Gdy koszmar znów staje się rzeczywistością. "To jest heroina XXI wieku"

- W ciągu roku trzeźwy byłem tylko wtedy, gdy spałem. Ale najgorszy jest mefedron. Powoduje ogromną destrukcję - opowiada nam Filip Cybulski. Sportowiec po raz kolejny walczy o powrót do równowagi.

Tomasz Skrzypczyński
Tomasz Skrzypczyński
Filip Cybulski Facebook / Balzaq / Na zdjęciu: Filip Cybulski

Wszystko wróciło, gdy zrozumiałem, że nie mam szans pojechać na igrzyska do Paryża. Pojawiła się poważna kontuzja uda, po niej przytrafiły się kolejne. Straciłem cel, straciłem treningową rutynę, która trzymała mnie w ryzach. Popadłem w depresję, która pogłębiała się z każdym miesiącem. Moja choroba sprawiła, że było mi łatwiej w nią popaść. Świat bez sportu stał się szary, straciłem marzenia.

Jedynym lekarstwem wydawał mi się powrót do nałogu, czyli alkoholu. Niestety, pojawiły się też narkotyki, z którymi nigdy wcześniej nie miałem do czynienia. Alkohol nigdy nie miał na mnie tak destrukcyjnego wpływu, jak one. Najgorszym pomysłem było ich łączenie.

Przez rok nie trzeźwiałem, tak naprawdę byłem trzeźwy tylko wtedy, gdy spałem. Straciłem wszystko - dziewczynę, przyjaciela i dobre relacje z mamą. Nie miałem nic, nie miałem gdzie mieszkać, długo byłem na dnie. Nie chciałem wyzdrowieć.

Pojawiały się myśli, żeby ze sobą skończyć.

---

Trzy lata temu Filip Cybulski ujawnił, że cierpi na chorobę afektywną dwubiegunową. Były medalista mistrzostw Polski w skoku o tyczce musiał przerwać dobrze zapowiadającą się karierę, gdy choroba zaczęła wpływać na jego życie.

- Raz byłem naukowcem z filmu "Piękny umysł", wizualizowałem sobie, że długopisy same lądują na półce. To chyba efekt pasji z dzieciństwa, nałogowego oglądania filmów. Innym razem byłem tajnym szpiegiem ekologicznym, którego zadaniem jest uratowanie świata. Potrafiłem wyjść z domu i sprzątać Arenę Poznań, cały czas czując się jak w konspiracji, a zadaniem była zmiana świata - mówił nam w 2020 roku (WIĘCEJ TUTAJ).

Udało mu się jednak z tego wyjść. Zdał maturę, dostał się na studia ekonomiczne, wrócił też do treningów. Miał też przed sobą cel - igrzyska olimpijskie w Paryżu.

Od tego czasu jego życie kolejny raz znalazło się na zakręcie. Celem nie są już igrzyska, jest nim utrzymanie równowagi po kolejnym upadku. Podniósł się, wstał z kolan, jednak walka wciąż trwa.

---

"Mój organizm jest zdewastowany"

Jak do tego doszło?

Gdy byłem sportowcem, zawsze czułem się najlepszy. Trenowałem z sukcesami nie tylko skok o tyczce, ale też skok w dal czy rugby. Przez to nie miałem pokory, stałem się narcyzem. A nagle znalazłem się na dnie, pierwszy raz poczułem, że zostałem sam. Myślę, że już w czasach treningu zabrakło mi kogoś, kto przygotuje mnie, że pewnego dnia wszystko może się skończyć.

Nic nie jest w stanie dać ci takiej adrenaliny jak sport. Nie ma przypadku w tym, że po zakończeniu kariery wielu sportowców ma problemy z depresją, zdarzają się też samobójstwa. Przeskok do normalnego życia, bez wystrzału dopaminy, jest bardzo ciężki. Mało osób ze sportu jest przygotowanych na kolejne kilkadziesiąt lat dalszego życia.

