W tym artykule dowiesz się o:
Fantastyczna atmosfera. "Najazd na Toruń" udany
W tygodniu poprzedzającym spotkanie panowała ogromna mobilizacja wśród kibiców Anwilu Włocławek. Klub z Torunia przekazał ponad 350 biletów, które rozeszły się w błyskawicznym tempie. Jednak to nie wszystko, bo wiele osób samodzielnie starało się o bilety.
Mówi się o tym, że łącznie w grodzie Kopernika zameldowało się ponad 900 fanów z Włocławka. Stworzyli znakomitą atmosferę. Koszykarze Anwilu mogli czuć się jak u siebie w domu. Można było nawet odnieść wrażenie, że derby tego dnia... odbywają się właśnie we Włocławku.
- Dziękujemy kibicom za obecność i doping. To dla nas wielka sprawa, że tylu fanów za nami jeździ. Czujemy ich wsparcie na każdym spotkaniu - mówi Nemanja Jaramaz, skrzydłowy "Rottweilerów".
Wielka głębia Anwilu, lider nie z przypadku
Włocławianie już przed pierwszym podrzutem piłki doskonale znali swoją sytuację w tabeli. Nawet dwie porażki na samym finiszu rozgrywek nie odebrałyby Anwilowi pozycji lidera przed fazą play-off.
Mimo wszystko Igor Milicić bardzo poważnie podszedł do tych zawodów. Nie odpuścił, desygnował do boju wszystkich swoich koszykarzy, nawet Kamila Łączyńskiego i Pawła Leończyka, którzy narzekali na drobne urazy.
Ciekawostką jest fakt, że w samej pierwszej kwarcie aż 11 zawodników Anwilu pojawiło się na parkiecie. I to właśnie ten jedenasty... okazał się bohaterem włocławian. Kacper Młynarski celnie przymierzył z dystansu i zapewnił swojej drużynie jedenaste zwycięstwo z rzędu.
- Ciesze się, że mój zespół odreagował mentalnie na tę wiadomość, że zostaniemy na pierwszym miejscu, niezależnie od innych meczów - podkreśla Milicić.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: chwiał się na nogach. Cudem dotarł do mety
Prorocze słowa Milicicia?
Szkoleniowiec Anwilu Włocławek tuż po zakończeniu konferencji prasowej rzucił: "do zobaczenia w półfinale". Takie rozwiązanie jest możliwe tylko w przypadku, gdy Polski Cukier zajmie czwarte miejsce w tabeli. A to wcale pewne nie jest, bo MKS i Rosa mają "chrapkę" na prześcignięcie toruńskiego zespołu.
Jacek Winnicki bardzo spokojnie podszedł do tych słów. - Nie wybiegajmy do przodu. Nadal nie jesteśmy pewni czwartego miejsca, więc trzeba skupić się na pracy i graniu - mówi szkoleniowiec Twardych Pierników, który podkreśla jednocześnie, że mecz mógł się podobać kibicom.
- To była bardzo dobra promocja koszykówki. Cieszę się, że taki mecz był transmitowany w telewizji. Rzadko jesteśmy pokazywani, ale wydaje mi się, że razem z Anwilem stworzyliśmy ciekawe widowisko dla kibiców - ocenia Winnicki.
Kapitan potrzebny od zaraz
W niedzielnym spotkaniu z powodu kontuzji nie mógł wystąpić Łukasz Wiśniewski, kapitan Twardych Pierników. Jego koledzy dwoili się i troili, ale po dramatycznej końcówce musieli uznać wyższość Anwilu, przegrywając 69:73. Brak doświadczonego rzucającego był odczuwalny - nic dziwnego, to drugi strzelec zespołu ze średnią 12,3 punktu na mecz.
- Ma naderwany mięsień, w tym tygodniu przejdzie kolejne badania - informuje Winnicki.
Zawodnik jest optymistą. Wierzy, że uda mu się wrócić na pierwsze spotkania fazy play-off, które rozpoczną się 4 maja.