Pobiła rekord Szewińskiej, potem przyszedł kryzys. Teraz Polka wróciła do gry

Newspix / Na zdjęciu: Martyna Kotwiła
Newspix / Na zdjęciu: Martyna Kotwiła

- Ostatnie lata były dla mnie bardzo przykre, straciłam radość do sportu. Teraz cieszę się z samego biegania - mówi nam polska sprinterka Martyna Kotwiła. Ambasadorka firmy 4F po kilku ciężkich sezonach wróciła do szybkiego biegania.

W tym artykule dowiesz się o:

W 2018 roku sprawiła sensację i pobiła rekord Polski juniorek na 200 metrów, należący do legendarnej Ireny Szewińskiej. Czas 22,99 s w wieku 19 lat był niewątpliwym dowodem, że Martyna Kotwiła to jeden z największych talentów w polskim sprincie. W tym samym roku zdobyła też brązowy medal mistrzostw świata juniorów na tym samym dystansie.

Niestety, przez trzy kolejne lata lekkoatletka nie robiła spodziewanych postępów. Na szczęście czas stagnacji ma już za sobą. W tym sezonie zawodniczka z Radomia wróciła do gry - pobiła już rekord życiowy na 100 metrów (11,43 s), także na dwukrotnie dłuższym dystansie biega najszybciej od czterech lat.

W rozmowie z WP SportoweFakty ambasadorka firmy 4F ujawnia nie tylko jakie zmiany zaszły w jej życiu w ostatnich miesiącach, ale także jak zmieniła się rzeczywistość w jej rodzinnym mieście i czemu treningi na żużlu to już dla lekkoatletów z Radomia odległa przeszłość.

ZOBACZ WIDEO: Dziennikarka wzruszyła się przy przemówieniu Świątek. "Iga jest cudownym człowiekiem"

Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty: Stadion żużlowy i treningi lekkoatletyczne to dość niecodzienne połączenie...

Martyna Kotwiła: Gdy zaczynałam, taka była rzeczywistość. Trenowaliśmy na stadionie żużlowym w Radomiu, gdzie okrążenie liczyło dokładnie 330 metrów. Do dziś pamiętam szorowanie nóg z czarnego pyłu po każdym treningu. O białych butach wszyscy mogliśmy wtedy zapomnieć.

Z tym nie byłoby problemu w koszykówce, która podobno była twoją pierwszą pasją.

Jeszcze w czwartej klasie szkoły podstawowej myślałam, że będę koszykarką. Wtedy był to dla mnie sport numer jeden i chciałam iść w tym kierunku. Ale na treningach byłam szybsza od piłki i pod koszem ciężko mi było wyhamować.

Na 60 metrów wygrywałam nawet z chłopakami, byłam najszybsza w szkole. W końcu mój wuefista zabrał mnie na zawody czwórboju lekkoatletycznego. I nie wiem jak to się stało, ale mój związek z lekkoatletyką trwa już 12 lat.

Przez ten czas w twoim mieście sporo się zmieniło i dziś najmłodsi nie muszą już biegać po żużlu.

I całe szczęście! Wszystko zmieniło się nie do poznania. Teraz na tym samym obiekcie położono tartan i służy on jako stadion rozgrzewkowy. Ale co najważniejsze, miasto wybudowało nowy, pełnowymiarowy stadion lekkoatletyczny, gdzie odbywają się duże mityngi.

Nie da się ukryć, że od dobrych kilku lat lekkoatletyka przeżywa w Polsce rozkwit i staje się coraz bardziej popularna. Czy widzisz na co dzień, by sukcesy i popularność tego sportu przekładała się na większe zainteresowanie lekkoatletyką wśród dzieci?

Jak najbardziej i nie tylko ja to widzę. Słyszę od trenerów czy nauczycieli wychowania fizycznego, że do lekkoatletyki już nie trzeba namawiać. Nasza dyscyplina poszła bardzo do przodu, jest promowana i stale obecna w mediach. Przez to dzieciaki mają swoich idoli - Anitę Włodarczyk czy Justynę Święty-Ersetic i chcą być takie, jak one.

Co doradziłabyś rodzicom, gdy widzą u swoich dzieci dużą chęć do ruchu i uprawiania sportu?

Przede wszystkim by nie decydowały się od razu na konkretną konkurencję, co moim zdaniem jest największym błędem. Najważniejsza jest wszechstronność, by u dzieci rozwijały się cechy motoryczne. Niech robią, co chcą - biegają, skaczą. Dzięki temu lepiej się rozwijają.

