Adrian Dudkiewicz: Przez ostatnich kilkanaście miesięcy prezes Jacek Borkowski bezskutecznie namawiał ciebie do gry w Astorii. Co się zatem stało, że zdecydowałeś się opuścić rodzinne strony?
Łukacz Kuczyński: Z prezesem Jackiem Borkowskim rozmawiałem już od dłuższego czasu, bo byłem zdecydowany na grę w Bydgoszczy. Musiałem jednak na miejscu dokończyć kilka ważnych spraw, jak chociażby studia. Wtedy dopiero mogłem zacząć treningi z drużyną prowadzoną przez Macieja Borkowskiego.
Na wschodzie Polski życie wygląda trochę inaczej niż w innych częściach naszego kraju. Mógłbyś potwierdzić tą opinię?
- Dokładnie tak. Jestem już tutaj od trzech tygodni i zauważyłem pewne zmiany. Przede wszystkim jeśli chodzi o ceny różnych artykułów. Tutaj życie jest znacznie droższe niż na wschodzie kraju, a także inne sprawy wyglądają trochę inaczej.
Na Podlasiu już od dłuższego czasu nie ma sportu na wysokim poziomie. Z czego wynika taka sytuacja?
- W sporcie przede wszystkim liczą się pieniądze, a bez tego niezwykle ciężko jest osiągnąć jakiś konkretny wynik. W Ekstraklasie piłkarskiej gra Jagiellonia Białystok i tu przede wszystkim idą wszystkie środki finansowe pozyskane od sponsorów. Koszykówka jest na drugim miejscu, co widać chociażby po I-ligowej ekipie Żubrów.
Jak można ocenić pracę zarządu Astorii. Chodzi mi tu przede wszystkim o kontakty z zawodnikami, organizację pracy?
- Na razie nie mogę narzekać. Także z nowymi kolegami złapałem dobry kontakt, choć jestem tutaj dopiero od trzech tygodni. Powoli staramy się docierać na treningach. Bardzo dobre wrażenie wywarł też na mnie prezes Jacek Borkowski. Oby tak wszystko wyglądało do końca sezonu.
Jako zawodnik Tura miałeś już okazję kilka razy zagrać w Bydgoszczy. Chyba spore wrażenie wywarła na ciebie atmosfera panująca na trybunach hali Astorii?
- Zgadza się. Miałem już okazję zaprezentować się miejscowym kibicom podczas wcześniejszych występów w tym mieście. Wrażenie jest niesamowite, bo to są fani na miarę Ekstraklasy. To będzie nasz szósty zawodnik na parkiecie.
Celem Astorii jest awans do pierwszej ligi. Razem z Rafałem Urbaniakiem masz stanowić uzupełnienie dla osamotnionego w walce pod koszem Doriana Szyttenholma, prawda?
- Naszym celem nie jest już tylko walka o play-off, ale o samo wejście do pierwszej ligi. Właśnie dlatego już od jakiegoś czasu ciężko pracujemy na treningach. Litry potu wylane na hali mają właśnie służyć temu, aby na koniec sezonu osiągnąć założony cel.
Właśnie, mógłbyś powiedzieć jak teraz wygląda wasz zwykły dzień w klubie?
- Zajęcia rozpoczynamy o godzinie 10:00. Przeważnie ćwiczymy na obiektach Zawiszy, gdzie przede wszystkim trenujemy naszą wytrzymałość i szybkość. Od południa do 16:30 mamy przerwę obiadową. Potem treningi kontynuujemy już na hali Astorii, gdzie także wszystko rozpoczynamy od biegów, a kończymy na zabawie z piłką. Mamy trzy dni naprawdę ciężkich, wyczerpujących zajęć fizycznych, a potem jeden dzień poświęcamy na odnowę biologiczną.
Region kujawsko-pomorski zawsze był silny pod względem koszykarskim. W Ekstraklasie występują przecież Anwil i Sportino, a w PLKK zadebiutuje kobiecy zespół Artego Bydgoszcz. Brałeś to pod uwagę przy podpisywaniu kontraktu z Astą?
- Prawdę mówiąc nie zwracałem na to uwagi. Przy kompletowaniu umowy patrzyłem głównie na zespół Astorii i Bydgoszcz i tym się głównie kierowałem, kiedy zdecydowałem się na reprezentowanie barw tego klubu.