Nie chciał się szczepić, trafił do Legii Warszawa. Przechwyt sezonu?

Fani jego transfer nazywają przechwytem sezonu. Robert Johnson w styczniu pojawił się w Legii Warszawa. Szybko pokazał, jak wartościowym jest graczem i jak dużo może dać swojemu nowemu pracodawcy.

Krzysztof Kaczmarczyk
Krzysztof Kaczmarczyk
Robert Johnson WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Robert Johnson
To na pewno nie jest "odgrzewany kotlet". Powrót takiego zawodnika do Energa Basket Ligi to wydarzenie godne odnotowania. Chociaż trzeba przyznać, że to nie do końca był planowany powrót. Pomogły... przepisy we Włoszech.

Był styczeń, a Wojciech Kamiński, trener Legii Warszawa, szukał wzmocnienia. Na obwód. Kandydatów miał wielu, ale nagle pojawiła się informacja: Robert Johnson musi zmienić otoczenie.

Sezon rozpoczął na zapleczu włoskiej ekstraklasy. Był wiodącą postacią w zespole Acqua S.Bernardo Cantu. Amerykanin był wiceliderem klasyfikacji strzelców Serie A2, zdobywając średnio 19,7 punktów na mecz.

Klub nie chciał się z nim rozstawać, ale ten z kolei... nie chciał się zaszczepić przeciwko COVID-19. To był wymóg. Musiał więc odejść. "Kamyk" nie miał wątpliwości.

ZOBACZ WIDEO: "Królowa jest jedna". Wystarczyło, że wrzuciła to zdjęcie

- Robert Johnson to świetnie grający na piłce koszykarz kreujący pozycje dla kolegów, jak i dla siebie, więc jest szalenie niebezpieczny w ataku. Wachlarz jego zagrań jest szeroki - komplementował.

Szybko zabrał się do pracy


W tym sezonie EBL zdążył już zagrać w 12 meczach. Statystyki? 20,1 punktu, 4,7 asysty i 4,5 zbiórki. Brodacz trafia 50 procent rzutów z gry i co ciekawe... ma większy procent skuteczności w rzutach zza łuku niż wewnątrz!

Wielki popis dał w ostatniej serii gier. Wrócił tam, gdzie wszystko w Europie się dla niego zaczęło, czyli do Dąbrowy Górniczej na mecz z MKS-em. Fani tylko wzdychali z zazdrością, że Johnson nie występuje już w trykocie miejscowego klubu.

Zdobył 33 punkty, do czego dołożył osiem asyst, trafił sześć trójek. To jednak nie był jego rekordowy występ. Ten zaliczył w Lublinie, gdzie przeciwko ekipie Polski Cukier Pszczółka Start uzbierał 36 punków.

Błyszczał jednak nie tylko na krajowym podwórku. Również w FIBA Europe Cup robił różnicę. Zaufanie w Legii spłacił bardzo szybko, a przy okazji zemścił się na byłym pracodawcy, rosyjskiej drużynie Parma Parimatch Perm. Legia awansowała od Top8 FEC właśnie dzięki wygranej 78:67 w Permie.

Johnson był kluczowy. Zdobył 30 punktów wykorzystując 13 z 22 rzutów z gry. Miał też dziewięć zbiórek. Na finiszu rządził i dzielił, 12 "oczek" zdobył w samej końcówce pilnując awansu Legii. W FEC notował średnio 16,8 punktu, 6,2 asysty i 3 zbiórki.
fot. Dorota Murska fot. Dorota Murska

Szybko wypłynął

Johnson w Polsce pojawił się po raz pierwszy w 2019 roku. Wypatrzył go Michał Dukowicz, który budował wówczas swój MKS Dąbrowa Górnicza.

- Szukałem gracza, który zapewni punkty z pozycji numer dwa, czyli rzucającego. I na pewno Robert jest takim zawodnikiem - Michał Dukowicz. Wtedy Robert miał 24 lata, był po G League, gdzie bronił barw Wisconsin Herb.

Dukowicz był pewny, że straci go jeszcze w trakcie sezonu, ale to była jedyna możliwość, żeby mieć takiego gracza w takim klubie, za dobre pieniądze chociaż na połowę rozgrywek.

W jego umowę trzeba było wpisać buy-out. Szkoleniowiec nie spodziewał się jednak, że Johnson opuści MKS tak szybko, bo już na początku grudnia. "Pomogła" w tym kontuzja Dominica Artisa, wielkiego lidera tamtego zespołu. Dlaczego? Bo Johnson wtedy eksplodował, był niesamowity.

W dwóch meczach bez niego zaliczył najpierw 34 punkty z HydroTruckiem Radom, potem 31 "oczek", 9 zbiórek i 8 asyst przeciwko Anwilowi Włocławek. Wtedy odezwał się telefon prezesa, to była wiadomość z Rosji.

Przedstawiciele Parmy Parimatch Perm załatwiły sprawę szybko. Prośba o numer kontra, a potem dwa dokumenty: potwierdzenie dokonania przelewu i bilet dla Johnsona. Ten więcej w MKS-ie już nie zagrał.

W Rosji grał do stycznia 2021 roku. Wtedy podpisał umowę w tureckiej ekstraklasie, gdzie bronił barw Fethiye Belediyespor. Tam rzucający obrońca wystąpił w 13 spotkaniach, w których średnio notował 16,2 punktów, 4,2 zbiórki i 3,7 asysty. Ponownie "się sprawdził".

Nie kalkuluje, jest profesjonalistą


MKS i Dąbrowa Górnicza odegrały w powrocie Johnsona do Energa Basket Ligi pewną małą rolę. - Mam dużo wspomnień z Dąbrowy Górniczej, niektóre z nich są bardzo fajne. To był mój pierwszy klub w Europie. To miało też wpływ i pomogło mi w podjęciu decyzji o powrocie do Polski - przyznał w klubowej telewizji.

27-latek ciężko potwierdził ostatnio, że w Dąbrowie Górniczej czuł się doskonale, rzucając w starciu z MKS-em 33 "oczka". - Obręcze... wyglądają na te same - przyznał.

Z pewnością pamiętał je doskonale. Johnson to zawodnik, który nie pojawia się na hali tylko żeby odbębnić swoje. Pojawia się na długo przed zajęciami i zostaje po nich. Pracuje nad rzutem, zagraniami, ale i dba o swoje ciało.

Lubi wyzwania, nie kalkuluje. - Będąc szczerym to na prawdę nie ma znaczenia. Z każdym będziemy mieli swoje szanse - mówi o potencjalnym rywalu w zbliżającej się fazie play-off EBL.

W środę Legia we własnej hali zagra z Treflem. Stołeczny zespół walczy o szóste miejsce. W ćwierćfinale Johnson i spółka zagrają z Anwilem Włocławek bądź Arged BM Stalą Ostrów Wielkopolski. To będzie duże wyzwanie, na które on sam czeka.

Zobacz także:
Zaskoczyli wszystkich bez wyjątku. Nawet trener nie wierzył w taki wynik
Kuriozalna sytuacja. Za to ukarali go sędziowie

Czy Robert Johnson to najlepszy transfer Legii Warszawa?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×