Armand Duplantis: W Polsce poczułem coś niezwykłego

Getty Images / Na zdjęciu: Armand Duplantis
Getty Images / Na zdjęciu: Armand Duplantis

- W Polsce przeżyłem jeden z najlepszych momentów w moim życiu - opowiada nam Armand Duplantis, rekordzista świata w skoku o tyczce. Międzynarodowa gwiazda lekkoatletyki wkrótce znów pojawi się w naszym kraju i chce dokonać czegoś wielkiego.

Fenomen. Geniusz przeczący prawom fizyki, przenoszący wyobrażenia kibiców na nieznany dotąd poziom. Mistrz olimpijski, mistrz świata i Europy. Rekordzista świata w hali (6,22 m) i na otwartym stadionie (6,21 m), dla którego nie istnieją żadne granice.

Lub po prostu Armand Duplantis.

Szwedzki gwiazdor skoku o tyczce będzie jedną z największych gwiazd tegorocznego Memoriału Kamili Skolimowskiej w Chorzowie (16 lipca), który od roku jest także częścią prestiżowego cyklu Diamentowej Ligi. 23-latek pojawił się na Stadionie Śląskim rok temu i w swoim debiucie pobił rekord mityngu (6,10 m).

Dlaczego Polska jest dla niego wyjątkowym miejscem? W którym momencie skok o tyczce może być przerażającym sposobem na życie? Kiedy Piotr Lisek sprawił, że nie czuł żadnych szans na zwycięstwo? O tym wszystkim gwiazda światowego sportu opowiada w rozmowie z WP SportoweFakty.

Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty: Czy w ogóle odczuwasz strach?

Armand Duplantis: W skoku o tyczce? Nie. Gdy jesteś pewny, co możesz zrobić i co może się stać w trakcie próby, nie czujesz strachu. Musisz czuć 100-procentową pewność i kontrolę.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: wzruszające chwile po sukcesie Djokovicia w Paryżu

Nawet gdy jesteś sześć metrów nad ziemią?

Nasza konkurencja faktycznie jest dość niebezpieczna, bo gdy wybijasz się sześć metrów nad ziemię lub gdy spadasz z takiej wysokości, może wydarzyć się wszystko. Czasami naprawdę może to wyglądać przerażająco. Na szczęście nie miałem w karierze bardzo groźnych kontuzji doznanych podczas skoku, a to przecież się zdarza.

Bardzo ważne jednak jest takie wewnętrzne poczucie bezpieczeństwa, wynikające z doświadczenia i pewności siebie. Myślę, że każdy z nas musi to w sobie mieć. Musimy być też przygotowani, jak szybko uniknąć zagrożenia, gdy tylko czujemy w trakcie skoku, że coś jest nie tak.

Armand Duplantis podczas ME w Monachium
Armand Duplantis podczas ME w Monachium

Masz w swoim dorobku złote medale wszystkich najważniejszych imprez, jesteś absolutnym rekordzistą świata, a w tym roku skończysz zaledwie 24 lata. Co cię napędza, żeby nadal to robić?

Ja po prostu uwielbiam rywalizować i przesuwać swoje limity, pchać siebie do przodu każdego dnia. Kocham to, co robię i wszystko co z nim związane. Kocham to tak mocno, że w tym momencie motywacja to dla mnie najmniejszy problem i nie mam żadnego problemu z wytyczaniem sobie kolejnych celów.

Jesteś jedną z największych gwiazd światowej lekkoatletyki, co nierozłącznie wiąże się z ogromną popularnością. Jak w tym wszystkim pozostać normalnym i od tego nie zwariować?

Dla mnie chyba kluczowe jest, że najważniejsze sprawy w moim życiu wciąż wyglądają podobnie. Nadal mam takie same cele i - tak jak mówiłem wcześniej- cały czas kocham to co robię. Skupiam się na tym niezmiennie od lat. Wciąż mam tych samych przyjaciół i rodzinę, tutaj nic się nie zmieniło.

A wytrzymanie presji numeru jeden? Mówi się, że trudniej utrzymać się na szczycie niż na niego wejść.

Według mnie to droga na szczyt jest trudniejsza. Po prostu teraz wiem, w jakim jestem miejscu, jestem przygotowany na to, co może się wydarzyć. Droga jest najtrudniejsza, wymaga niezwykłej determinacji i tak naprawdę nie zawsze wiesz, co cię czeka. Gdy już jesteś na szczycie, sytuacja wydaje się opanowana i masz w sobie więcej spokoju.

16 lipca ponownie pojawisz się w Chorzowie na Memoriale Kamili Skolimowskiej. Jak wspominasz ubiegłoroczny start w Polsce?

Z tego miejsca mam tylko dobre wspomnienia. Nawet mimo deszczowych warunków udało mi się oddać wtedy bardzo dobre skoki, skończyłem zawody z wynikiem 6,10 m. To świetne miejsce do skakania - organizacja i warunki są znakomite, stadion też robi wrażenie. Nie mogę się już doczekać kolejnego startu w Chorzowie.