Paradoksalnie, pierwszy raz choroba dwubiegunowa dopadła mnie w momencie odstawienia alkoholu. Wtedy w mojej głowie pojawiały się głosy nakazujące robić irracjonalne rzeczy. Były to stany maniakalne. Gdy z tego wyszedłem, przez wiele miesięcy był spokój. Ale gdy sięgnąłem po narkotyki, pojawiły się urojenia. Pod ich wpływem bardzo dużo pisałem, opisywałem swoją historię, miałem ciągłą wenę. Skończyłem książkę w momencie wyżu. Teraz dopisuję rozdziały, które pokazują, że po 3-4 latach abstynencji mogą być nawroty.

To jest jak fala tsunami. Długo stoimy na brzegu i mamy wrażenie, że jest daleko, że nas nie dotyczy i nigdy nie przykryje. Ale nagle zbliża się w takim tempie, że nie możemy nic zrobić. Gdy uderzy, pochłania wszystko.

Mam 28 lat, a mój organizm jest zdewastowany.

"Myślałem, że umieram"

Piłem alkohol przez 17 lat życia. Nawet gdy trenowałem i startowałem. Tyle co wyskakałem, to potem przepijałem w weekend. Rok zażywania mefedronu spowodował takie destrukcje w moim umyśle, jakich alkohol nie zrobił przez wiele lat. Jest o wiele silniej uzależniający. Niestety, jest on powszechny w klubach, barach, pubach. To jest heroina XXI wieku.

Podejmowałem się różnych prac, ale wytrzymywałem w nich 2-3 tygodnie. Nie przychodziłem dalej, bo brałem. Mówiłem, że choruję. Zdarzyło mi się przyjść pod wpływem na rozmowę rekrutacyjną. Nie byłem świadomy.

W pewnym momencie świadomość jest zmieniona do tego stopnia, że jesteś w stanie złamać prawo, aby znów poczuć się na haju. Miałem sześciodniowy ciąg bez spania, wtedy w nocy pojawił się atak paniki. Pewnie była to zapaść, bo myślałem, że umieram. To była reakcja organizmu, który już nie mógł znieść tych substancji. Wtedy postanowiłem, że dość. Że nigdy więcej już tego nie ruszę.

Mama miała do mnie resztki zaufania i pozwalała mi mieszkać w domu. W najgorszych momentach nocowałem u znajomych. Nie było jednak tak, że wywoływałem awantury czy obrażałem innych. Jak to wyglądało? Na przykład brałem przez trzy dni, potem spałem 48 godzin i mówiłem mamie, że wszystko jest w porządku, że nic mi nie jest. Przyjaciele się ode mnie odłączyli, bo wiedzieli, że zażywam. Nie pojawiała się we mnie głupia odwaga do zrobienia czegoś fatalnego w skutkach, jak zdarza się po alkoholu.

Ale raz wylądowałem na wytrzeźwiałce. Widziałem ludzi, które przekonują, że są normalni, po prostu po alkoholu "odwala im szajba". Kończy się świadomość, potem nie wiedzą, gdzie są. Jeden z nich zapytał mnie po wybudzeniu, gdzie jest. "Ku***, znowu?" - odpowiedział.

Czy oglądam lekkoatletykę w telewizji? To dla mnie wciąż niebezpieczne. Gdy włączyłbym telewizor i zobaczył Piotrka Liska, mogłyby pojawić się dołujące myśli. "Ty durniu, zmarnowałeś karierę". Przecież w czasach juniorskich skakałem nawet wyżej od niego. Wiem też, że to wszystko spowodowała u mnie choroba dwubiegunowa.

Są jednak osoby, które nie widzą mojej choroby, choć dzwoniłem do nich z przeprosinami. Naobrażałem w przeszłości wiele osób. Gdy trener Krzysztof Dziamski woził mnie po psychiatrach i pomagał, od innego znanego szkoleniowca usłyszał, żeby dał sobie ze mną spokój. Możecie sobie wyobrazić, co czuje słyszący to 20-latek, na którego w jednym momencie spada bardzo dużo nieszczęść.

