- Z pełnosprawnej osoby stałam się człowiekiem, który wylądował na wózku inwalidzkim. Musiałam prosić męża, by zaniósł mnie do łazienki, bo nie mogłam chodzić - powiedziała Patrycja Wyciszkiewicz-Zawadzka w rozmowie z "Faktem".
Zawodniczka AZS Poznań musiała przejść operację ścięgien Achillesa w obu nogach. Jej przerwa w startach miała początkowo trwać trzy miesiące. Minęło już dziewięć, a lekkoatletka jeszcze nie wróciła do treningów.
O ile z prawą nogą jest już wszystko w porządku, o tyle z lewą - jak określiła zawodniczka - dzieją się rzeczy niestandardowe. Biegaczka walczy o to, aby wrócić nie tylko do sprawności, ale i na bieżnię.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Świątek zajrzała do pucharu, a tam... Musisz obejrzeć to nagranie
Z tyłu nogi wciąż odczuwa kłucie i sztywność, co uniemożliwia jej normalne funkcjonowanie. Wyciszkiewicz-Zawadzka cały czas przechodzi rehabilitację, która sporo ją kosztuje.
- Rehabilitacja pochłonęła już kilkadziesiąt tysięcy złotych. Kupiłabym niezły samochód za to, ile wydałam przez ostatnich dziewięć miesięcy. Gdybym nie miała oszczędności i męża, który pracuje, już pół roku temu nie byłoby mnie stać - tłumaczyła.
Trudnym przeżyciem były dla niej oglądane w telewizji igrzyska olimpijskie. Jej reprezentacyjne koleżanki wywalczyły tam srebro w sztafecie. - Gdy patrzyłam na igrzyska, dominował ból i żal - zakończyła 28-latka.
Czytaj także:
- Plejada gwiazd na Memoriale Janusza Kusocińskiego
- Wielki polski talent ma poważny problem. Nie może biegać od 8 miesięcy