Kiedy w lato transferowe 2004 roku ówczesny trener Polpharmy Starogard Gdański, Dariusz Szczubiał ściągnął do swojego zespołu Amerykanina George’a Reese’a, nikt nie przypuszczał, że koszykarz zadomowi się w naszym kraju na dobre. Tymczasem zawodnik po bardzo udanym sezonie (16,6 punktu i 5,3 zbiórki), zmienił pracodawcę i przeszedł do ekipy Gipsaru Stali. W Ostrowie Wielkopolskim prezentował się jeszcze lepiej notując 20 oczek i 8 zbiórek oraz 2,4 asysty, więc przed kolejnymi rozgrywkami wybrał ekstraklasę niemiecką.
Występy w lidze BBL nie spełniły jednak oczekiwań 30-letniego wówczas Amerykanina, zatem przed sezonem 2007/2008 rychło powrócił do Polski. Tym razem parafował kontrakt z AZSem Koszalin. I choć statystycznie nie prezentował się najlepiej (12,3 oczka i 5,1 zbiórki), po roku działacze tego klubu postanowili przedłużyć z nim umowę. - To była dla mnie fantastyczna wiadomość. Zdawałem sobie sprawę z tego, jakim kredytem zaufania mnie obdarzono, więc w kolejnych rozgrywkach starałem się tak mocno, jak tylko mogłem - mówi Reese specjalnie dla portalu SportoweFakty.pl.
Mierzący 201 cm wzrostu skrzydłowy zakończył ostatecznie kolejną przygodę z PLK ze średnimi 15,7 punktu oraz 6,4 zbiórki, będąc kluczowym graczem w taktyce pełniącego obowiązki trenera w Koszalinie, Jeffa Nordgaarda. - Ostatni sezon był już o wiele lepszy. Ogólnie jednak muszę powiedzieć, że czerpałem radość z każdego roku gry w Polsce. To były bardzo udane lata, ponieważ każdorazowo osiągaliśmy taki pułap, który wyznaczał przez nami zarząd. Czy to w Starogardzie, Ostrowie czy ostatnio w Koszalinie, zawsze wygrywaliśmy sporo spotkań i dostarczaliśmy wiele radości kibicom - przyznaje czarnoskóry zawodnik.
Cztery lata występów w PLK to jak na Amerykanina imponująca cyfra. Dlaczego, mimo dobrych osiągnięć, Reese nigdy nie zdecydował się więc na podbój którejś z silniejszych lig europejskich? - To dobre pytanie, ale mam odpowiedź. Otóż, w ostatnich pięciu latach związany byłem z pewnym agentem, który co rok dostarczał Polsce wielu ciekawych i dobrych koszykarzy. Dlatego też Polska była dla mnie najlepszym rozwiązaniem. Teraz jednak jest inaczej i nie wiem jak to będzie - tłumaczy szczerze były gracz Polpharmy, Stali i AZSu.
Zmiana agenta to jednak nie jedyne zmartwienie 32-latka. Do zmiany warty doszło bowiem w Koszalinie, gdzie Nordgaarda na stanowisku pierwszego szkoleniowca zastąpił Słoweniec Rade Mijanović. - Nigdy nie wiadomo jakich koszykarzy będzie chciał mieć w zespole nowy trener. Ja mam swój styl, a on może chcieć gracza o innym profilu - wyjawia Reese, kontynuując wątek po chwili - Dlatego nie mam pojęcia czy w Koszalinie przewidują dla mnie miejsce w zespole. Jak wszyscy wiedzą, koszykówka to przede wszystkim biznes i każda strona musi być zadowolona. A dodatkowo mamy teraz kryzys, z powodu którego wszyscy cierpią. Także poczekam co zrobi AZS i będę miał cały czas oczy szeroko otwarte - dodaje Amerykanin. Według nieoficjalnych wiadomości, koszalinianie nie zaproponowali mu póki co nowych warunków.
Choć ofensywny potencjał George’a Reese’a należy do największych w PLK, na zawodnika nigdy nie skusiła się żadna z najlepszych drużyn w Polsce. - Tak, jest w tym coś dziwnego. To szalone, że najlepsze kluby nie kontaktują się graczem, który znajduje się w czołówce strzelców i zbierających ligi - zdradza koszykarz. Po chwili jednak zaznacza, że choć z chęcią rozważyłby grę w takich firmach jak Asseco Prokom, Turów czy Anwil, nie ma zamiaru niczego żałować. - Oczywiście nie mam do nikogo pretensji i niczego nie rozpamiętuję, bo tak jak mówiłem, każdy sezon w Polsce był dla mnie udany - stwierdza nasz bohater.
Naciskany kolejnym pytaniem, dodaje jednak po chwili. - Myślę natomiast, że powinienem grać w lepszych drużynach już jakiś czas temu. Z różnych powodów nic takiego jednak się nie stało. Cóż, za każdym razem, gdy wychodzę na parkiet grając przeciwko najlepszym, chcę im pokazać, że zrobili błąd nie zatrudniając mnie. I to się nie zmieni - kończy swoją wypowiedź Amerykanin.