Shaq wstąpił do Kawalerii Króla Jamesa
Co by nie mówić, nie można nie zacząć od przenosin Wielkiego Kaktusa na północ. Największy showman ligi NBA daje sobie ostatnią szansę na grę o coś więcej niż awans do play off. Będzie miał ku temu ogromną okazję, bowiem przywdzieje ten sam trykot, co najlepszy zawodnik biegający po amerykańskich parkietach. Duet Shaquille O’Neal-LeBron James budzi uzasadnione emocje i daje nadzieje fanom Kawalerzystów na upragniony tytuł. Stosując terminologię King Jamesa "wszyscy będziemy świadkami", tego co zdoła ugrać najbardziej oczekiwany duet w lidze. Cavs tak naprawdę ryzykują niewiele, bowiem w razie niepowodzenia, bądź kontuzji Shaqa, mogą się go bezproblemowo pozbyć już w lipcu następnego roku. Zyskać mogą o wiele więcej.
Na klubie z Ohio, a konkretnie na Jamesie, ciąży ogromna presja związana z wynikami. 25-letni skrzydłowy co roku imponuje statystykami, a w lidze jest coraz mniej defensorów, którzy mogą go zatrzymać. Niestety nie przekłada się to na wyniki drużyny, dla której największym sukcesem jest wciąż finał 2007 roku. Finał, chcący być pewnie szybko zapomnianym… Sprowadzenie Shaqa to kolejny wielki eksperyment w celu osiągnięcia upragnionego celu. Czy tym razem się uda? Zwolenników i przeciwników tego przedsięwzięcia jest chyba tyle samo.
Wild Wild West, czyli Zachód z trzema faworytami
Powrót do wielkiej gry zapowiadają także Ostrogi z San Antonio. Zakontraktowano tam Richarda Jeffersona, który wydaje się idealnie pasować do układanki Gregga Popovicha. Doświadczony skrzydłowy głodny zwycięstw, z uznaną ligową marką i bagażem doświadczeń. Jeśli dodamy do tego przeżywającego drugą młodość Antonio McDyessa oraz utalentowanego debiutanta DeJuana Blaira, to zespół z Teksasu prezentuje się lepiej niż dobrze. Zbliżający się sezon będzie jednym z ostatnich dzwonków dla Tima Duncana, aby sięgnąć po najcenniejsze trofeum. Zawodnik od jedenastu lat związany ze Spurs będzie mógł liczyć na wsparcie nieobliczalnego duetu obwodowych Parker-Ginobili oraz instynkt strzelecki Jeffersona. Na papierze tylko Los Angeles Lakers mają silniejszy skład na Zachodzie. Czyżby więc zapowiadała się powtórka z finałów konferencji z lat 2001 i 2008?
Od siedmiu lat żaden zespół nie potrafił obronić mistrzowskiego tytułu. Być może tę passę przełamią w końcu koszykarze Los Angeles Lakers, którzy jako ostatni wygrywali ligę rok po roku (2000, 2001, 2002). Szansa jest na to bardzo duża, bowiem do zespołu Jeziorowców dołączył sam Ron Artest. Człowiek nietuzinkowy, mający zapewne tyle samo zalet co przywar. Z jednej strony prowodyr wielu kłótni i boiskowych sprzeczek, ze słynną bójką podczas meczu Indiana-Detroit, z drugiej natomiast świetny defensor oraz wszechstronny koszykarz. RonRon często nie potrafił znaleźć wspólnego języka z trenerami, lecz w Lakers na pewno będzie inaczej. Trafił tam bowiem pod skrzydła Phila Jacksona, który w swojej wieloletniej karierze bardzo dobrze radził sobie z podobnego typu graczami, np. Dennis Rodman.
Zen Master musi tylko, albo aż, poukładać wszystkie części układanki. Ma przecież wyjątkowo stabilny skład z gwiazdą najwyższego formatu. Jacksonowi wszyscy zazdroszczą podkoszowego tercetu Gasol-Bynum-Odom i wciąż fenomenalnie usposobionego Kobe’ego Bryanta. Być może nawet przez najbliższe dwa lata trofeum imienia Larry’ego O’Briena będzie wznoszone do góry przez graczy z Kalifornii. Dla 64-letniego opiekuna Lakers byłoby to zwieńczenie nieprawdopodobnej kariery trenerskiej, w czasie której poświęcił się tylko dwóm wielkim klubom. Chicago Bulls i Los Angeles Lakers.
Gortat w Orlando, Gortat w Dallas, Gortat w Orlando
Ciekawie, a nawet bardzo było w Orlando, choć nie tylko za sprawą naszego Polskiego Młota. Zacznijmy jednak do niego. Marcin Gortat po udanym sezonie stał się łakomym kąskiem na rynku transferowym. Jego wartość rosła z miesiąca na miesiąc, a nasz rodak wyrobił sobie ostatecznie markę jako solidny zmiennik Dwighta Howarda, potrafiący także świetnie wkomponować się w zespół grając od pierwszych minut. Już pod koniec czerwca zaczęła się prawdziwa gorączka z udziałem polskiego centra. Lista chętnych była długa, a najpoważniejszymi kandydatami wydawali się San Antonio Spurs, Houston Rockets i Dallas Mavericks.
