15. edycja imprezy odbędzie się 25 sierpnia na Stadionie Śląskim. Bilety są już w sprzedaży.
Jeżeli w jednym momencie, na jednym stadionie kibice mogą zobaczyć tuzin mistrzów olimpijskich i rekordzistów świata, sypiących historycznymi wynikami jak z rękawa, to musi być coś wyjątkowego. Takie dokładnie są zawody Diamentowej Ligi – najważniejsze, jakie każdego roku znajdują się w kalendarzu World Athletics.
Pierwszym z przystanków sezonu 2024 jest chińskie Xiamen. Od razu, na "dzień dobry", z udziałem polskiej medalistki ostatnich mistrzostw świata.
- Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam taki głód biegania, kiedy ostatnio na tym etapie przygotowań czułam się tak dobrze i tak bardzo chciałam pracować. Mam nadzieję, że to są dobre symptomy. Przede mną wielkie cele, bo takie założyłam sobie z trenerem Markiem Rożejem. Zachęcona ostatnim rokiem, nabrałam odwagi, żeby sięgać wyżej. Nie boję się wyzwań. Pora rozpocząć do nich drogę - mówi Natalia Kaczmarek, specjalistka od biegu na 400 metrów, druga najszybsza biegaczka na tym dystansie w polskich tabelach wszech czasów (49.48 s).
W Chinach liderkę naszej kadry od razu czeka poważny sprawdzian. Jej rywalkami będą m.in. mistrzyni olimpijska Marileidy Paulino i trzecia na MŚ w Budapeszcie Sada Williams.
- To bardzo ważne. To z nimi chcę się porównywać tego lata – przekonuje Kaczmarek i dodaje, że na równie mocną obsadę ma nadzieję także 25 sierpnia. Tego dnia Diamentowa Liga po raz trzeci zawita na Stadionie Śląskim, w ramach 15. Silesia Memoriału Kamili Skolimowskiej. To z tej imprezy ona, a także m.in. wicemistrzyni świata w hali w biegu na 60 metrów Ewa Swoboda mają swoje rekordy życiowe.
- Dla każdego polskiego lekkoatlety „Kama” stała się priorytetowym celem. Dla mnie, rodowitej Ślązaczki, która kocha biegać u siebie i żyje wrzawą z trybun, to dzień, który już w kalendarzu mam zaznaczony grubym markerem. Żeby pamiętać, do kiedy trzymać formę! - puszcza oko Swoboda. Przed rokiem to u nas pierwszy raz w karierze pobiegła na 100 metrów poniżej 11 sekund (10.94 s). - Dzięki temu wiem, że stać mnie na powtórkę. Najlepiej za każdym razem.
ZOBACZ WIDEO: Co dalej ze Szczęsnym? "Lewy" szczerze o jego końcu kariery
Oczywiście, wśród 15 mityngów tegorocznego sezonu Diamentowej Ligi nie wszędzie zobaczymy te same nazwiska. Zwykle konkretne konkurencje w etapach kwalifikacyjnych pojawiają się 4-8 razy. W nich lekkoatleci zbierają punkty do rankingu, które następnie pozwalają im na występ w wielkim finale. W tym roku odbędzie się w Brukseli w dniach 13-14 września. Ostatnio na podium stanęło dwoje Polaków - Kaczmarek w biegu na 400 m oraz Norbert Kobielski w skoku wzwyż.
- W świecie, który daje coraz więcej doznań i w którym człowieka coraz trudniej zaskoczyć, Diamentowa Liga nadal jest sportowym magnesem. I to jest wielka wartość sama w sobie. To zbiór fantastycznych postaci, do którego wstęp mają wyłącznie najwięksi. Elita. A ta w dodatku odwiedza topowe lokalizacje. W kalendarzu znów znalazło się m.in. Monako, Lozanna, Paryż, Rzym czy Londyn. I oczywiście Śląsk - podkreśla Marek Plawgo, dyrektor ds. komunikacji "Kamy".
- Miejsca to jedno, obsada to drugie. Ale trzecie to nagrody. Te w Diamentowej Lidze są naprawdę godne, to też nadaje cyklowi prestiżu - mówi Swoboda.
Tym razem, w sezonie olimpijskim, będzie podobnie. W każdej z 32 konkurencji w finale czekają duże pieniądze, w tym czek na 30 tysięcy dolarów dla zwycięzcy. Regulamin przewiduje też 10 tys. dol. za każdy triumf w zawodach kwalifikacyjnych. Dodatkowo World Athletics honoruje triumfatorów dzikimi kartami na mistrzostwa świata i imponującą statuetką z diamentem.
- Wiem z własnego doświadczenia: poza kilkoma wyjątkami to są bardzo godne stawki. I już samo to sprawia, że jadąc na Diamentową Ligę, zawsze dajesz z siebie jako zawodnik sto jeden procent - przyznaje Piotr Małachowski. Dyrektor sportowy "Kamy" jako jedyny dotąd Polak triumfował w tej serii. Co więcej, dokonał tego aż czterokrotnie. - Mamy jako Polska kilka argumentów, abym tego lata przestał być w tym gronie jedyny - uważa były dyskobol.
W tym roku, z racji historycznie wczesnego terminu mistrzostw Europy, tylko do końca maja kibiców - poza Xiamen - czekają jeszcze mityngi w Szanghaju (27.4), Dosze (10.5), Rabacie (19.5), Eugene (25.5) i Oslo (30.5). Później cykl odwiedzi 2 czerwca Sztokholm, Paryż (7.7), Monako (12.7) i Londyn (20.7), a po igrzyskach jeszcze Lozannę (22.8), Śląsk (25.8), Rzym (29.8). Na wrzesień zaplanowano Zurych (5.9) i wielki finał w Brukseli (13-14.9).
- Kalendarz jest ułożony tak, żeby wypełnić całe lato. Najpierw da zawodnikom przestrzeń na zbudowanie formy do najważniejszego punktu sezonu, a później czas na pójście na fali ewentualnego sukcesu olimpijskiego - zauważa Plawgo. - Cieszy mnie, że Polska tym razem odegra tę drugą rolę.
- Będziemy chcieli zapełnić listy startowe medalistami z Paryża - bez ogródek deklaruje Małachowski.
Już teraz wiadomo, że oprócz Kaczmarek i Swobody przyjazd na Stadion Śląski 25 sierpnia po-twierdził m.in. Armand Duplantis i Femke Bol - rekordzista świata w skoku o tyczce i najszybsza biegaczka na 400 m w hali w historii. Wkrótce organizatorzy 15. Silesia Memoriału Kamili Skolimowskiej ogłoszą kolejne nazwiska gwiazd.