Hiszpański zawodnik zawadził nogą o ostatni płotek i z całym impetem runął na tartan. Gdy inni uczestnicy zmagań świętowali na mecie, Enrique Llopis leżał nieruchomo na trasie biegu. Chwilę później doskoczyły do niego służby medyczne, a zawodnik został zasłonięty plandeką. Z trybun było jednak widać nieco więcej niż w telewizji i nie był to przyjemny widok.
- Biegacz uderzył głową o nawierzchnię, a chwilę po upadku zesztywniał i nie ruszał nogami. Wyglądało to przerażająco. Zresztą z tego, co się dowiedziałem, Llopis z hali wyjechał z podejrzeniem urazu kręgów szyjnych. Potem nie miałem już żadnych wieści ze szpitala - przyznaje Henryk Olszewski, prezes PZLA, który na halowych mistrzostwach Europy był z ramienia międzynarodowej federacji.
To zresztą nie jedyny głos człowieka z polskiej delegacji, który z bliska przypatrywał się dramatowi hiszpańskiego biegacza. - Cieszyłem się z sukcesu Jakuba Szymańskiego, ale jednocześnie trudno było mi świętować, bo widziałem, że sytuacja Llopisa jest naprawdę kiepska. Na jego ustach pojawiła się piana - mówi jeden z członków naszego zespołu tuż po przyjeździe do Polski.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Anita Włodarczyk i piłka nożna? No, no - zdziwicie się!
Szyja zawodnika została natychmiast umieszczona w kołnierzu ortopedycznym, a biegacz na noszach został wyniesiony z hali i przetransportowany do szpitala. Zgromadzeni w hali nieco odetchnęli, gdy będący przy rodaku, fizjoterapeuta hiszpańskiej kadry, Miguel Ángel Cos podniósł delikatnie kciuk do góry. Dopiero później okazało się, że gest oznaczał, że Llopis odzyskał świadomość.
Zgodnie z relacją "El Pais", hiszpański płotkarz jeszcze przed wyjazdem do szpitala miał przekazać swoim kolegom, że boli go całe ciało, a przede wszystkim głowa i łokieć. Wiedział jednak, gdzie jest i odpowiadał na pytania.
Hiszpan po południu przeszedł w szpitalu wszystkie badania i został wypisany. We wtorek ma wrócić do domu. Pierwsze informacje wskazują "jedynie" na wstrząśnienie mózgu.
Za swoje zachowanie tuż po wyścigu przeprosił z kolei zwycięzca rywalizacji na 60 m przez płotki, Szwajcar Jason Joseph. Chodziło o to, że zawodnik świętował złoto, a kompletnie zignorował fakt, że jego rywal leży nieprzytomny przed metą. - Po pierwsze, przepraszam, że nie sprawdziłem, czy wszystko w porządku. Byłem wtedy zagubiony. Całkowicie zablokowany na to, co było wokół mnie. Mam nadzieję, że wszystko w porządku. Do zobaczenia na zawodach na świeżym powietrzu - napisał Joseph dzień później w swoich mediach społecznościowych.
Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj więcej:
To już koniec Feio? Będzie reakcja PZPN
Ostra sytuacja o sytuacji w skokach kobiet