Po ubiegłorocznej wizycie powiedziałeś, że wrócisz, bo masz coś do udowodnienia. Ujawnisz, o co chodziło?

Czasami bierzesz udział w zawodach i czujesz, że możesz uzyskać jeszcze lepszy wynik. Tak było w przypadku moich prób w Chorzowie przed rokiem. Wiem, że mogę w tym miejscu zrobić coś specjalnego.

Tak jak w Toruniu? W 2020 roku to właśnie w tym mieście, podczas Orlen Copernicus Cup, po raz pierwszy pobiłeś rekord świata w skoku o tyczce (6,20 m).

Dokładnie tak było, to specjalne miejsce dla mnie. Zawody w Toruniu, gdy po raz pierwszy pobiłem rekord świata, zapamiętam na zawsze. Właśnie w Polsce poczułem coś niezwykłego. Był to z pewnością jeden z najlepszych, najbardziej wyjątkowych i najważniejszych momentów w mojej karierze. Mam wspaniałe wspomnienia. Może uda mi się to poprawić ten wynik w tym roku. Kto wie?

A czy w twoich skokach w ogóle można coś poprawić?

Zawsze jest coś takiego, cały czas trzeba się udoskonalać. W moim przypadku staram się poprawiać moje dobiegi, chcę być szybszy podczas biegu i w czasie odbicia. Jeśli udałoby mi się to zrobić, przełożyłoby się to na osiągane wysokości.

Mówiliśmy, że osiągnąłeś już wszystko. A czy masz w swojej głowie zawody, do których nie chcesz wracać? Starty, które uważasz na porażkę?

Dla mnie przeszłość to przeszłość, nie żyję tym, co już było. Oczywiście, były zawody, których nie wygrałem, a czułem, że mogłem to zrobić, tak jak choćby mistrzostwa świata w 2019 roku. Porażki są ważnym elementem kariery, trzeba je przekuć w coś pozytywnego, w motywację do poprawienia się w kolejnych zawodach. Ale dla zawodowego sportowca przeżywanie tego, co było, nie jest najlepszym wyjściem.

Muszę cię też zapytać o zawodnika, z którym regularnie rywalizujesz, czyli o Piotra Liska. Masz może w pamięci najbardziej szalone wspomnienie z nim związane?

Piotrek? Mam z nim wiele fajnych wspomnień! Na szybko przychodzi mi do głowy jedno, z 2019 roku, gdy rywalizowaliśmy razem w Diamentowej Lidze. Był taki okres, gdy był po prostu nie do pokonania. Był w takim gazie, że w jednym tygodniu dwa razy kończył zawody z wynikiem powyżej 6 metrów. Ja wtedy też byłem w formie, szło mi całkiem nieźle, jednak pamiętam, że na przykład w Monako nie mogłem się wtedy z nim równać.

Jego skoki z tego czasu były jednymi z najbardziej szalonych jakie widziałem w swoim życiu. Patrzenie wtedy na niego było naprawdę wyjątkowe. W jego oczach było widać ogień, co było super sprawą.

Razem z Piotrem Liskiem i innymi zawodnikami tworzycie wyjątkową grupę. Podczas konkursów nie ma między wami złej krwi, po udanych skokach jednego z was zaraz wszyscy mu gratulują. Widać gołym okiem, że po prostu lubicie spędzać ze sobą czas. Jaki jest tego sekret?

Chyba kluczowy jest fakt, że tak naprawdę nie rywalizujemy ze sobą, ale z poprzeczką. Jedyna rywalizacja między nami istnieje na papierze, twoim jedynym przeciwnikiem jest wysokość. Nad tym, co zrobią inni, nie masz żadnej kontroli. Jest między nami dobra energia i pewna więź - wszyscy zdajemy sobie sprawę, jak skomplikowana jest nasza konkurencja, jakie wszyscy przechodzimy problemy. Wiemy też, że potrzebujemy siebie nawzajem i jak wszyscy jesteśmy szaleni.

W tym roku poziom skoku o tyczce jest niesamowity. Ty już skoczyłeś 6,11 m, KC Lightfoot 6,07 m, Ernest Obiena 6,00 m, a wasza najwyższa forma powinna przyjść w sierpniu na mistrzostwach świata w Budapeszcie. Czujesz, że to może być wyjątkowy sezon?

Oby! Jest naprawdę wielu zawodników, którzy mogą skakać powyżej 6 metrów. W tym momencie naprawdę mamy niezwykłą rywalizację, moim zdaniem jest to najlepsza grupa zawodników, jaką widziałem. To ekscytujące uczucie, które także mnie nakręca do skakania coraz wyżej i sprawdzania swoich limitów. Obecny sezon zapowiada się naprawdę niesamowicie.

Rozmawiał i notował Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty
Mamy nowych mistrzów NBA! To był pokaz siły--->>>
Trzęsienie ziemi w PSG! Oto szczegóły--->>>

Źródło artykułu: WP SportoweFakty