Potężna afera. Urbaniak o konflikcie ze Swobodą

Lekkoatleta Sebastian Urbaniak po raz pierwszy opowiada o niezwykłych zdarzeniach sylwestrowej nocy, kiedy miał ujrzeć w oknie polską królową sprintu, a okazało się, że w mieszkaniu był inny zawodnik. Historię śledzili kibice z całego kraju.

Mateusz Puka
Mateusz Puka
Skandalem z udziałem Sebastiana Urbaniaka żyła cała Polska / Foto Newspix Newspix / Skandalem z udziałem Sebastiana Urbaniaka żyła cała Polska / Foto Newspix
Sebastian Urbaniak to dwukrotny medalista mistrzostw Polski w biegu na 400 metrów przez płotki. Od blisko roku częściej niż o sukcesach, mówi się jednak o nim w kontekście dziwnych wydarzeń poza bieżnią.

21-latek w końcu zdecydował się odpowiedzieć na głośny wywiad Ewy Swobody, w którym popularna sprinterka opowiadała o szeregu niepokojących zachowań wobec niej i jej chłopaka. Urbaniak miał choćby wysyłać jej zdjęcia damskich narządów płciowych, a jej chłopakowi grozić śmiercią.

Urbaniak po raz pierwszy ze swojej perspektywy opowiada o głośnych zdarzeniach z sylwestrowej nocy w Kruszwicy, awanturze ze Swobodą podczas niedawnych mistrzostw Polski w Gorzowie oraz groźbach śmierci, które kierował pod adresem innego reprezentanta Polski. Zawodnik odpowiada na zarzuty stawiane mu przez znakomitą polską biegaczkę Ewę Swobodę.

Mateusz Puka, WP SportoweFakty: Po raz pierwszy zrobiło się o panu głośno w styczniu tego roku. Brał pan udział w dziwnym zdarzeniu w Kruszwicy. Była noc sylwestrowa, chodził pan po osiedlu i nagle miał pan zobaczyć w oknie jednego z mieszkań sprinterkę Ewę Swobodę, choć ona zaprzeczyła, że była tego dnia w Kruszwicy. Gdy zapukał pan do drzwi mieszkania, miał je otworzyć inny lekkoatleta Jakub Krzewina. Doszło do bójki. 

Sebastian Urbaniak (były reprezentant Polski na 400 metrów przez płotki): Swoją wersję wydarzeń z tamtej nocy już opowiedziałem. Teraz nie zamierzam tego komentować. Sprawą zajmuje się prokuratura wojskowa [Jakub Krzewina jest żołnierzem - przyp. red.], a ja czekam na wyrok. Warto dodać, że przecież to nie ja usłyszałem zarzuty, tylko jestem poszkodowanym. Sąd rozstrzygnie, kto w tej sprawie mówi prawdę.

Ta historia brzmi tak absurdalnie, że szybko usłyszała o niej cała Polska.

Sam jestem sobie winny. Sprawa niepotrzebnie została aż tak nagłośniona. Nie mogę mieć pretensji tylko do innych, bo to jednak ja zapukałem do tego mieszkania.

Efekt starcia z Jakubem Krzewiną był poważny.

Mogę potwierdzić, że faktycznie doszło do złamania kostki bocznej w stawie skokowym z przemieszczeniem. Początkowo byłem przekonany, że to koniec mojej lekkoatletycznej kariery. Przeszedłem operację, a kość była zespolona śrubami. Pamiętam, jak leżałem w szpitalu i ze smutkiem patrzyłem na nogę. Po kontuzji musiałem na nowo uczyć się chodzić, a początkowo o bieganiu w ogóle nie było mowy.

Ostatecznie, dzięki wysiłkowi lekarza, fizjoterapeuty oraz rodziców, którzy pomogli mi finansowo w tym trudnym okresie, byłem w stanie wrócić do sportu.

ZOBACZ WIDEO: Ewa Swoboda ruszyła w miasto. Po pamiątki

Ile czasu zajął panu powrót do sprawności?

Po dwóch i pół miesiącach od operacji zdołałem wykonać pierwszy trening. Nie było to jednak bieganie z pełnym obciążeniem, a treningi na ergometrze. Leczenie przebiegało szybko i wkrótce wróciłem na bieżnię. Jestem dumny, że w cztery miesiące zdołałem zbudować taką formę, by wystąpić w mistrzostwach Polski w Gorzowie Wielkopolskim.

