Z Kataru Mateusz Skwierawski
W 1/8 finału trudno było spodziewać się innego wyniku, niż zwycięstwa Francji (3:1). Zespół Didiera Deschampsa to główny faworyt do wygrania całego turnieju. Francuzi mają w składzie wielu zawodników na światowym poziomie, a Kylian Mbappe w każdym momencie meczu potrafi zmienić jego przebieg. Tak było z Polską. Mbappe strzelił dwa piękne gole, do tego asystował przy bramce Oliviera Giroud. Dzięki temu Francja jest już w ćwierćfinale (zmierzy się w sobotę z Anglią).
Nie chcemy "padliny"
Niedzielne spotkanie reprezentacji pokazało, że polska kadra nie musi tylko cierpieć na boisku. To wyrażenie często powtarzane przez trenerów i piłkarzy w naszym kraju, ale zbyt często pełni rolę alibi. Cierpieliśmy w trzech spotkaniach fazy grupowej i w mękach wyszliśmy z grupy. W 1/8 finału, w najtrudniejszym spotkaniu turnieju, zobaczyliśmy jednak zupełnie inne oblicze reprezentacji Polski.
W ciągu kilkunastu dni dostaliśmy dwa dania i możemy porównać smak. Nie chcemy archaicznej gry, "padliny". Mamy zawodników umiejących zrobić coś więcej, niż wybicie piłki do Roberta Lewandowskiego. A wyglądało to tak, jakbyśmy pracownika po studiach, znającego języki, mającego kontakty w branży, wepchnęli na zmywak.
Mecz z Francją tylko potwierdził, że potrafimy grać odważnie i z pomysłem. Polski zespół przeprowadził kilka akcji w naprawdę dobrym tempie i sami Francuzi przyznali po spotkaniu, że podczas 20-25 minut pierwszej połowy stracili nad tym meczem kontrolę.
Miejmy w końcu więcej radości z gry. Głośno krzyczą o to liderzy zespołu - Lewandowski i Piotr Zieliński. Mecz z Francją udowodnił, że można połączyć dobrą taktykę oraz konsekwentną grę w obronie i być niebezpiecznym z przodu. A że nic to nie dało? Rywal był po prostu za dobry.
Prezes Cezary Kulesza musi zadać Czesławowi Michniewiczowi jedno kluczowe pytanie: jak dalej widzi grę reprezentacji? Czy ma to być toporna taktyka na osiągnięcie wyniku, czy może jednak trener wyjdzie z własnej strefy komfortu? W marcu kolejne eliminacje (Euro 2024), to idealny czas na zmiany w drużynie. Nasza reprezentacja nie może go zmarnować, bo ktoś powie, że "liczy się tu i teraz".
Dla niektórych czas się skończył
Są w tej reprezentacji piłkarze, którym termin ważności na poziomie międzynarodowym już minął. Do takich zalicza się między innymi Grzegorz Krychowiak. Zawsze będziemy mu pamiętali świetne Euro we Francji, szanujemy, że wystąpił w reprezentacji 98 razy, ale to już czas, by odwiesić do szafy numer "10" i zejść ze sceny. Odkąd Krychowiak wypadł poza ligi z czołowej piątki w Europie, stawał się coraz wolniejszym zawodnikiem. Ostatnie perypetie z częstą zmianą klubów i kierunki, które wybierał, tylko to spotęgowały.
Krychowiak ma cechy lidera i duże poważanie w drużynie, ale na boisku nie pomaga. Znamienne, że stara się głównie nie przeszkadzać... Za wolno myśli, za wolno zbiera się do podania, a jeżeli już oddaje piłkę, to najczęściej do najbliższego kolegi. Futbol na najwyższym poziomie wygląda dziś nieco inaczej.
Przed turniejem broniłem tego zawodnika. Upierałem się, że obecnie nie mamy lepszego gracza na tej pozycji. Eliminacje Euro 2024 będą idealnym momentem, by znaleźć kogoś takiego. Nie twierdzę, że trzeba Krychowiaka wywalić z kadry - dalej może być wartościową częścią zespołu. Ale szansa gry za niego należy się już komuś innemu.
Dajmy mu być liderem
Skoro Rio Ferdinand, były reprezentant Anglii, dopytuje, dlaczego nasi piłkarze nie chcą współpracować z Piotrem Zielińskim, to jasno pokazuje, jak ceniony w świecie jest piłkarz Napoli.