Podobnie było w moim przypadku. Na czwartkach lekkoatletycznych nie tylko biegałam sprinty, były też skoki i biegi przełajowe. Myślę, że dzięki temu bardziej się rozwinęłam i może też dzięki temu nie miałam jeszcze nigdy poważnej kontuzji i żadnej operacji.

W 2018 roku byłaś objawieniem, jednak kolejne trzy lata nie były dla ciebie już tak udane. Nie było spodziewanego progresu, dopiero w tym sezonie wróciłaś do szybkiego biegania. Czy czujesz większą radość z powrotu niż po pierwszych sukcesach?

Wtedy to była euforia, obecnie czuję ogromną satysfakcję. Ostatnie lata były dla mnie bardzo przykre, trochę straciłam radość do sportu. Teraz cieszę się z samego biegania i możliwości rywalizacji, bardziej to doceniam. A także wyniki, które kiedyś by mnie tak nie cieszyły.

Największa zmiana zaszła więc w głowie?

Choć długo się z tym nie zgadzałam, to jednak psychika była najważniejsza. Nie ma już u mnie myślenia, że coś mi się należy. Przestałam też nakładać na siebie presję wyniku, że muszę pobiec w takim czy innym czasie. Wyszłam z bańki i czuję ogromny power do działania.

Konieczna była zmiana trenera? Od kilku miesięcy jest nim Krzysztof Kotuła.

Potrzebowałam nowego bodźca, odmiany. Z moją poprzednią trenerką Bożeną Jadczak współpracowałyśmy aż 12 lat. Wprawdzie próbowałyśmy coś zmienić, ale nie dawało to efektów. Z roku na rok było też więcej nerwów. Nakładałam na siebie zbyt dużą presję, biegałam za sztywno i w końcu te wszystkie napięcia się skumulowały. Bardzo przeżywałam też pierwsze porażki, co przekładało się na negatywne myślenie.

Sama nie potrafiłam sobie odpowiedzieć na pytanie, czego chcę. Rozpoczęłam współpracę z psychologiem i doszliśmy do wniosku, że trzeba mi czegoś nowego. Z nowym trenerem pracujemy od połowy lutego - mam nową grupę, nowe treningi. Wróciła radość, przez co wróciły też wyniki.

Wróciłaś w bardzo dobrym momencie, bo kobiecy sprint poszedł w Polsce bardzo mocno do przodu. Ewa Swoboda zbliża się do granicy 11 sekund, rewelacyjnie na płaskim dystansie biega Pia Skrzyszowska, drugą młodość przeżywa Anna Kiełbasińska, do bardzo dobrej formy wróciła Marika Popowicz-Drapała, nagle pojawiła się też Nikola Horowska. Konkurencja zrobiła się ogromna!

Śmieję się, że wyniki, które kiedyś dawały medale, dziś mogą nie dać nawet finału na mistrzostwach Polski! To jest jednak super wiadomość dla każdej z nas, szybkie bieganie konkurentek bardzo mobilizuje i daje dodatkową motywację. Nikt też nie może się czuć pewny zwycięstwa, chyba nawet Ewa.

Każda z nas czuje, że musi ciągle iść do przodu i przez to widać postępy u bardzo dużej grupy sprinterek. Czasy Ewy Swobody, Ani Kiełbasińskiej czy Pii Skrzyszowskiej to nie są już wyniki klasy krajowej, ale międzynarodowej. W tym roku nasza sztafeta 4x100 metrów powinna być bardzo szybka i może nawet pobić rekord Polski z 2010 roku (42,68 s).

Liczysz, że znajdziesz się w składzie na największe imprezy tego sezonu? W lipcu mistrzostwa świata w Eugene, w sierpniu mistrzostwa Europy w Monachium.

Na ten sezon postawiłam sobie za cel powrót do szybkiego biegania, nie chcę na siebie nakładać dodatkowej presji. Wychodzę z założenia, że co będzie, to będzie i czy znajdę się w kadrze na mistrzostwa świata czy mistrzostwa Europy, będzie zależeć od trenera. Jeśli tam nie pojadę, to nic wielkiego się nie stanie. Mi pozostaje tylko biegać i bardzo się z tego cieszę.

Tekst powstał w ramach akcji "Mały zawodnik - wielki zwycięzca" przygotowanej wspólnie z firmą 4F.

Wielkie słowa o Annie Kiełbasińskiej. "Jest jak bestia!"--->>>

Źródło artykułu: