Rozpoczynałem pracę w tym sezonie, zostałem zwolniony, ale nie było sytuacji, żebym życzył później komuś źle. Nie czekałem, aż komuś podwinie się noga. Mogłem sobie pozwolić na chwilę przerwy, analizę sytuacji.
Czyli była przerwa na "oczyszczenie głowy".
Tak, po odejściu ze Spójni, postanowiłem przypatrzeć się wszystkiemu z boku.
Co w wolnym czasie? Narty, góry?
Miedzy innymi.
Jeszcze na koniec, chciałem zapytać, co jest dla pana największym osiągnięciem w karierze?
Zawsze powtarzałem jedną rzecz. Moim największym sukcesem jest to, że przez ponad 20 lat, co roku, miałem pracę. Mam nadzieję, że tak zostanie, ale to nie jest do końca zależne ode mnie.
Pracowałem z zawodnikami i zawodniczkami uznawanymi z najlepszych w Europie, ale także w zespołach, w których nikt oprócz mnie przed sezonem nie znał nazwisk zawodników zagranicznych. Zawsze potrafiłem się dostosować, bo celem nadrzędnym moim i zawodników było zwycięstwo.
Były sukcesy.
Zgadza się. Miałem sporo udanych lat, mam wiele medali mistrzostw Polski, byłem w Final Four żeńskich rozgrywek i Eurolidze męskiej, pracowałem z kadrą Polski, wielu moich współpracowników jest teraz dobrymi trenerami, a zawodnicy, którzy ze mną pracowali, stawali się lepszymi. Żyję do przodu, nie myślę o przeszłości, bo nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa.
Czytaj także: Szok w Ostrowie! Odrodzenie Pszczółki Startu i 1-1 w serii!
GTK Gliwice wielkim rozczarowaniem. Los niemieckiego trenera przesądzony