WNBA: Sparks weszły w odpowiedni rytm

Lisa Leslie długo musiała oglądać poczynania swoich koleżanek z ławki, gdyż była kontuzjowana. Teraz jednak, gdy powróciła do gry, wzięła sprawy w swoje ręce, gdyż karierę chce zakończyć z mistrzowskim pierścieniem. Minionej nocy dała prawdziwy popis gry przeciwko młodzieży z Minnesoty Lynx i poprowadziła swój zespół do niezwykle cennego sukcesu. Dzięki temu Sparks zachowały szansę na awans do play off i wywalczenie upragnionego tytułu.

W tym artykule dowiesz się o:

Grająca swój ostatni sezon Lisa Leslie jest niezwykle zdeterminowana, żeby wprowadzić zespół Los Angeles Sparks do fazy play off, a potem dążyć do ukoronowania swojej przebogatej kariery mistrzostwem ligi WNBA. Minionej nocy jej Sparks podejmowały Lynx. Leslie zakończyła spotkanie z dorobkiem 28 punktów, trafiając 13 z 15 oddanych rzutów, a jej drużyna pokonała rywalki 78:63, tym samym nadal liczy się w walce o play off.

- To był jeden z tych meczy w jej wykonaniu, jakiego dawno nie miałem przyjemności zobaczyć. Miała ich w swojej karierze kilka, że wychodziło jej wszystko, co tylko miała do wykorzystania. Właśnie dzisiaj tak było - skomentował występ Leslie Michael Cooper, szkoleniowiec Sparks.

Dla Leslie nie miało znaczenia, skąd oddaje rzuty. Tego dnia wpadało jej wszystko, a jej manewry podkoszowe były wprost nie do zatrzymania. - To jest właśnie styl, w jakim ja gram, bardzo intensywnie. Może jestem jedną z ostatnich Mohikanek z tej pierwszej generacji WNBA, ponieważ to wszystko bardzo mocno się zmienia - powiedziała po meczu Leslie, która gdy opuszczała parkiet, otrzymała owację na stojąco. - Na początku popełniłam 3 albo 4 straty z rzędu, ale wszyscy mi powtarzali, że mam się nie przejmować i zdobywać punkty. Powiedziałam krótko „Ok, tak zrobię. Jeżeli tego chcecie, tak będzie”.

Spotkanie było wyrównane tylko do momentu, kiedy Rashanda McCants zdobyła punkty, dające prowadzenie Lynx 37:35. Potem Sparks zanotowały dwa runy. Pierwszy 16:1, drugi 21:3, a na tablicy wyników było już wtedy 78:49.

Najskuteczniejszą zawodniczką wśród Lynx była rookie Renee Montgomery, która z ławki uzyskała 16 punktów. 13 dodała Candice Wiggins.

Bohaterką drugiego meczu minionej nocy była rozgrywająca Connecticut Sun Lindsay Whalen. Liderka „Słońca” 7 ze swoich 20 punktów wywalczyła w czwartej kwarcie, a jej drużyna pokonała New York Liberty 74:69. Drużyna z Connecticut musiała sobie w tym meczu radzić bez kontuzjowanej Asjhi Jones (kontuzja Ścięgna Achillesa - dwa tygodnie przerwy) i odrabiać 17 punktów straty z pierwszej połowy meczu.

- To jest właśnie kolejny dowód na to, że należy grać do końca. Musisz walczyć do końca i wierzyć w sukces. W pierwszej połowie byliśmy w najgorszym z możliwych położeń, a jednak udało się wygrać mecz - mówił po meczu niezwykle zadowolony Mike Thibault.

Sun na prowadzenie wyszły w czwartej kwarcie dzięki punktom Sandriny Grudy (65:63) i było to pierwsze prowadzenie od pierwszej kwarty spotkania. Do końca meczu było bardzo wyrównanie. Gwóźdź do trumny Liberty wbiła Whalen, która na 7 sekund przed końcową syreną dwukrotnie trafiła z linii rzutów osobistych. Rozgrywająca Connecticut oprócz 20 punktów zebrała również z tablic 10 piłek.

Wyniki:

Connecticut Sun - New York Liberty 74:69

(L.Whalen 20, A.Holt 12, S.Gruda 9, T.White 8 - C.Kraayeveld 13, J.McCarville 11, S.Christon 8, L.Moore 7)

Los Angeles Sparks - Minnesota Lynx 78:63

(L.Leslie 28, N.Quinn 13, D.Milton-Jones 12, C.Parker 9 - R.Montgomery 16, C.Wiggins 13, T.Humphrey 9, C.Houston 7)

Komentarze (0)