Zaskakująca relacja dwóch najgroźniejszych rywali. Zdradzili, jak jest naprawdę

W środę najlepsi młociarze świata zaczynają rywalizację na ME w lekkoatletyce. Dwaj reprezentanci Polski, Paweł Fajdek i Wojciech Nowicki od lat są swoimi największymi rywalami, to jednak ich relacje na stadionach i poza nimi mogą zaskakiwać.

Mateusz Puka
Mateusz Puka
Wojciech Nowicki (z lewej) i Paweł Fajdek podczas wywiadu telewizyjnego w Tokio Twitter / Twitter/Eurosport Polska / Wojciech Nowicki (z lewej) i Paweł Fajdek podczas wywiadu telewizyjnego w Tokio.
Najlepsi sportowcy zwykle trzymają dystans ze swoimi najgroźniejszymi konkurentami, ale nieco inaczej jest w przypadku Wojciecha Nowickiego i Pawła Fajdka. U nich rywalizacja na rzutni w ogóle nie przekłada się na relacje i nawet podczas najważniejszych konkursów obaj panowie pozostają dobrymi kolegami, wzajemnie się wspierając.

Dla mnie rzutnia jest to tylko miejsce pracy i pasja. Wszystko to, co poza stadionem, to przyjaźń i koleżeństwo. Można porobić sobie żarty i psikusy, a potem nie przenosić emocji na rywalizację w kolejnych konkursach.

- Nasza relacja jest na tyle bliska, że gdy jednemu nie idzie na rzutni, to zawsze można liczyć na wsparcie tego drugiego. Było tak choćby niedawno w Chorzowie na Memoriale Janusza Kusocińskiego. Miałem ostatnią próbę i zajmowałem drugie miejsce, a Paweł robił wszystko, by zmotywować mnie do jak najlepszego rzutu w ostatniej kolejce. Chciał żebym wygrał i wciąż była zachowana seria polskich wygranych w tym mitingu. To nie jedyny taki przypadek. To u nas normalne, że staramy się wzajemnie nakręcać i motywować - przyznaje mistrz olimpijski, który jednak musiał uznać wyższość Fajdka w tegorocznych mistrzostwach świata.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tenisistka rozczuliła fanów. Pokazała wyjątkowy trening

Choć obaj zawodnicy trenują z innymi trenerami, to w trakcie sezonu mnóstwo czasu spędzają razem. Zdarza im się spotkać w trakcie zgrupowań, a przede wszystkim regularnie spotykają się na zawodach. Od lat jest bowiem tak, że żaden poważny konkurs rzutu młotem nie może odbyć się bez tej dwójki. Okazuje się, że wieloletnia rywalizacja wcale nie musi się nudzić, a dobre relacje z najgroźniejszym rywalem nie są wykluczone.

- Tak naprawdę to ja nie uważam Pawła za wielkiego rywala, bo to oznaczałoby, że mamy wobec siebie negatywne emocje. On jest moim przeciwnikiem na rzutni. Na mistrzostwach świata wygrał on, a rok wcześniej ja zdobyłem złoto na igrzyskach. Mnie najbardziej cieszy to, że przywozimy do Polski dwa medale i to jest dla nas ważne. Czy się zamienimy miejscami, to nie ma aż takiego znaczenia. Obaj mamy pokaźny dorobek medalowy, a przynajmniej ja nie mam już potrzeby, że muszę co chwilę być najlepszy i ze wszystkimi wygrywać. Frajdę sprawia mi już sam fakt, że rzucam daleko, jestem zdrowy i w pełni przygotowany do sezonu - przyznaje 33-latek z Białegostoku.

Czasem można jednak odnieść wrażenie, że bez względu na wyniki, Nowicki i tak pozostaje w cieniu swojego bardziej medialnego kolegi. Fajdek jak nikt inny w polskiej reprezentacji potrafi zrobić wokół siebie spore zamieszanie i często dzieli się z fanami swoimi przygodami.

Nowicki ma z kolei zupełnie inny charakter. - Nie przeszkadza mi rola drugiego, bo sport nie jest całym moim życiem. Lubię trenować, ale zachowuję do wszystkiego zdrowy dystans - dodaje.

Zawodnik faktycznie może uważać się za sportowca spełnionego, bo ma już medale ze wszystkich najważniejszych międzynarodowych imprez. Podczas mistrzostw Europy w Monachium będzie bronił tytułu wywalczonego w Berlinie. Znów jego najgroźniejszym rywalem będzie właśnie Fajdek.

Początek sezonu należał do Nowickiego, ale z każdym tygodniem coraz mocniejszy staje się drugi z Polaków, który ostatnio triumfował w mistrzostwach świata oraz Memoriale Kamili Skolimowskiej.

Obaj zawodnicy regularnie rzucają młot na odległość powyżej 81 metrów, a takie wyniki są na razie nieosiągalne dla rywali z innych krajów. Idealnie układa się też współpraca z nową trener, Joanną Fiodorow.

- Chciałbym spróbować pobić życiówkę (82,52 m - dop. aut.). Po to wprowadzamy zmiany, by poprawić technikę i wyeliminować błędy. Współpraca z trenerem układa się bardzo dobrze. Ten sezon pokazał, ze mimo wielu zmian i braku ustabilizowanej techniki, to udawało się rzucać na stabilnym i bardzo wysokim poziomie. Zakładaliśmy, że może być dobrze, ale może być też bardzo źle. Ja jestem analitykiem i analizuję każdy swój rzut. Dążę do perfekcji, ale przede wszystkim wierzę w statystykę. Mam przekonanie, że jeśli tylko będę stabilny, to zawsze może mi się przydarzyć coś wielkiego. Niektórzy doradzają mi, bym czasem poszedł na żywioł, ale ja nie mam takiego charakteru i wolę robić swoje - tłumaczy.

Mateusz Puka, WP SportoweFakty

Czytaj więcej:
Wspaniały bieg Polki na ME
Polak odsłonił kulisy zamieszania podczas ME

Który z polskich młociarzy sięgnie w Monachium po złoty medal?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×