Jaką relację mieliście z Jakubem Krzewiną? Byliście wrogami?

Na ten temat nie chcę się wypowiadać.

Ewa Swoboda twierdzi, że między nią a panem nie było żadnej relacji. Do dziś żałuje, że powiedziała o panu przy znajomym, że jest pan OK.

Z Ewą poznałem się na obozie kadry w grudniu 2021. Na początku była to ciekawa relacja i wydaje mi się, że oboje mieliśmy wobec siebie miłe zamiary. Na tym samym zgrupowaniu znalazł się jednak Krzysztof Kiljan, który przejechał się ze mną oraz Ewą samochodem i pokazał swoje umiejętności driftu. Wtedy też zostałem odrzucony, z czym do dziś nie mogę się pogodzić.

Swoboda zarzuca panu, że od tego czasu nęka pan i ją, i jej partnera - Kiljana.

Zgadzam się, że nie wszystko, co zrobiłem, było w porządku. Zaprzeczam jednak, bym kiedykolwiek nękał partnera Ewy Swobody.

Po zajściach w Kruszwicy pojawiły się kolejne zarzuty pod pana adresem. Przejdźmy do tematu zdjęć damskiego narządu płciowego, które wysłał pan w zeszłym roku Swobodzie. Dlaczego pan to zrobił?

To ja otrzymałem to zdjęcie jako pierwszy z - jak się później okazało - fejkowego konta pod nazwą Justyna Mundzik. Dałem się oszukać, nie sprawdziłem, czy taka osoba w ogóle istnieje. Dostałem takie zdjęcie, a później pod namową tej osoby, wysłałem również swoje zdjęcia intymne.

Po dogłębnej analizie zdjęcia, które otrzymałem, stwierdziłem, że to sprawka Ewy Swobody i Kiljana. To dlatego odesłałem jej zdjęcie, które otrzymałem. To miał być dla niej sygnał, że wiem o jej zachowaniu.

Jednak to nadal, jak rozumiem, tylko pana domysły. Coś na to wskazywało, że zrobiła to właśnie ona?

Osoba, która namawiała mnie do wysłania intymnych zdjęć, przynajmniej raz zadzwoniła do mnie za pośrednictwem skype'a. Nie chciała jednak włączyć kamerki ani odezwać się do mikrofonu. Dopiero po fakcie skojarzyłem, że muszę ją znać, bo przecież w innym razie nie bałaby się rozpoznania po głosie.

Od momentu, gdy wysłałem jej swoje zdjęcia, obawiałem się, że trafią one do internetu i będą wykorzystywane do tego, by skompromitować mnie w oczach innych lekkoatletów i opinii publicznej. Stąd tak nerwowa reakcja, a być może także cały ciąg nieszczęśliwych zdarzeń.

Dlaczego pomyślał pan wtedy akurat, że to może Swoboda? Twardych dowodów brakuje.

Skojarzyłem po kształcie pośladków. Poza tym od kiedy jestem w konflikcie z Ewą, ona zaczęła mi niszczyć opinię w kadrze Polski. Na każdym kroku próbowała mi dogryźć i przekonać innych, że coś jest ze mną nie tak. Tyle mówi o hejcie, a praktycznie w każdym wywiadzie mnie hejtuje. Poza tym, do momentu bójki w Kruszwicy praktycznie nie miałem wrogów.

Byłem wściekły, więc w przypływie złości postanowiłem wysłać zdjęcie, wysłane mi z fejkowego konta, właśnie do Swobody. Gdybym nie wysłał swoich zdjęć anonimowemu profilowi, to dzisiaj nie miałbym tych wszystkich problemów. To był gigantyczny błąd. Od roku żyję w niepewności, bo przecież w każdej chwili te zdjęcia mogą się gdzieś pokazać.

To nie koniec zarzutów Ewy Swobody w pana stronę. Ostatnio doszło między wami do awantury podczas rozgrzewki przed jej finałowym biegiem na 100 metrów w mistrzostwach Polski. Jak pan to wytłumaczy?