Zieliński z piłką przy nodze czuje się zdecydowanie najlepiej w naszej drużynie. Ma "to coś". Potrafi oderwać się od rywala jednym przyjęciem, zagrać z pierwszej piłki, poszukać kolegi prostopadłym zagraniem.
Istotne, by mu tylko dostarczyć piłkę. Proste, ale jednak skomplikowane w drużynie narodowej. Przez pierwsze trzy spotkania mundialu Zieliński głównie przyglądał się, jak piłka przelatywała mu nad głową. Piłkarz czuł irytację zwłaszcza, że znajduje się obecnie w najlepszym okresie swojej kariery. W pomeczowych wywiadach mówił wiele razy: musimy grać do przodu, nie bać się.
Przez lata Zieliński był krytykowany za to, że nie jest w stanie sprostać oczekiwaniom, że nie radzi sobie z rolą lidera drużyny. Gdy zaczął to robić, został odcięty od tlenu. Czasem złapał oddech, ale głównie się dusił. A bardzo chciał wziąć odpowiedzialność na swoje plecy, krzyczał do "Lewego", że pomoże nieść mu ten bagaż.
To duży błąd, bo przyszłość, już tą najbliższą, trzeba budować wokół Zielińskiego. Robert Lewandowski jest wielką personą i świetnym snajperem, ale sam nie jest w stanie wygrać meczu na dużym turnieju.
Od Lewandowskiego oczekujemy więcej
Strzelił dwa gole, przełamał się na mistrzostwach świata, ale nie był to turniej Roberta Lewandowskiego. Niestety - po raz kolejny. Odkąd Lewandowski występuje na wielkich imprezach, na żadnej nie porwał. W CV ma Euro 2012, Euro 2016, Euro 2020 oraz MŚ 2018 i 2022. Na dużych imprezach zdobył w sumie siedem bramek i tylko jedna o czymś decydowała - podczas obecnych mistrzostw - o pokonaniu Arabii Saudyjskiej (2:0).
Oczywiście wiemy, że "Lewy" ma czasem i potrójną obstawę rywali i że w kadrze nie posiada tak dużej swobody w ataku, jak wcześniej w Bayernie Monachium czy teraz w Barcelonie. Ale w Katarze to znowu nie był napastnik, którego znamy z meczów klubowych. Był spięty, zmarnował rzut karny w pierwszym spotkaniu z Meksykiem (0:0), z Francją też strzelił gola na raty (w pierwszej próbie nie wykorzystał karnego, ale Hugo Lloris za szybko wyszedł z bramki).
Miał też sporo strat, piłka często odskakiwała mu od nogi, co na ogół temu zawodnikowi praktycznie się nie zdarza. Lewandowski dużo mówi o stylu gry kadry i ma rację. Bo po co murować, gdy ma się w ataku najlepszą "9" świata, a w środku pola zawodnika z "pokrętłem"? Na jego usprawiedliwienie dodam, że często pełnił rolę defensywnego pomocnika, nawet obrońcy! Ale to jest Lewandowski. Od gracza tej klasy oczekiwania zaczynają się na poziomie drapacza chmur, a dla "Lewego" niebo okazało się limitem.
Drugie życie Szczęsnego i Bereszyńskiego
Dwóch piłkarzy zasługuje na szczególne wyróżnienie. Wojciech Szczęsny był najlepszym zawodnikiem kadry na tym turnieju. Oprócz dwóch obronionych rzutów karnych, co jest kosmicznym wynikiem, był jak nigdy prawdziwą ostoją naszej defensywy. Bronił pewnie, zatrzymywał rywali w sytuacjach sam na sam - po prostu dobrze bawił się na tym mundialu. W końcu odwrócił kartę po poprzednich pechowych turniejach w swoim wykonaniu. Nie Lewandowski, a właśnie Szczęsny utrzymywał nas w grze w Katarze.
Świetną formę pokazał też Bartosz Bereszyński. Półtora roku temu był najgorszym graczem naszej reprezentacji podczas Euro 2020. Objeżdżał go w zasadzie każdy rywal. W Katarze zobaczyliśmy jednak najlepszą wersję tego zawodnika - z tyłu i w ofensywie. Bereszyński spuścił hamulec ręczny i robił wiele zamieszania w ofensywie. Tak dobrego okresu w reprezentacji jeszcze nie miał. Tym turniejem Bereszyński rozwiał wątpliwości, co do swojej przydatności w kadrze. W ostatnim czasie był raczej "zapchajdziurą", graczem drugiego wyboru.