Kościół opowiada się za dbałością o zdrowie, jednak nie przesadną. "Ludzie mają obsesje na punkcie pracy, statusu, kontroli, jedzenia. To kwestia nierównowagi. Kulturystyka nie jest powołaniem. Jesteśmy stworzeni do czegoś więcej" - pisze serwis catholic.com, sugerując, że czas poświęcony na zbyt dużo ćwiczeń, można spożytkować na refleksje.
Jak widać, wszystko zależy jednak od przełożonych. Artur Kaproń dostał pozwolenie na ćwiczenia, ale nie na starty w zawodach.
Pierwszym duchownym, który uwielbiał ćwiczenia, dbałość o sylwetkę, był jednak pewien mieszkaniec Omaha w Nebrasce.
Jim Schwertley był mały, chudy i wyglądał na tyle zabawnie, że przez swoje duże uszy był wyśmiewany i prześladowany przez inne dzieci.
W wieku 16 lat odkrył podnoszenie ciężarów, zamówił zestaw sztang i zaczął ćwiczyć tak, jak przedstawiono to w broszurze. Jego ojciec, który był lekarzem, martwił się, czy to nie będzie za duże obciążenie dla młodego organizmu, ale postanowił nie interweniować.
Po dwóch latach Jim uzyskał 30 funtów masy mięśniowej. Prześladowcy zniknęli, a pojawili się chłopcy zaciekawieni tym, jak ich kolega zdołał tak przybrać na masie. Wkrótce 10-20 chłopców zbierało się w piwnicy, w wolnym czasie podnosili ciężary, ćwiczyli.
W 1948 roku Jim pojechał na pierwsze zawody, nie wygrał ich, dokonał tego dopiero rok później, a jego sylwetka została okrzyknięta najlepszą w mieście, bowiem Schwertley rywalizował w konkursie kulturystycznym i w podnoszeniu ciężarów.
- To było moje 15 minut sławy - żartował. - W tamtych czasach w zawodach nie brało udziału zbyt wiele osób, więc nie było to takie trudne - dodał skromnie.
W 1951 roku dołączył do sił powietrznych, został wyznaczony na trenera w bazie w Nowym Meksyku. Wrócił do Omaha po wypełnieniu służby i próbował pobić swoje rekordy, podnosząc 300 funtów (ok. 136 kilogramów) w rwaniu. Ta sztuka mu się udała i był to jego kolejny sukces.
W 1956 roku wstąpił do seminarium. Pochodził z religijnej rodziny, więc nie było to zaskoczeniem.
Jednym z pierwszych jego projektów było uruchomienie siłowni. Treningi siłowe były obcą koncepcją dla większości ludzi, a co dopiero w środowisku duchownych.
Schwertley dużo zrobił dla popularyzacji ćwiczeń. Nigdy nie porzucił podnoszenia ciężarów, dla niego było to nie tylko źródło na utrzymanie zdrowia, sprawności, ale i pewności siebie.
W wieku 74 lat nadal trenował dwa razy w tygodniu. Później zachorował na demencję.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: gnał jak pocisk. Najszybszy piłkarz na świecie