Przyznaję, że byłem nachalny i zdesperowany. Nie zamierzałem jednak w jakikolwiek sposób wpłynąć na jej przygotowanie do startu. Zobaczyłem ją na obiekcie rozgrzewkowym i uznałem, że musimy sobie wyjaśnić pewne sprawy. Po czasie doszedłem do wniosku, że wybrałem nieodpowiedni czas i miejsce na takie rozmowy. Mój błąd. Moim zdaniem sytuacja była jednak dość błaha i nie powinna być powodem, by rozważać zakończenie mojej kariery sportowej.

Władze PZLA podchodzą jednak do sprawy bardzo poważnie i prowadzą postępowanie. Grozi panu kilkuletnie zawieszenie. Co dokładnie wydarzyło się na bieżni rozgrzewkowej podczas mistrzostw Polski w Gorzowie Wielkopolskim?

Chciałem z nią po prostu porozmawiać. Wiem, że świadkowie opowiedzieli, że miałem krzyczeć na Ewę, ale ja mam po prostu donośny głos. Nie chciałem jej przeszkadzać ani robić nic złego. Ostatecznie Ewa zrobiła sobie daszek z dłoni nad oczami i nie chciała nawet na mnie patrzeć. Jej trenerka wzięła ją na bok i cała sytuacja została zakończona.

Inni sportowcy uniemożliwili mi rozmowę, więc może dlatego zostało to odebrane, jakbym chciał jej coś zrobić. Wszystko zostało wyolbrzymione po to, by mnie zniszczyć. Nie byłem ani agresywny, ani wulgarny.

Zdjęcia narządów płciowych wysyłanych Swobodzie to jedno, ale jeszcze poważniejsze są zarzuty Krzysztofa Kiljana wobec pana. Ponoć groził mu pan nawet śmiercią.

Pewnego dnia nie mogłem zalogować się do swojej aplikacji bankowej w telefonie. Zadzwoniłem na infolinię i dostałem informację, że tego samego dnia ktoś, używając iPhone’a 7, próbował dostać się na moje konto i wykraść znajdujące się tam pieniądze. Gdy to usłyszałem, zadziałałem instynktownie. Byłem pewny, że to sprawka Krzysztofa Kiljana. Zaznaczam, że nie chodziło o niewinny żart, bo doszło do próby kradzieży wszystkich środków, które miałem wtedy na koncie.

To bardzo poważny zarzut. Ma pan jakieś dowody, poważne przesłanki? 

Oni dokuczanie mnie traktowali jak dobrą zabawę. Myślę, że Kiljan mógł chcieć zrobić to, by zaimponować Ewie. Od kiedy zaczęli być ze sobą, zacząłem tracić kolegów w reprezentacji. Ona oczerniała mnie w towarzystwie, a wiele osób tylko na tej podstawie wyrabiało sobie zdanie na mój temat. Kiljan zresztą jej w tym pomagał.

I dlatego wysłał pan mu wiadomości, w których grozi mu pan śmiercią?

To był impuls. Byłem bardzo zdenerwowany, bo to była już kolejna bardzo podejrzana sprawa, która zdarzyła się w moim życiu po zamieszaniu ze Swobodą. W przypływie złości napisałem do Kiljana, ale mogę zapewnić, że nawet nie brałem pod uwagę, by spełniać moje słowa. Wszystko pisałem w wybuchu złości. Już kilka godzin po wysłaniu tych wiadomości zdałem sobie sprawę, że przesadziłem i wykasowałem te wiadomości.

To właśnie za to został pan zawieszony przez PZLA na rok. Dostał pan także zakaz kontaktów ze wspomnianą dwójką?

Wiem, że złamałem zasady fair-play w stosunku do innego zawodnika. Chciałbym jednak zdementować, by przy okazji tego zawieszenia zakazano mi kontaktów z Ewą Swobodą. Nic takiego nie miało miejsca. Zawieszono mnie za groźby pod adresem Kiljana. Zresztą ostatecznie zdecydowano się skrócić karę pod warunkiem opublikowania przeprosin na stronie PZLA. Zrobiłem to bez wahania, ale zapewniam, że nie było żadnych innych zastrzeżeń. Gdyby zakazano mi zbliżania się do Ewy, to na pewno bym się nie zbliżał.

Oświadczenie takiej treści pojawiło się na stronie PZLA 16 czerwca. To był warunek dopuszczenia zawodnika do startu w mistrzostwach Polski w Gorzowie Wlkp. Oświadczenie takiej treści pojawiło się na stronie PZLA 16 czerwca. To był warunek dopuszczenia zawodnika do startu w mistrzostwach Polski w Gorzowie Wlkp.

