[b]
Z Budapesztu - Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty[/b]
Paweł Fajdek mógł przejść w Budapeszcie do historii i wyrównać osiągnięcie Sergieja Bubki, zdobywając po raz szósty z rzędu tytuł mistrza świata. Przed konkursem wiara kibiców w taki scenariusz była jednak mniejsza niż zazwyczaj, ponieważ Polak miał w tym roku ogromne problemy ze zdrowiem.
Mało kto się spodziewał, że w finale będzie w stanie zagrozić m.in. Wojciechowi Nowickiemu. Fajdek pokazał jednak, że nie można go skreślać. Już w pierwszym rzucie odpalił wspaniały rzut dokładnie w 80 metrów. Wydawało się, że z takim wynikiem może się powoli przyzwyczajać do medalu.
Niestety dla niego, Nowicki, Bence Halasz i niesamowity Kanadyjczyk Ethan Katzberg rzucali jeszcze dalej. Ostatecznie Fajdkowi przypadło czwarte miejsce.
Po konkursie pięciokrotny mistrz świata ujawnił, że startował z urazem. O co chodziło?
- Wychodząc z koła po eliminacjach skręciłem kostkę. Bardzo boli i nie jest to komfortowa sytuacja. To są jednak mistrzostwa świata, trzeba było walczyć. Napiąłem się na pierwszy rzut i dałem z siebie 90 procent. Udało się 80 metrów, potem już nie chciało się to wszystko poukładać - ujawnił Fajdek.
- Byłem w stanie zakręcić się wokół 81 metrów, ale ciężko z tym bólem było mi się skoncentrować. Zakładaliśmy, że poziom będzie wysoki i trzeba będzie rzucać po medal bardzo daleko, ale pech nie opuścił mnie do końca. Byłem chory przez pół roku, w siedem tygodni udało się zbudować formę na 80 metrów, to też wyczyn - podsumował.
Dodajmy, że ostatecznie wygrał Katzberg, przed Nowickim i Halaszem.
ZOBACZ WIDEO: Ludzie Królowej #6. Nikola Horowska ozłocona. "Przeżywałam w tym roku trudne chwile"