Ci ostatni złożyli konkretną ofertę i postawili Magików przy ścianie. Mark Cuban, ekscentryczny miliarder z Dallas wysoko postawił poprzeczkę i tak naprawdę mało kto spodziewał się wówczas, że Orlando wyrówna ofertę. Mówiło się wtedy, że Gortat dołączy do ułożonego zespołu z Dirkiem Nowitzkim i Jasonem Kiddem na czele, walczącego o najwyższe cele na Zachodzie. Zastanawiano się czy Polski Młot od początku zagra w pierwszej piątce, czy wygryzie z niej Ericka Dampiera w ciągu sezonu. Tymczasem…
Przed Gortatem kolejny sezon w Orlando. Z co najmniej 82 spotkaniami w roli rezerwowego. Otis Smith początkowo zarzekał się, że nie wyrówna oferty wartej 5 milionów dolarów za sezon. Po kilkunastu dniach zupełnie zmienił zdanie i zrobił wszystkim polskim kibiciom wielkiego psikusa. Sprawa Gortata szybko przycichła, ponieważ kierunek na Florydę obrali Vince Carter, Matt Barnes, Brandon Bass i Jason Williams. Przemeblowany skład Magików będzie jedną wielką niewiadomą podczas zbliżającego się sezonu.
A co słychać w niedoszłym klubie naszego rodaka? Dallas nie chcieli zostać gorsi od Spurs i Lakers i także nie żałowali pieniędzy. Po nieudanych łowach na Gortata, do zespołu dołączył Drew Gooden, ale prawdziwym hitem okazało się sprowadzenie Shawna Mariona. Ultraszybki Matrix stworzy piorunującą mieszanką z Nowitzkim, Kiddem Howardem i Terrym. Bez dwóch zdań, Mavs będą się liczyć w grze o finał konferencji. Szkoda jedynie, że takim zespole zabraknie wiadomo kogo...
(Nie)kończące się szukanie klubu, czyli perypetie Iversona i Rubio
Największym przegranym letniego okienka transferowego bez wątpienia jest Allen Iverson. Czterokrotny król strzelców ligi NBA nie pasował do Detroit Pistons więc Tłoki nie były zainteresowane zatrzymywaniem wicemistrza ligi z 2001 roku. Nikt nie spodziewał się jednak, że zamieszanie wokół AI będzie trwało tak długo. Wśród jego nowych, potencjalnych pracodawców zaczęły pojawiać się takie ligowe "potęgi" jak Charlotte Bobcats, Memphis Grizzlies czy Los Angeles Clippers. Z tygodnia na tydzień jego nazwisko lądowało w innym klubie, wprawiając zagorzałych kibiców Iversona w lekkie zażenowanie. Mamy początek września, a wybitny gracz wciąż jest bez klubu. Trafi zapewne do słabiutkich Niedźwiadków czy Clippersów, gdzie będzie liderem z pokaźnymi statystykami punktowymi, choć nic wielkiego nie osiągnie. Naprawdę wielka szkoda.
Nic, przynajmniej na razie, nie wyszło z kariery Ricky’ego Rubio w NBA. Młody i niezwykle utalentowany Hiszpan miał być nowym Petem Maravichem w najlepszej koszykarskiej lidze na świecie. Od początku jednak 19-latek zachowywał się dość dziwnie, bowiem nie chciał grać ani dla Memphis Grizzlies ani dla Minnesoty Timberwolves. Wybrany przez tych drugich z 5. numerem draftu już podczas pierwszego wywiadu wymijająco odpowiadał na pytania dotyczące gry w Leśnych Wilkach. Nie bez znaczenia pozostała także kwestia horrendalnej kwoty wykupu z Joventutu Badalona, szacowana na ponad 6 milionów dolarów. Kluby NBA mogły zapłacić jedynie 500 tysięcy, reszta musiała wypłynąć z kieszeni samego zawodnika… Cała sprawa w końcu znalazła finał i Rubio przez najbliższe dwa sezony zagra dla FC Barcelony. Może to i dobrze, bo do gry w NBA trzeba być naprawdę dobrze przygotowanym.
Najważniejsze transfery lata 2009 roku
Shaquille O’Neal (Phoenix Suns -> Cleveland Cavaliers)
Vince Carter (New Jersey Nets -> Orlando Magic)
Richard Jefferson (Milwaukee Bucks -> San Antonio Spurs)
Ron Artest (Houston Rockets -> Los Angeles Lakers)
Hedo Turkoglu (Orlando Magic ->Toronto Raptors)
Rasheed Wallace (Detroit Pistons -> Boston Celtics)
Ben Gordon (Chicago Bulls -> Detroit Pistons)
Emeka Okafor (Charlotte Bobcats -> New Orleans Hornets)
Tyson Chandler (New Orleans Hornets -> Charlotte Bobcats)
Allen Iverson (Detroit Pistons -> ?)