Cały czas zastanawiam się, po co Swoboda miałaby to wszystko panu robić. Brzmi to mało realistycznie. Był jakiś szczególny powód?

Powód jest bardzo prosty. Gdy zobaczyłem, jak duże wrażenie swoją nieprzepisową jazdą i driftami zrobił na niej Krzysztof Kiljan, uznałem to za płytkie i prymitywne, więc ją zignorowałem. Nie może mi tego darować. Zaczęło się od usunięcia zdjęcia ze mną na instagramie na jej profilu, a skończyło na tym, że czekam na wyrok Komisji Wyróżnień i Dyscypliny PZLA w tej sprawie.

Mieliśmy bliskie relacje, a ona teraz wszystkiemu zaprzecza, bo chce być lojalna wobec niego. Uważam również, że najciemniej jest pod latarnią i nie jest powiedziane, że Ewa jako profesjonalny sportowiec z wybitnymi osiągnięciami nie jest w stanie dokonać, tylko po to, żeby się na mnie odegrać z wyżej wymienionych powodów. Kariera sportowa pozwala na stwarzanie pozorów bycia dobrym człowiekiem, który jest wzorem do naśladowania. To, kim jesteśmy z zawodu, nie oznacza, jak się zachowujemy wobec kogoś prywatnie. W dzisiejszych czasach świat na tym polega, że tworzymy sobie sztuczny wizerunek, aby ukryć prawdziwe oblicze.

Ostatnio przyznał pan, że pana uczucie do Swobody ma w sobie coś z obsesji. Podtrzymuje pan te słowa?

Faktycznie, można to tak nazwać. To tkwi głęboko we mnie i nie jest ode mnie zależne. Mam uczucie, jakby coś mnie przyciągało, serce nie sługa, czuję się, jakbym był zaczarowany. Choć próbowałem, to nie potrafię o tym wszystkim zapomnieć.

Nie może pan po prostu dać już jej spokoju? Przecież ewidentnie nie chce mieć z panem kontaktu i ma do tego prawo.

Z tego właśnie powodu chciałem z nią porozmawiać podczas mistrzostw Polski w Gorzowie Wielkopolskim. Mamy tyle niewyjaśnionych spraw, że nie mogę przejść obok tego do porządku dziennego. Może gdyby udało nam się porozmawiać, to łatwiej byłoby mi zamknąć ten etap.

Nie ma pan już dość tego zamieszania? Przecież pan również musi martwić się o swoją karierę. Za niedawne zachowanie w Gorzowie grozi panu kolejne zawieszenie.

Sprawa trafiła do Komisji Wyróżnień i Dyscypliny PZLA. Wysłałem już swoją wersję zdarzeń i czekam na ostateczną decyzję. Mam już dosyć tego wszystkiego. Tracę motywację i ochotę do dalszych treningów. Nie czuję się dobrze wśród kolegów i koleżanek z reprezentacji, nie jestem włączony do szkolenia centralnego, a przez złamanie nogi straciłem najważniejszy rok młodzieżowca i szansę występu w mistrzostwach Europy. Myślę, że na tym zakończy się moja kariera. Szukam już sobie miejsca poza sportem.

Można powiedzieć, że sam jest pan sobie winny.

Wiem, że zrobiłem kilka błędów, ale przyzna pan, że z mojej perspektywy wygląda to nieco inaczej. Od stycznia ciągle się wokół mnie coś dzieje. To nie jest łatwe. Trenuję na sto procent, a jednocześnie mam świadomość, że w internecie cały czas ktoś mnie hejtuje. Chciałbym mieć już święty spokój.

***
Niedługo po przeprowadzeniu wywiadu okazało się, że władze PZLA postanowiły dać Urbaniakowi jeszcze jedną szansę. Za wydarzenia podczas rozgrzewki przed mistrzostwami Polski w Gorzowie Wlkp. został ukarany naganą. Jednocześnie działacze zastrzegli, że to ostatnia kara bez zawieszenia.

Rozmawiał Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj więcej:
Koniec marzeń Polaków o finale MŚ
Korzeniowski odpowiadał Tomali. "Dziwią mnie te sądy"

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×