Paweł Fajdek to pięciokrotny mistrz świata w rzucie młotem. Już w tym roku ma szansę na wywalczenie szóstego tytułu z rzędu i tym samym wyrównanie rekordu należącego do Siergieja Bubki.
Głośno o młociarzu zrobiło się chociażby przy okazji ostatniego Plebiscytu "Przeglądu Sportowego", kiedy mocno wyraził swoje niezadowolenie z zajętego miejsca. Ostatnio wbił z kolei szpilkę w Roberta Lewandowskiego i piłkę nożną (więcej na ten temat przeczytasz TUTAJ).
Fajdek gościł w czwartek w radiu RMF FM, gdzie został zapytany o zarobki w lekkoatletyce. Jak sam przyznał, rzut młotem, chód sportowy i wielobój to najgorzej traktowane konkurencje w całej dyscyplinie.
- Nie możemy porównywać się ze sprinterami, którzy biegają na 100 metrów czy ze skoczkami o tyczce, którzy skaczą powyżej sześciu metrów. To są zupełnie inne pieniądze - tłumaczył.
- Na mistrzostwach świata pierwsze miejsce to 70 tys. dolarów na ten moment (290 tys. złotych). Dla niektórych to jedyna wypłata w ciągu roku. Usain Bolt potrafił wziąć po 100-150 tys. dolarów za przyjazd na zawody (415-620 tys. złotych). My w rzucie młotem dostajemy po 2,5 tys (10 tys. złotych). Przyjmijmy, że od połowy maja do lipca zawody są raz w tygodniu, później mamy mistrzostwa świata. Takich startów jest między 8 a 10 - dodał pięciokrotny mistrz świata.
ZOBACZ WIDEO: Zrobiła to! Jechała rowerem nad przerażającymi przepaściami
Paweł Fajdek podkreślił, że nie są to duże pieniądze. On sam jest w tej komfortowej sytuacji, że należy do grupy wspieranej przez Orlen. Mówi, że uwalnia to jego głowę i pozwala się skupiać wyłącznie na startach i treningach.
- Kluby w Polsce nie są na takim poziomie finansowym, żeby wspierać aż tak zawodników. Na szczęście mamy szkolenie. Jeżeli łapiemy się do finałów mistrzostw świata czy igrzysk olimpijskich, mamy wsparcie z ministerstwa sportu - wyjaśnił.
- Mamy stypendia, do tego można stypendium dostać z miasta. Łącząc to jesteśmy w stanie przeżyć, ale ta druga osoba zdecydowanie musi pracować. I to nie jest też przyjemne, bo sportowca w domu nie ma. Najczęściej 250-300 dni w roku. Ja w swoim jednym roku, raz to tylko zrobiłem, byłem 328 dni poza domem. Nie jest to coś fajnego - dodał rozmówca radia.
Podkreślił jednocześnie, że są kraje, gdzie sytuacja sportowców jest gorsza. Muszą chociażby sami zajmować się organizacją przygotowań, co zabiera ich cenny czas.
- Uważam, że nie powinniśmy narzekać w Polsce, ale jest wiele rzeczy, które mogłyby wyglądać lepiej - zakończył Fajdek.
Czytaj także:
- Merlene Ottey - długowieczna królowa sprintu
- To może być przełomowa decyzja sądu. Amerykaninowi grozi aż 10 lat więzienia