Niedawno decyzję o zakończeniu kariery podjął choćby znakomity polski lekkoatleta Adam Kszczot, który miał dość ciągłego proszenia się o pieniądze na przygotowania do kolejnych imprez. 32-latek w trakcie kariery zdobył 12 medali mistrzostw świata i Europy, ale podobnie jak inni jego koledzy, nigdy nie słyszał o premiach porównywalnych z tymi, które za wyjście z grupy mają otrzymać piłkarze.
Dziś zapewne więcej ludzi rozumie jego słowa wypowiedziane po igrzyskach w Rio w 2016 roku, gdy podnosił zarzut zbyt mocnego promowania piłki nożnej kosztem innych dyscyplin.
- Piłka nożna to ciągle i bezapelacyjnie najpopularniejszy sport w Polce, a inne sporty powinny się uczyć, jak budować zasięgi medialne. Skala absurdu została jednak ponownie przekroczona i nie ma już mowy o żadnej racjonalności. Wielu olimpijczyków musi ciągle mierzyć się z cięciami budżetów na zgrupowania i myśli, jak dotrwać do docelowej imprezy, a w tym samym czasie ktoś postanawia wydać 30 mln na premie za zwycięstwo w jednym meczu – komentuje Adam Kszczot, a po chwili dodaje:
- Niestety, to nie jest żadna nowość, bo gdy prześledzimy wydatki samorządów na sport, to okaże się, że tam również na piłkę nożną przeznaczane są nieproporcjonalnie duże środki. Popularność i zasięg medialny zawsze szedł w parze z polityką. Mam nadzieję, że będzie to szansa nie tyle do dialogu, co do poważnych zmian - komentuje były znakomity lekkoatleta, który po zakończeniu kariery zaangażował się w pomoc swoim kolegom z bieżni.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Katarczycy się wściekli, gdy ją zobaczyli. To miss mundialu?
Kszczot zdaje sobie sprawę, że takie deklaracje polityków to głównie efekt większego zainteresowania piłką nożną, ale jest jednocześnie przekonany, że dość szybko da się to zmienić z korzyścią nie tylko dla dyscyplin olimpijskich, ale całego społeczeństwa.
Były sportowiec liczy, że ujawnienie informacji o premii wpłynie na to, że pieniądze ostatecznie trafią na szkolenie i wspomogą kluby, które zajmują się wychowaniem młodzieży.
- Sam mam znacznie lepszy sposób na wydanie 30 mln złotych. Za takie pieniądze co tydzień w innym mieście w Polsce można byłoby organizować zawody ligi lekkoatletycznej z udziałem najlepszych polskich sportowców. Kibice byliby wpuszczani za darmo, a młodzi adepci mieli okazję zobaczyć wielki sport blisko swojego domu. W ten sposób doinwestowano by sportowców, którzy gwarantują zdobycie wielu medali na igrzyskach, a jednocześnie przyczyniono by się do popularyzacji sportu. Pamiętajmy, że śledzenie rywalizacji w telewizji to jedno, ale jeszcze ważniejsze jest to, by przełożyło się to na liczbę trenujących dzieci. W ten sposób kształtuje się pokolenia ambitnych, pracowitych ludzi, którzy potrafią radzić sobie z przeciwnościami losu i kreować lepszą rzeczywistość - dodaje Kszczot.
Były zawodnik doskonale zdaje sobie sprawę ze skali zaniedbań, bo jest jednym z członków nowo powstałej komisji zawodniczej działającej przy PZLA.
Czytaj więcej:
Zdradził, gdzie szukałby nowego trenera
Wnioski po mundialu. Tego nie chcemy