Z Piotrkiem zakopaliśmy wojenny topór, bardzo mu dziękuję, że mogę z nim porozmawiać, że mnie wspiera i nie ocenia. Jest wielkim sportowcem i niesamowicie go szanuję. Pokazuje ciągle ogromny charakter.

Sami musimy sobie z tym poradzić

Rozpocząłem terapię grupową, jednak wytrzymałem tam niecały tydzień. Terapeuta nie jest w stanie skupić się na jednej osobie. Teraz mam spotkania indywidualne, trzy, czasami cztery razy w tygodniu. Godzinna rozmowa z terapeutą daje mi o wiele więcej niż przez te kilka dni w ośrodku.

Dostałem mnóstwo wiadomości ze wsparciem, także od nieznajomych. To bardzo mi pomaga, jednak najważniejsze muszę zrobić sam. Bo możemy mieć za sobą setki przyjaciół, jednak w depresji tak naprawdę zostajemy sami i sami musimy sobie z tym poradzić.

Co dalej? Jest takie stanowisko, asystent zdrowienia. To funkcja, która pomaga ludziom w kryzysach psychicznych, wymogiem jest przebyty epizod chorobowy. Dzisiaj zaniosłem dokumenty i swój życiorys do jednego ze szpitali. Jestem też na trzecim roku psychologii, chciałbym zostać terapeutą od uzależnień.

Chcę też wrócić do sportu. Ale już ze świadomością, że może się nie udać.


Zofia Szawernowska, psycholog sportu, trener personalny, założycielka Flow Academy:

Zdarza się, ze sportowcy są eksploatowani do granic możliwości, jednak w przypadku problemów czy kontuzji często zostają bez pomocy. Zadaniem sztabu szkoleniowego jest wspieranie zawodnika w takich sytuacjach, oraz przygotowanie go do wejścia w kolejny etap życia, po zakończeniu kariery. Brak perspektyw może spowodować, że młody człowiek nie poradzi sobie w nowej rzeczywistości, co nieraz prowadzi do depresji.

Przy chorobie dwubiegunowej epizod manii może przyczynić się do zbyt intensywnego zaangażowania w sport. Przez sportowca może to być odebrane jako pozytywne, w rzeczywistości jednak prowadzi to zaburzenia homeostazy (homeostaza polega na zachowaniu równowagi wewnętrznego środowiska ludzkiego organizmu, w odniesieniu do warunków zewnętrznych - przyp red.). Im dłuższy epizod manii, tym trudniejszy może okazać się przebieg następującej później depresji.

Na szczęście problem został zauważony i coraz częściej zapewnia się pomoc psychologiczną sportowcom. Zawodnicy otwierają się i mówią nie tylko o sukcesach, ale też o goryczy porażki, ciężkich doświadczeniach, lęku, depresji i innych zaburzeniach psychicznych. Idziemy w dobrym kierunku, jednak mamy wciąż dużo do zbudowania w obszarach psychologicznych, przede wszystkim poprzez edukację trenerów, sportowców i rodziców, których wspólna praca przekłada się na prawidłowy rozwój mentalny zawodnika w sporcie.

Bardzo dobrym przykładem do naśladowania jest Iga Świątek, która sama podkreśla, jak ważny w karierze jest psychiczny odpoczynek. W jej teamie psycholog jest stale obecny i dba, by nie dochodziło do wyeksploatowania zawodniczki. Tak właśnie to powinno działać.

***

Choroba afektywna dwubiegunowa (ChAD) - zaburzenie afektywne dwubiegunowe, charakteryzuje się występowaniem dwóch przeciwstawnych zaburzeń nastroju, które określane są biegunami depresji i manii lub hipomanii. Pomiędzy nimi przeplatają się okresy remisji.

Choroba afektywna dwubiegunowa to druga co do częstości przyczyna niezdolności do pracy z powodów psychiatrycznych.

Gdzie szukać pomocy?

Jeśli znajdujesz się w trudnej sytuacji i chcesz porozmawiać z psychologiem, dzwoń pod bezpłatny numer 116 123 lub 22 484 88 01. Listę miejsc, w których możesz szukać pomocy, znajdziesz też TUTAJ.

Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×