W tym artykule dowiesz się o:
[b]
17 grudnia 2019. Houston Rockets - San Antonio Spurs 109:107 (Rockets odrobili 25 punktów straty) [/b]
[tag=815]
San Antonio Spurs[/tag] rozegrali tego wieczoru najlepszą połowę w aktualnym sezonie NBA pod kątem liczby zdobytych w niej punktów (72). Ich najwyższe prowadzenie wynosiło aż 25 "oczek" (69:44), a przewaga została zbudowana głównie dzięki rewelacyjnej dyspozycji Bryna Forbesa oraz Dejounte Murray'a. Po stronie Houston Rockets bardzo kiepsko w mecz wszedł ich lider - James Harden - który rozpoczął spotkanie od 13 pudeł w 15 próbach.
W drugiej połowie Spurs ewidentnie zachłysnęli się prowadzeniem, co w wywiadach pomeczowych potwierdzali chociażby Gregg Popovich oraz DeMar DeRozan. Do swojej nominalnej formy wrócił Harden, który zdobył po przerwie 24 punkty. - Moja pewność siebie nigdy nie znika. Nawet gdybym rozpoczął mecz od 0/20 z gry, robiłbym dalej to samo - rzucał piłkę i był agresywny. W pierwszej połowie moje próby po prostu nie wpadały - mówił po spotkaniu lider Rockets.
ZOBACZ WIDEO MŚ w koszykówce. Polacy zagrali świetny turniej! Czas na igrzyska olimpijskie? "To będzie piekielnie trudne zadanie"
[b]
9 lutego 2019. Boston Celtics - Los Angeles Clippers 112:123 (Clippers odrobili 28 punktów straty) [/b]
To był bardzo ciężki tydzień dla Bostonu i ich długoletniej rywalizacji z zespołami z Los Angeles. Sześć dni wcześniej, Celtics podejmowali u siebie ekipę Lakers, z którą prowadzili w pewnym momencie różnicą 18 punktów, aby ostatecznie przegrać to spotkanie. Mało kto spodziewał się, że kilka dni później, jeszcze większą stratę odrobią zawodnicy Clippers.
Drużyna z Bostonu zaczęła ten mecz rewelacyjnie, prowadząc już 43-20 po pierwszej kwarcie. Parę minut później prowadzenie wzrosło do stanu 68-40, jednak Celtics w drugiej kwarcie stracili swojego lidera, Kyriego Irvinga, który opuścił pojedynek z kontuzją kostki. Od tego momentu Clippers, prowadzeni przez Montrezla Harrella (21 punktów) zaczęli odrabiać straty, aby ostatecznie zamknąć mecz 11-punktowym zwycięstwem.
[b]
9 marca 2019. Sacramento Kings - Brooklyn Nets 121:123 (Nets odrobili 28 punktów straty) [/b]
To chyba najbardziej efektowny powrót minionego sezonu regularnego w NBA. Nets przegrywali w tym meczu maksymalnie różnicą 28 punktów, jednak zaczynając czwartą kwartę, Kings nadal mieli nad swoimi rywalami 25 "oczek" zapasu.
Czytaj także: Isaiah Thomas miał spięcie z kibicami. Koszykarz Washington Wizards został zdyskwalifikowany
Trener Kenny Atkinson próbował w tym spotkaniu wszystkiego, aby jego zawodnicy zaczęli w końcu grać skuteczną koszykówkę, jednak aby to się stało musiał zaczekać do ostatnich dwunastu minut pojedynku. Właśnie wtedy szósty bieg wrzucił D'Angelo Russell, autor 27 punktów w ostatniej ćwiartce. Obrona Kings nie mogła znaleźć żadnej recepty na jego kolejne wjazdy pod kosz, natomiast "game-winnera" na 0,8 sekundy przed końcową syreną zdobył Rondae Hollis-Jefferson.
[b]
10 kwietnia 2019. Portland Trail Blazers - Sacramento Kings 136:131 (Blazers odrobili 28 punktów straty) [/b]
Zaledwie miesiąc po dotkliwej porażce z Brooklyn Nets, drużyna Kings ponownie przegrała w jednym z najbardziej szalonych spotkań sezonu regularnego 2018/2019. I to w dodatku w ostatnim dniu przed rozpoczęciem play-offów.
Blazers zagrali w tym meczu ledwie sześcioma zawodnikami, z których trzech wyszło w pierwszej piątce zespołu pierwszy raz w sezonie. Poza składem byli między innymi Damian Lillard, C.J. McCollum, Evan Turner, Rodney Hood czy Enes Kanter. Gospodarze od początku spotkania prezentowali bardzo chaotyczną i niepoukładaną koszykówkę, pozwalając swoim rywalom na wypracowanie 28-punktowej zaliczki. Kings ponownie jednak nie byli w stanie utrzymać takiej przewagi, a wręcz znakomite zawody rozegrał pierwszoroczniak Anfernee Simons. Grał on przez całe 48 minut, rzucił w tym czasie najlepsze w karierze 37 punktów, z czego 7 razy celnie przymierzył z dystansu.
Dzięki tej wygranej, Blazers zapewnili sobie 3. miejsce w Konferencji Zachodniej.
[b]
15 kwietnia 2019. Golden State Warriors - Los Angeles Clippers 131:135 (Clippers odrobili 31 punktów straty) [/b]
Po świetnym widowisku w meczu numer 1 (zakończonym wygraną Warriors), koszykarscy kibice otrzymali historyczny do dnia dzisiejszego drugi mecz w serii pomiędzy GSW, a Los Angeles Clippers.
Aktualni wówczas mistrzowie NBA wykreowali 31-punktową przewagę nad swoimi rywalami i wydawało się, że pewnie zmierzają po prowadzenie 2-0 w serii. Doc Rivers wprowadził jednak istotne zmiany w strategii swojego zespołu podczas jednej z przerw na żądanie, co poskutkowało największym powrotem w historii NBA w play-offach.
Lou Williams dwoił się i troił i zakończył mecz z 36 punktami na koncie. Warriors popełnili w tym spotkaniu aż 22 straty, z czego 9 było autorstwa Kevina Duranta. Prowadzenie gościom na 16,5 sekundy przed końcem celną "trójką" dał Landry Shamet. Swojej próby po drugiej stronie parkietu nie wykorzystał Stephen Curry i Clippers dowieźli swoją przewagę do końcowej syreny.